Władza twój wróg!

Za czasów PRL, praktycznie każdy prócz nielicznej garstki "ustawionych" wiedział że władza dowolnego szczebla, służy tylko i wyłącznie gnojeniu obywateli. Po roku '89, kiedy PRL padł z wielkim hukiem z powodu swojej niewydolności, pojawiły się nadzieje na zmiany. Przynajmniej oficjalnie władza starała się robić wrażenie jakiejś tam przyjazności. Władze lokalne zaczęły się starać o inwestycje, czasem można się było poskarżyć że coś się dzieje źle bez obaw o zawędrowanie w kazamaty. W wielu gminach władze zaczęły się starać o rzeczywistą poprawę bytu mieszkańców, starały się ich wspierać, ułatwiać inwestycje, słowem być przyjazne.
Niestety, na tym tle gmina Wawer od lat wypada fatalnie. Każdy kto miał jakiś styk z władzami Wawra, wie że tu o ułatwieniach mowy być nie może. Na każdym kroku władza stara się pokazać obywatelowi gdzie jego miejsce. Kiedy kilka lat temu rozpoczynałem budowę domu, po każdej wizycie w urzędzie gminy ogarniała mnie wściekłość. Urzędnicy nigdy nie zapomnieli o tym żeby przypomnieć o swojej wyższości. Albo czepiali się o kolor okładki projektu budowlanego (wskazując zakład introligatorki w którym oprawią mi projekt "właściwie"), albo pismo na drodze z dziennika podawczego do któregoś wydziału ginęło albo mieli już tylko pół godziny do końca dnia pracy i nie mogli mnie obsłużyć.
Pewne światełko w tunelu pojawiło się za czasów prezydentury Kaczyńskiego. Gminne towarzystwo wzajemnej adoracji zostało intensywnie wstrząśnięte i przez pewien czas klnąc po cichu na zamordyzm "Kaczki" pracowali jak powinni. Ostatnio jednak widać znów powrót do starych sprawdzonych metod.
Jeszcze do niedawna, w poniedziałki urząd gminy pracował do godziny 18.00 pozwalając ludziom pracującym załatwić jakąś sprawę bez zwalniania się z pracy. Za dobrze było! Urzędnik nie może się przecież przemęczać. Teraz gmina pracuje tylko do 16.00. Ale jak przyjrzeć się poszczególnym wydziałom, to pracują np. przez dwa dni w tygodniu z czego np. w środę od 10.00 do 14.00. Nic tylko zostać urzędnikiem!
O tym jak życzliwie gmina traktuje tych co chcieliby mniej zatruwać środowisko i zbudować sobie przydomowe oczyszczalnie ścieków pewnie wszyscy wiedzą - nie bo nie! Urzędnik wie lepiej. Czyżby brali działkę od szambiarzy?
Ostatnio jednak dowiedziałem się jeszcze większego kuriozum. Nasza gmina żąda od obywatela który zbudował dom i chciałby uzyskać "pozwolenie na użytkowanie", aby zgłosił ten fakt do straży pożarnej, sanepidu, państwowej inspekcji pracy i ochrony środowiska. O ile w prowizję od szambiarzy za zakazywanie budowy oczyszczalni jestem jeszcze w stanie uwierzyć, to w tym przypadku do głowy przychodzi mi tylko jedno wyjaśnienie: ZŁOŚLIWOŚĆ.
Znajomy który właśnie przechodzi drogę przez mękę z załatwianiem tych formalności powiedział, że kiedy udał się do straży pożarnej z zamiarem zgłoszenia, strażacy pokiwali głowami z politowaniem mówiąc: Wawer. Podobno jesteśmy jedyną gminą która ma tak idiotyczne pomysły.


Niniejszym zapraszam wszystkich którzy doświadczyli takiej swoistej "życzliwości" od naszej gminy. Zbierajmy takie kwiatki. Przydadzą się na następne wybory. Bo jakoś nie wierzę żeby teraz udało się coś zmienić.
Już wkrótce stały dział: Nasza Władza Kochana.

Odpowiedzi

Zrozumieć urzędnika

Dobry tekst.
Proponuję też, abyśmy postawili się w sytuacji urzędnika,
który ( jak przypuszczam) na początku swojej aktywnosci zawodowej czuje, że ma "misję od Boga", ale potem...

Własnie, jak to jest potem?

pozdro