Szpital na Banacha. Dochodzi godzina 6-ta rano, przed drzwiami bloku operacyjnego czuwają dwie kobiety. Jedna już starsza, w kraciastej chustce i niemodnym ubraniu, lekko pochylona z różańcem w ręku. Druga młoda, dwudziesto kilkuletnia nieukrywająca zdenerwowania i łez. W końcu, w drzwiach pojawia się lekarz – widać, że dopiero, co skończył operować.
Podchodzi do kobiet, padają słowa dobrze znane - „zrobiliśmy wszystko…” Nie kończy, one już wiedzą.
Serce starszej kobiety przeszywa miecz boleści – oto przeżyła swoje najmłodsze dziecko.
Młodej kobiecie świat zawalił się na głowę – została z dwójką małych dzieci. Gdy dorosną nie będą pamiętały ojca.
Czy można pamiętać po 30 latach datę śmierci osoby z rodziny, ale nie tej najbliższej? Można, jeżeli tego dnia Polak zostaje głową Kościoła rzymsko-katolickiego.
*
Gazety PRL-u odnotowały ten fakt z obowiązku i zazwyczaj były to krótkie, lakoniczne wzmianki o kardynale z Krakowa.
Co my, wówczas kilkunastoletni ludzie wiedzieliśmy o Karolu Wojtyle? My z Warszawy nie wiedzieliśmy nic. W końcu mieliśmy Prymasa Tysiąclecia, ale ci z Krakowa, doskonale zdawali sobie sprawę, o kogo chodzi.