Translokaty i pieczarki

Okres wakacji to również czas zmian w Kościele warszawsko-praskim, chociaż nie tylko - przesunięcia księży mają miejsce także w innych diecezjach. Jednak już rok temu „Zycie Warszawy” stwierdziło, że przesunięcia wikariuszy, proboszczów i rezydentów są jedną z najpilniej strzeżonych tajemnic przez pracowników Kurii przy Floriańskiej - kto wie może głównie z powodu wiernych? Pokusa, której tak trudno jest się oprzeć to móc nadal traktować świeckich jak „pieczarki” - pozostaje. O translokatach - za i przeciw – i nie tylko, w tym subiektywnym spojrzeniu wielkomiejskiego ( cokolwiek by to słowo nie oznaczało) parafianina…

*
Punktem wyjścia niech będzie skromna dyskusja, jaka przewija się wśród forumowiczów Wawra na łamach GW za sprawą przeniesienia ks. Dariusza – obecnego proboszcza Sadula.
W tej dyskusji padają różne opinie, a wśród nich jest i taka, że Forum GW to nie kółko różańcowe, więc to nie miejsce na tego typu rozważania, ale na szczęście jest to stanowisko odosobnione.
Czy to znak, że wielkomiejscy parafianie, o których badania mówią, że już ich tylko 20 – 25 % bierze aktywny udział w coniedzielnych nabożeństwach eucharystycznych chcą mieć wpływ na decyzje, które zapadają ponad ich głowami?
**
Translokaty
*
Wystarczy kliknąć zakładkę obok i już jesteśmy na stronie diecezji warszawsko-praskiej. Tam też rzuca się w oczy to magiczne słowo, jakim jest translokata. Klikamy i …nic.
Tylko ci księża, którzy mają swoje loginy i hasła, a ich mejle są w bazie mogą się dowiedzieć, czy powinni się już pakować, czy nie?
Jak twierdzi Wawerczyk ze wspomnianego wyżej forum translokaty były zawsze – to prawda, ale dotyczyły one głównie wikariuszy i rezydentów. Proboszczów o ile zmieniano, to robiono to, co kilkanaście lat, niektórzy zostali w kościołach, które zbudowali dożywotnio niejako w nagrodę, że dzieło podjęli i ukończyli. W większości sytuacja wyglądała tak – po skończeniu seminarium, młody ksiądz był rzucany na głęboką wodę tj. prowincję często w objęcia proboszcza, który określał świadomość swoich parafian i który miał głos decydujący. To pierwsze zderzenie ideału z ponurą rzeczywistością bywało różne. Jednak translokaty miały zmieniać ten stan rzeczy i jednych przyciągać ku coraz większym parafiom i miastom, czyniąc ich uniwersalnymi duszpasterzami, drugich typowano na studia i następców obecnych proboszczów. Oczywiście od tych reguł bywały i są wyjątki – jak w każdej organizacji tak również w kościele hierarchicznym jedni mają mocniejsze, inni słabsze znajomości i sympatie, co skutecznie wpływa na przebieg tzw. kariery zawodowej.
Translokaty odnoszące się do proboszczów na tak dużą skalę wprowadził bp. S. Leszek Głodź, tłumacząc swoją decyzję troską o to, aby się „woda nie zastała” oraz walcząc z prawdziwymi lub nie - „układami” tworzącymi się na linii: proboszcz – parafia – lokalna społeczność.
Pierwsza translokata, która doprowadziła do zmian kilkudziesięciu wikariuszy i proboszczów odbiła się na tyle szerokim echem, że diecezjalny tygodnik „Idziemy” musiał tłumaczyć wiernym całą istotę sprawy. Dotychczas było tak, że średni czas pracy wikariusza w parafii wynosił 3 lata, maksymalnie przy wsparciu proboszcza ten okres mógł być wydłużany do 5 lat. Dziś tak częste translokaty zrównują proboszczów i wikariuszy pod względem długości bycia w parafii, a tym samym stawiają pod znakiem zapytania, czy warto starać się być proboszczem i czy warto się angażować, zmuszać do wysiłku większego niż tylko załatwianie najpilniejszych potrzeb, bez długofalowego inwestowania w kościół materialny i kościół duchowy.
Translokata to zawsze zmiana, zmiana to nie zawsze zmiana na lepsze, ale to dowód posłuszeństwa wobec swojego biskupa. To również czasami nadzieja na zmianę przez księdza środowiska, które staje się za duszne i w którym brak wspólnego zrozumienia.
To również czasami nadzieja na głębszy oddech i nowe życie dla skostniałej parafii.
Niektóre translokaty są odrabianiem pańszczyzny – parafie małe i biedne, bez widocznych perspektyw na lepsze jutro, o trudnej sytuacji ekonomicznej. Czasem kieruje się tam na krótkie probostwo nie dłużej niż 3 – 4 lata, bo przecież i tam należy uprawiać „pańską winnicę”. Czasem też z takich małych parafii, gdzie miesięczna taca jest takiej wielkości tej zbieranej w czasie tylko jednej mszy w wielkomiejskiej parafii, kieruje się księży przed samą emeryturą na parafie bogate i miejskie, aby mogli jakiś grosz odłożyć nim zostaną zwolnieni z posługi duszpasterskiej.
**
Budowniczowie pod specjalną ochroną
*
Zostać księdzem można niejako w dwojaki sposób – można zostać kapłanem diecezjalnym lub zakonnym. Mimo wszystko chyba trudniej realizować się w tej pierwszej posłudze.
W miarę upływu czasu muszą się objawiać talenty organizatorskie, które nie zawsze idą w parze z darem głoszenia kazań, ale w tym wypadku ważniejsze jest to, aby podjąć i zrealizować ideę budowy nowego, większego kościoła lub zupełnie nowej parafii.
W tej sytuacji głoszenie kazań jest mniej istotne, chociaż przy odrobinie szczęścia można sobie z tym poradzić samemu lub mając do pomocy jednego, czy dwóch młodszych wikariuszy.
Są od tej reguły wyjątki i takim odstępstwem wydaje się postać obecnego (jeszcze) proboszcza, Sadula, który w pamięci wielu zapisze się nie tylko, jako sprawny organizator, ale również współczesny kaznodzieja.
Czym jest kościół – budowla dla budowniczego, jak nie tym, co po nim zostanie. To niejako jego dziecko. I dotąd tak było, że proboszcz, który zrealizował budowę świątyni miał prawo dożyć swoich dni i się zestarzeć ze swoimi parafianami. Tego doczekał sp. ks. W. Kalisiak, któremu przyszło budować w czasach trudnych i który o pomoc wołał do samego premiera Jaroszewicza. Kto pamięta mały drewniany kościółek w Aninie?
Podobnie ma się sprawa z ks. Z. Majcherem – obecnie kustoszem południowopraskiego sanktuarium, który parafię na os. Ostrobramska zbudował od zera, wożąc, jako kierowca ciężarówki materiały budowlane, wcześniej oczywiście zdając stosowny egzamin na prawo jazdy.
Budowy nowego kościoła podjął się w Międzylesiu ks. Hieronim i kiedy wydawało się, że będzie mógł po latach wysiłku nie tylko finansowego cieszyć oczy swoim dziełem przyszła translokata.
Ks. Dariusza dopadła ona niejako w połowie – dziś zapewne tej wielkości świątynia nie mogłaby doczekać się realizacji. Kościoły, których budowa się dziś rozpoczyna mają być szyte na wymiar, przy uwzględnieniu tendencji spadkowej liczby wiernych, a nie ich wzrostu. Decyzja o odwoływaniu budowniczych bądź przed ukończeniem zadania lub w jego trakcie wydaje się być nie do końca przemyślana przez kurialnych urzędników.
Niektórzy z parafian doszukują się w odwołaniach wpływu na decyzję grup niezadowolonych, bo przecież jeszcze się nie urodził ten, który zyskałby sympatię wszystkich. Jak by jednak na problem nie spojrzeć, może być coraz trudniej o wyłuskanie tych, którym będzie się chciało budować, bo, po co i dla kogo?
**
Pieczarki
*
Definicja pieczarki – grzyb trzymany w ciemności i obkładany nawozem.
Smutne to, a jednak prawdziwe. Bo do czegóż potrzebne są: rada parafialna, ruchy i organizacje działające na terenie danej parafii?
Czy tylko po to, aby dobrze wypadło sprawozdanie składane biskupowi raz na 5 lat?
A może tylko po to, aby zapewnić sprawną organizację kościelnych uroczystości?
Decyzji o przenosinach nikt z wiernymi i ich przedstawicielami nie konsultuje, czy tylko dlatego, że w Kościele nie ma demokracji? Dziś jeszcze w Polsce nie występuje konieczność ubiegania się o urząd proboszcza w parafii, nikt nie musi pisać CV, przygotowywać prezentacji i pokazowych nabożeństw, jak ma to miejsce w USA, gdzie świeccy mają glos znaczący.
Gdy Gdańszczanie sprzeciwiali się objęciu urzędu przez byłego ordynariusza naszej diecezji, naczelny Tygodnika Powszechnego, ks. A. Boniecki zauważył w komentarzu, że ludzie ci nie krzyczą, żeby krzyczeć, tylko, że o coś im chodzi.
Trudno dociec, czy pracownikom Kurii przy Floriańskiej chodzi o to, aby w dni robocze ( w soboty zamknięte) przyjmować rzesze wiernych niezadowolonych z translokacji.
Łatwiej jest poznać zdanie tych drugich…
*
Kajaa: „Owszem są przeprowadzane zmiany. Ale jeśli np. po 4 latach przenosi się większość proboszczów w diecezji, to chyba coś nie halo.....
Wszystkie translokaty będą podane dopiero w sierpniu; ludzie już dziś jeżdżą do abp Hosera po prośbie, co by nie zabierał niektórych... Dziwna ta polityka; w mojej parafii w przeciągu kilku lat było zmienianych trzech proboszczów. Nie muszę mówić, jak "kwitnie", a właściwie więdnie w niej duszpasterstwo.”
*
Nellon:” ja tez żałuję, ze nikt nie liczy sie z glosami parafian, tylko odgórnie narzuca zmianę, przecież my wszyscy jesteśmy kościołem, a taki pasterz jak ksiądz Darek bardzo rzadko się zdarza. Jeszcze jak odejdzie siostra Iwona ze względu na stan zdrowia, to nasza owczarnia zostanie bardzo zubożona, mimo obecności księdza Artura. Szkoda, ze tak inteligentni i zaangażowani ludzie nie mogą u nas zagrzać miejsca na dłużej…”
*
Te dwie odpowiedzi zadają kłam wygodnemu stwierdzeniu, że do kościoła chodzi się dla Boga, a nie dla księdza, wiec nie powinno być różnicy.
Różnica jednak jest i to coraz większa – ci, co zostają w miejskich parafiach czynią to w sposób coraz bardziej świadomy. Internet pomaga im dostrzec, że nie są sami i chociaż Bóg jest wszędzie, to jest istotne, kto stoi na czele wspólnoty.
Można ignorować świeckich – oni zrobią podobnie.
- Na początek ograniczą tacę, potem zmienią kościół.
Czy muszą? Oni sami już nie – mogą ignorować słowo padające z ambony, myśląc o niebieskich migdałach w trakcie kazań. Oni od wiary ojców i dziadów nie odstąpią, ale im chodzi już bardziej o młode pokolenie, któremu coraz trudniej przekroczyć próg kościelnej kruchty.
Mądra translokata to świeży powiew wiary w parafialne żagle.
Mądra translokata to inwestycja długoterminowa, to nie zabawa ludźmi i tylko na chwilę.
Translokaty mają sens, jeśli mają pomóc w rozwoju duchowym i materialnym wspólnoty.
Złe translokaty niszczą i zubażają życie parafii.
Można udawać, że sprawy nie ma, że pokrzyczą i przestaną, że będą stali pod drzwiami i w końcu sobie pójdą.
Tak, pójdą, ale wcześniej wstaną jak w Kraśniku lub przeniosą chór, jak z Międzylesia na Sadul.
A wątek na GW - „dlaczego odchodzi ksiądz z parafii św. Benedykta?” o dziwo wcale nie umiera śmiercią naturalną…
*
j.

Odpowiedzi

Ksiądz Krzysztof z parafii

Ksiądz Krzysztof z parafii Las[ w tym Zastów] budował kościół 2,5 roku[ rekord w diecezji] , teraz tylko organy zostały na ukończeniu, a jak się jedzie 213 to widać , że to nie mały kościół . A przytaczany tutaj ksiądz Dariusz [cały szacunek dla Niego] do dziś nie ukończył jeszcze budowy, chociaż trwa już naście lat, więc na tym porównaniu nie wychodzi dobrze.

x. Dariusz...

Był tylko inspiracją tego tekstu, który pierwotnie miał się pojawić po pierwszej translokacie w naszej parafii, ale wtedy jeszcze nie było mnie na f.pl. Tamta translokata to prawie dwa lata emigracji do kościoła w Falenicy…
Dzisiaj wizytowałem kościół Jana Chrzciciela w Józefowie, gdzie proboszczem był ksiądz Y ( nie pamiętam danych osobowych) w latach 195… - …2007. Czyli jednak można :-).
Kościół o którym piszesz - kojarzę – niczym z amerykańskiego filmu, jednak pewne kościoły buduje się na 200 i więcej lat. Czy ks. Dariusz buduje za długo? A co powiesz o Sagrada Familia w Barcelonie?– 120 lat i końca nie widać. W pewnych sprawach pośpiech wymagany jest tylko przy łapaniu pcheł:-). czasami budowa trwa tak długo, bo wierni mają też ograniczone możliwości, a poza tym dobrze zaplanowana inwestycja nie jest później ciężarem – verte wspomniane gospodarstwo ks. Z. Majchera – szkoła społeczna, boiska, gabinet stomatologiczny i inne. Jeśli zatem budował zbyt wolno, należało Go odwołać kilka lat wstecz. Osobiście poznałem ks. Darka – ponad 20 lat temu, gdy patronował naszej zabawie karnawałowej w d. kinie Wrzos i nie wydawało się, żeby był kiepskim organizatorem:-).
Pozdrawiam serdecznie:-)
j.

Jestem parafianinem parafii

Jestem parafianinem parafii Las[ część Zastowska],więc może mój obiektywizm jest mały, ale wiem jak budowane były oba kościoły. Kościół na Kadetów w 1/6 był zbudowany z bodaj 16 składek parafian[ mogę się mylić] oraz resztę wywalczył ksiądz Proboszcz wraz z księdzem infuatem z parafii na Nobla z kurii biskupiej. Byli też darczyńcy prywatni np. okna witrażowe, czy chrzcielnica. Kościół zbudowany jest na palach wraz domem parafialnym, konstrukcja jest żelbetonowa -stalowa,więc jest solidna. . Kaplica która przez 2,5 roku robiła za kościół[ pół normalnego kościoła] , obecnie jest salą spotkań , nazywaną aulą Jana Pawła II, gdzie co jakiś czas wyświetlane są filmy,są stoły bilardowe itp.
A kościół na Lucerny dopiero teraz jest na ukończeniu, ma też podobno salę spotkań.
Gabarytowo kościoły są podobne, ten na Kadetów może jest nawet ciut większy. Wiem że w parafii Sadul- Wawer też na początku były zbierane składki oraz ksiądz prałat Kalisiak z Anina finansował budowę. Był też okres że nowy ksiądz prafat Markowski? odciął dofinansowanie. Teraz chyba jest z powrotem, przy nowym Proboszczu.
Znam też przyczyny takiej sytuacji, ale nie chciałbym wchodzić w szczegóły bo szanuje siebie , Parafian, czytelników portalu i księdza Proboszcza z Lucerny.