Corpus Christi i wolna niedziela…

Nie przeczę – drugi w tym miesiącu dzień wolny od handlu wielkopowierzchniowego na tyle mnie rozzuchwalił, że postanowiłem kontynuować wątek wolnych niedziel. Zacznę może jednak od tego, że większość naszego „wolnego” wynika z tradycji chrześcijańskiej , co więcej - część z nas miała okazję do pierwszego ( mam nadzieję, że nie ostatniego) …spaceru w tym roku (podczas minionego święta Bożego Ciała). Nasze uczestnictwo w procesjach jak też dyskusja w mediach o wolności robienia zakupów w niedziele sprawia, że chyba już pora aby obalić kilka mitów ( a już na pewno dwa)…
*
Mit pierwszy – 90 % polskiego społeczeństwa to wyznawcy Kościoła rzymskokatolickiego. Gdyby tak było to skąd wiadomo, że 70% społeczeństwa w naszym kraju byłoby przeciwne zamykaniu sklepów w niedziele, gdyby mogło się wypowiedzieć na ten temat w referendum? Z tego można wysnuć wniosek, że katolicy w RP nie stanowią więcej niż 25-30 % społeczeństwa.

Owszem, owe 90 (i kilka procent) bierze się stąd, że dziś do Pierwszej Komunii chce iść każde dziecko ( IPad, tablet, smartfon i pieniądze – rekord o jakim słyszałem w tym roku to 7,5 tys. w żywej gotówce). Gdyby 90 % społeczeństwa utożsamiało się z religią nie byłoby najmniejszego problemu z ograniczeniem ruchu na naszych osiedlach w niedziele.

Mit drugi – tylko 2 % konsumentów ( właśnie konsumentów, a nie obywateli) robi zakupy w niedziele, co daje sklepom od 3 do 5 % tygodniowego utargu. Gdyby tak było to nie byłoby problemu z miejscem parkingowym pod hiper i super marketem, bo też nikomu nie opłacałoby się tych sklepów otwierać .

Tym samym ktoś tu wyraźnie ściemnia zapewne w celu płacenia skromnych podatków. Warto też pamiętać, że owe 12 dni ( niektórzy doliczyli się 13) w roku jest wynikiem kompromisu ( obawy o wzrost bezrobocia) jaki nastąpił w trakcie dwuletnich rządów koalicji PiS, LPR i Samoobrony. Wcześniej np. IKEA zapraszała do swoich sklepów w Nowy Rok na odreagowanie Sylwestra.
*
Barak Obama powiedział kiedyś, że gdy się czegoś broni lub o coś się zabiega nigdy nie należy podpierać się wiarą lub religią, a używać argumentów, które będą zrozumiałe dla wszystkich i przez wszystkich przy odrobinie wolnej woli mogłyby być akceptowane i do tej wskazówki chciałbym się teraz zastosować.

Jakie mam szanse, aby większość z Was ( przecież 70%...) „zmusić” do pozostania w domu w niedzielę lub spędzenia czasu poza domem, ale nie w sklepie? Marne – mniej więcej 2:1 na moją niekorzyść wypada ten stosunek. Oceniam sytuację na podstawie materiału zamieszczonego w Gazecie Wyborczej ( Rzepę czytam w …pracy), gdzie od kilku wydań publikuje tandem redaktorów „za wolnym” handlem przeciw jednemu, który jest przeciw i ma na to mniej miejsca, ale który powołuje się na Niemcy, gdzie dwa Kościoły – ewangelicki i rzymskokatolicki skutecznie zamknęły sklepy w niedziele ( które i w tygodniu się przecież nie przemęczają) po pomyślnym wyroku Sądu Najwyższego, który stwierdził, że handel w niedziele gwałci prawo jednostki do odpoczynku, a tym samym ogranicza jej wolność.

A jednak mając małe szanse zaryzykuję i zapytam - Pracowaliście kiedyś w systemie pracy ciągłej (za taki uważam pracę w sklepie) tj. 7 dni w tygodniu, 364 dni w roku w cyklu np. 2 na 1 ( co w praktyce oznaczało dwa dni pracy jeden dzień wolny, co w gruncie rzeczy sprowadzało się do przerwy albo: koniec pracy o 00.30 i przyjście dzień później na 5.30 rano, albo zakończenie pracy o 15.00 i przyjście pojutrze o 5.30 lub 14.30)? Czy musieliście "żebrać", kombinować zamiany z okazji chrzcin, komunii, świąt, Wigilii, a nawet ślubu? Czy doświadczyliście tego, że wolna niedziela (krótka, lub ta , która zaczynała się w sobotnie popołudnie i kończyła w poniedziałek rano) wypadała Wam raz na miesiąc lub raz na 6 tygodni? Czy doświadczyliście tego uczucia, że gdy Wy odpoczywaliście to Wasi znajomi, przyjaciele , rodzina byli w pracy, a gdy mogliście się z nimi spotkać, to oni pracowali, bo do spotkań są przecież weekendy? Ja tak pracowałem długie 5 lat.
To była amerykańska korporacja usługowa ( z 20 osób z którymi zaczynałem, tylko trzy odebrały wraz ze mną „złotą piątkę”). Tylko odnośnie tej roboty pamiętam dzień przyjęcia się do pracy i odejścia – dokładnie po 5-ciu latach, po odbiorze znaczka( rzekomo z domieszką złota) i uścisku generalnego menedżera powiedziałem „wystarczy”.

Pamiętam doskonale to popołudnie zaraz „po” i tą myśl –" chyba wyszedłem z więzienia bo, jutro mam wolne i pojutrze też!!! "
- Cena? Może wyda się Wam niezbyt wygórowana – szlag trafił wszystkie znajomości ze szkoły, organizacji pozaszkolnych i studenckich. Wszak, po 17 latach od tamtego „wystarczy” pojawiły się nowe…

Nie jest w tym miejscu istotne czy ktoś mnie zmuszał do roboty w tym kołchozie, czy nie. Ale dostrzegam różnicę pomiędzy lekarzem, policjantem, kolejarzem, hutnikiem, górnikiem a sprzedawcą i kasjerką w sklepie. Praca tych pierwszych to jeśli nie służba, to konieczność tzw. ruchu ( np. wygaszenie pieca ), praca tych ostatnich to "służba" w celach: wałęsania się po promocjach, kupowania dla kupowania, w tym: lodów, chipsów i coli.

Pora na mit trzeci – 70 tysięcy ludzi starci pracę – kasjerek, sprzątaczek, ochroniarzy, sprzedawców lodów, chipsów i coli. Czy nie macie wrażenia, że wysokie bezrobocie jest sposobem na utrzymywanie niskich płac w naszym kraju? Bo przecież na to miejsce ( Twoje?) czeka 15, 20 a może 30 osób… tylko dlaczego rotacja w tychże sklepach jest tak wysoka? Dlaczego najwięcej kradzieży powodują pracownicy?

We wspomnianej korporacji z USA opowiadano taką anegdotę jak to X junior przyjmując top menedżera do pracy zapraszał go najpierw na …obiad do restauracji na ostatni test. Test można było oblać nie próbując wpierw potrawy, zanim użyje się przypraw i nie radząc sobie z odpowiedzią na pytanie…
„Mamy trzy grupy zainteresowanych rozwojem i powodzeniem naszej firmy. Pierwsza to akcjonariusze na giełdzie, druga to nasi klienci i trzecia to nasi pracownicy. Jak sądzisz – w jakiej kolejności powinniśmy zabezpieczyć interesy wymienionych grup, abyśmy mogli być wszyscy zadowoleni?”

- Prawidłowa odpowiedź – najpierw nasi pracownicy, potem nasi klienci i na końcu akcjonariusze. X jr. wyjaśniał to tak – jeśli nasi pracownicy będą zadowoleni z warunków płacy i pracy, to dobrze obsłużą naszych klientów, zadowoleni klienci będą do nas wracać i polecać nas swoim znajomym, nasz biznes będzie pracował na 100% swoich możliwości, a to przełoży się na zyski, z czego będą zadowoleni nasi giełdowi udziałowcy. Proste?

Jeśli zatem sklepy byłyby otwarte 6 dni w tygodniu, to trzeba być samobójcą aby ciąć zatrudnienie – wygra ten, który zorganizuje pracę tak aby rotacja konsumentów w sklepie odbywała się jak najsprawniej – wszystkie kasy otwarte, towar na półkach w ciągłej dostawie, parking przepustowy, godziny pracy wydłużone.

Siedemdziesiąt tysięcy ludzi straci pracę… A ile tysięcy ludzi ma umowy śmieciowe, dochody na poziomie minimum egzystencji i ilu przez to jest wyłączonych z tej zbiorowej konsumpcji? Wystarczy, aby tym ludziom uczciwie płacić ( a państwo poprzez US i ZUS nie drenowało firm), a ci ludzie znajdą się na rynku dóbr. Tylko, że może boicie się tłoku i tego , że tych dóbr nie starczy? To w takim razie dlaczego tnie się produkcję?

„No , nie mamy kiedy robić zakupów” . Do tego potrzebna jest …umowa społeczna - 8 godzin pracy, 8 godzin odpoczynku i 8 godzin snu. Postępu, Domaniewska, Taśmowa , Rondo 1 to często siedzenie po 12 godzin ( nie tylko bo ogrom roboty, ale bo taka jest kultura korporacyjna lub szef ma "zwalone" życie osobiste i nigdzie się nie spieszy, a to on wychodzi pierwszy...). Bywa też, że do rana,a potem próba seksu w taksówce lub prośba – "jedź pan wolnej, żebym złapał chwilę snu, bo zaraz wracam do roboty". W epoce faksów i telefonów stacjonarnych oferty powstawały kilka dni lub dłużej – teraz wszystko jest na „wczoraj”, nikogo nie interesuje, że przygotowanie oferty, opracowanie dokumentacji i złożenie projektu wymaga czasu – wygra ten kto obieca , ze zrobi to szybciej niż inni, a to, że później decyzje podejmowane są miesiącami lub latami, to kogo to interesuje?

Po 24-ch latach trzeba sobie powiedzieć – większość takich zmian jakie zaszły była możliwa, bo związki zawodowe, które mogłyby bronić praw nigdy nie powstały, a innej reprezentacji pracowników nie ma.
Nasz PKB ma w tym roku wynieść tylko 0.9 % i to handel w niedziele ma podtrzymać tę prognozę?
Marna to gospodarka, gdzie o jej wzroście mają zdecydować chipsy, lody i cola.

Odpowiedzi

Jeden ważny argument

Dostępność sklepów 24/7 powoduje że ludzie nie muszą planować zakupów. W każdej chwili, jeśli czegoś zabraknie można po prostu pójść do sklepu i to kupić. Czy to źle ? TAK. Wręcz fatalnie. Jest coraz mniej dziedzin życia, które wymagają od ludzi myślenia. Zgodnie z zasadą że organ nieużywany zanika, oznacza to że zdolności umysłowe przeciętnego człowieka się kurczą. Ja pamiętam takie czasy kiedy zakupy były planowane, nawet na kilka dni wprzód. Taka odrobina wysiłku intelektualnego naprawdę dobrzy by wpłynęła na obecne społeczeństwo.
Oczywiście zawsze można też przyjąć założenie, że komuś (jakiemuś "Wielkiemu Bratu") zależy żeby ludzie byli głupi, bo wtedy łatwiej nimi rządzić...

Wielki brat:(

Tak, to ważny argument i dlatego pozwolę sobie na jeszcze powrót do procesji BC. Na uwagę, że ludzie chyba już się nie stroją jak kiedyś - moja żona wskazała na fakt, że obecnie coś wydaje się szmatą, ale jest "ometkowane" a przez to urasta to rangi luksusu. I zapytała, czy zauważyłem torebkę żony dżentelmena, który rządzi "fauną i florą" w F.
Oczywiście , że nie odpowiedziałem - a to torebka LV ( najtańsza w stołecznym butiku kosztuje 15 TPLN). Mam nadzieję, że to jednak podróbka:). Ostatnio WSJ zapytał swoich czytelników, czy ważne jest gdzie towar został wyprodukowany ( odzież) - 67% odpowiedziało, że tak ( pytanie zadano po wypadku w Bangladeszu). Następnie zapytano, czy są gotowi płacić wiecej, jeśli będzie to pochodzenia "fair trade"? Ja nie widzę powodu - największym draństwem Wielkiego Brata jest przekonanie, że te spodnie, buty, torebka ma kosztować tyle, ile robotnik w Bangladeszu, Wietnamie nigdy nie widział, a który szyje tego w dzisiątkach , czy nawet setkach w ciagu 12 godzinnej zmiany. Ludzie nie płacą za towar jako taki, ale za lustra, marmury i metry kw. oraz chciwość koncernów.