Chleb za 138 PLN...

Czym jest obecnie udanie się w sobotni poranek (nie o 10.00, ale o 6.30) na bazar w Falenicy, jak nie przeniesieniem rytuału polowania dla zdobycia pożywienia z wieków średnich? Różnica jest tylko taka, że o ile w przeszłości polowali jedynie mężczyźni, to dziś „polują” również kobiety. Powody dla których ludzie gotowi są zerwać się o jesiennym świcie (teraz), jest co najmniej kilka: świeży towar, szansa na dogodne miejsce parkingowe, jeszcze nie tak duży tłok i zdążenie z zakupem wybranych produktów, których podaż nie jest zbyt wysoka…

**

Sobotni poranek przed wydłużonym świątecznym weekendem, do tego stoiska z chlebem już przed godziną 7.00 ustawiała się 7- osobowa kolejka. Sprzedający sprzedaje pieczywo różnej maści, jego wariacji jest co najmniej 20, w tym również pieczywo bezglutenowe. Stojąc w kolejce po chleb, który miłością pierwszą pokochałem w 1988 roku, będąc w Wilnie przez dwa tygodnie i, którego z jakiś powodów Polacy nie potrafią „podrobić” (- Jedyna udana podróbka jest oferowana na bazarze Szembeka. Prawdopodobnie dlatego, że dla polskiego konsumenta chleb świeży to chleb miękki, a ten jest twardy jak kamień i dzięki temu jeden bochenek starcza na cały tydzień) doznałem...szoku..

Otóż, przede mną chleb kupowała pewna pani… Sprzedawca doskonale wiedział jakie są jej preferencje, stąd pustą torbę zapełnił „na zapleczu” i oddając powiedział …138 złotych. Nie mogłem tego nie skomentować wydając swoje 27 złotych mówiąc, że ta pani rozbiła dzisiaj „bank”.
Kupiec obwoźny nie był jednak rachunkiem wcale zdumiony, a ja w sumie tego dnia wydałem na pieczywo 44 złote i zgadzam się ze wszystkimi, którzy twierdzą, że przy zaczynającej się rozkręcać drożyźnie zakupy za 100 PLN oznaczają powrót do domu z powietrzem w siatce.

Dziś pod pręgierzem oburzenia opinii publicznej stoi Prezes NBP, będący w latach 80 -tych ub. wieku dość popularnym na SGPIS ( dziś to znów SGH) dobrze się zapowiadającym doktorem nauk ekonomicznych i wykładowcą z kucykiem we włosach. Czy oburzenie jest słuszne?

- Odpowiedź nie jest jednoznaczna, bo o ile na początku Prezes NBP postępował tak, jak większość prezesów banków centralnych drukując pusty pieniądz, wspierając w ten sposób państwo, aby to mogło podołać obciążeniom spowodowanymi przez tarcze osłonowe, to w ostatecznym rachunku „opinia” doświadczyła przepaści pomiędzy lokatami w banku (w PKO BP do wczoraj oprocentowanie wynosiło 0,01 %), poziomem inflacji 6,8 % (tej oficjalnej) i ceną metra kwadratowego mieszkania już ponad 12,5 tys. złotych, a wysokością oprocentowania kredytu hipotetycznego (była niska, bo stopy NPB były na symbolicznym poziomie).

Dzisiejsza sytuacja jest zupełnie inna niż w latach 90-tych ubiegłego wieku, gdy doświadczyliśmy hiperinflacji (inflacja powyżej 500 %) i denominacji złotego, ale przy tym jeżeli lokaty były oprocentowane na 17 %, to kredyt na 21 % - czyli różnica wynosiła kilka punktów procentowych, a nie kilkanaście procent jak ma to miejsce obecnie.

- „Opinia” ma prawo być wk*****na, bo obecny boom na rynku mieszkaniowym nie przełożył się na zaspokojenie potrzeb mieszkaniowych wielu młodych i nie koniecznie już młodych obywateli, a jedynie na zakupy inwestycyjne. Szacuje się, ze w zależności od dzielnicy (w stolicy), od 4 do 6 na 10 sprzedanych mieszkań było kupowane przez zamożnych ludzi likwidujących zerowe lokaty (de’facto ujemnie oprocentowane) i kupujących mieszkania na pniu i za gotówkę, które dziś wcale nie musza, w ich mniemaniu, na siebie zarobić i mogą stać niewynajęte, ale na wartości, których na pewno nie stracą.

W ślad za bańką mieszkaniową zaczęła się nakręcać spirala podwyżek na rynku materiałów budowlanych i ofert z terminem ważności …1 dzień. Owszem, na sytuację na rynku wewnętrznym nałożyła się jeszcze sytuacja z dostępnością surowców na rynkach światowych i ich coraz to wyższymi cenami.

Jednak pytanie, czy pomoc państwu, przy bliskich zeru stopach procentowych nie trwała zbyt długo skazując dzisiaj tak wielu na nie tylko nadchodzące bieda-święta, ale także na nadchodzący "biedny rok 2022" jest zasadne.

Zupełnie na miejscu jest również pytanie, dlaczego Prezes NBP, który jeszcze nie tak dawno, opowiadał o polskim cudzie gospodarczym i świetnej kondycji finansowej kraju postrzegany jest obok prezesów banków centralnych Ukrainy i Białorusi, jako jeden z trzech najgorszych w Europie przez magazyn „Global Finance”?

Czy może również dlatego, że cytując klasyka:” rząd się zawsze wyżywi”, a sami rządzący są coraz bardziej odklejeni od otaczającej suwerena rzeczywistości?