Tegoroczny 2 października miał być zupełnie inny od tego dnia w minionych latach...
**
Niestety sklep z flagami z drugiego końca stolicy nie zrealizował zamówienia zgodnie z potwierdzeniem, więc wyszło jak zwykle, chociaż tego dnia „niemiecki” Onet opisał jak wyglądał ostatni dzień Powstania Warszawskiego (PW - z wielkiej litery zgodnie z obowiązująca narracją historyczną), a Wyborcza udostępniła swoim subskrybentom 16 zdjęć wykonanych przez „Krisa” Brauna z tym przejmującym obrazem klęczącej dziewczynki przy jednym z grobów w ogrodzie przy Mazowieckiej, 9.08.1944 roku, z tego wnoszę, że już nie tylko wybuch, ale również upadek zaczyna się przebijać do świadomości chociaż części społeczeństwa…
Gdy moja sąsiadka nie zdjęła flagi 2.08. tłumacząc, że będzie ona wisiała w dzień i w nocy, w słońcu i w deszczu aż do upadku PW, pozwoliłem sobie zauważyć, że w obecnej rzeczywistości jej ( jakże chwalebne) intencje mogą być inaczej odebrane. „ Że niby jak …?” – zapytała. Ano – odpowiedziałem – tak, że dołączyłaś do grona prawdziwych patriotów…Rozmówczyni jednak wyraziła nadzieję, że jej intencje zostaną odebrane właściwie – wszak oklejała zarówno balkon, jak również płot plakatami wyborczymi obecnej opozycji. Zdecydowałem się nie gasić tej nadziei, ale uprzedziłem, że w takim razie ja będę świętował nie wybuch, ale upadek, a do tego potrzebuję flagę Warszawy i czarną wstążkę. Jak wyszło, już napisałem.
*
Lubię czytać o Polsce widzianej oczami obcokrajowców – ten ogląd uważam za bardziej neutralny historycznie i chyba słusznie, ponieważ już we wstępie do „ Całkiem zwyczajny kraj” w podtytule „ Historia Polski bez martyrologii” amerykański prof. historii Brian Porter-Szucs zapoznaje czytelnika z dwiema prawdami historycznymi. Pierwsza to ta tworzona na użytek rodzinny, przekazywana z pokolenia na pokolenie, a ta druga – oficjalna, w dużej mierze tworzona jest przez rządzących, na użytek wspólnoty narodowej, ale przez to akcenty są rozkładane zgodnie z pojmowanym przez siebie interesem, co może być dalekie od narracji historycznej wydarzeń z przeszłości. Historia „całkiem zwyczajnego kraju” kończy się dopiero co, bo w 2020. A sam autor wpada nad Wisłę co roku, od połowy lat 80-tych ub. wieku.
Prof. Brian Porter-Szucs przyznaje, że w przypadku II Wojny Św. nie da się opowiedzieć historii Polski bez martyrologii – wszak wraz z Litwą i Związkiem Radzieckim przedwojenna Polska poniosła największe straty w liczbie zabitej i zmarłej ludności w Europie. Amerykanin wskazał grupy, które były najbardziej zainteresowane przeprowadzeniem planu Burza, w tym z kulminacyjnym jej akcentem - powstaniem w stolicy. A były to następujące grupy: wojskowi, ziemiaństwo i Kościół – bo jak się można domyślać, a potwierdzają to późniejsze wydarzenia – te trzy grupy miały najwięcej do stracenia po wprowadzeniu rządów zależnych od Kraju Rad. Po drugie, pomnik Małego Powstańca w USA nie miałby racji bytu - Amerykanie nie posyłają dzieci na barykady.
*
Po wybudowaniu muzeum PW z czyściutką imitacją kanału, do którego mogą ( chyba cały czas jeszcze, ale już dawno nie byłem) schodzić zwiedzający, powstał mit założycielski IV RP, który z upływem czasu , zastąpiono innym mitem – Żołnierzami Wyklętymi.
Ustanowione nowe święto w dniu 1.03 . miało zapewnić prezydentowi B. Komorowskiemu przychylność suwerena w walce o reelekcję – jednak nie zapewniło. I dziś ta wspólnotowa prawda historyczna zdaje się krzyczeć…Biada tym, którzy nie utożsamiają się z jedynie słuszną listą bohaterów i jedyną słuszną interpretacją wydarzeń sprzed lat. A jak pisze Anna Dzierzgowska w posłowiu do ww. publikacji – „… otwieranie przestrzeni sporów jest cechą każdej dobrej książki historycznej. Przyzwyczajono nas do szkolnej ortodoksji ( i cały czas ona rośnie – przyp. j.) , która podsuwa nam pakiet gotowych informacji do przyswojenia…” – Problem w tym, czy jesteśmy sobie zadać trud, aby je rozpakować? Czy też niczym pelikany łykamy podany nam „jedyny słuszny” przekaz wspólnotowy?
Sam autor „ Całkiem zwyczajnego kraju” pisze, że „nasza historia, opowieść, która teoretycznie już znamy (zapewne tak, jak księżyc - tylko z tej jednej strony – przyp. j.) staje się mniej swojska i bezpieczna, gdy rzetelnie i uczciwie otworzymy się na to, co było przed nami świadomie i nieświadomie ukryte.
Mam świadomość, że podobnie jak na Ukrainie nie może być jeszcze mowy o rzetelnym podejściu do historii Ukraińskiej Powstańczej Armii, tak nie jest to cały czas właściwy moment, aby zupełnie na chłodno podejść do genezy wybuchu i przebiegu powstania w Warszawie w 1944 roku, biorąc nawet poprawkę na to, że okupacja niemiecka im dalej na zachód, tym była łagodniejsza. – We Francji po miesiącu od zakończenia walk w 1940 roku ( a Paryż poddał się bez jednego wystrzału), jeden z oficerów Wehrmachtu pisał w liście do domu, że w sumie to jedyna walka jaką muszą toczyć w Paryżu to ta o …kawiarniane stoliki. Już po miesiącu od podpisania kapitulacji ok. 100 teatrów wznowiło działalność, a siły okupacyjne liczyły w sumie 2 dywizje poborowych w wieku przedemerytalnym.
I chociaż Powstanie Styczniowe było tym dla II RP, czym Powstanie Warszawskie i ( od niedawna) Żołnierze Wykleci są dla III ( a może jednak już IV?) RP, to dopóty żyje chociaż jeden uczestnik walk nie będzie zmiany oficjalnie wybranego kierunku historycznego. Podobnie rzecz ma się na Ukrainie z oceną działalności UPA.
To jednak dobrze, że w ślad za słowami gen. Władysława Andersa o tym, że klęka przed mieszkańcami i zwykłymi żołnierzami, a dla dowódców PW domaga się sądu, oraz za opinią Jana Nowaka-Jeziorańskiego, że dotąd w historii nowożytnej nie zdarzyło się tak, aby dowódca, który przegrał najważniejszą bitwę został potem mianowany głównodowodzącym sił zbrojnych i dowodził z niewoli, natrafimy na (cały czas jednak nieliczne) próby wyprowadzenia nas ze strefy komfortu, a to za sprawą „Obłęd 44” P. Zychowicza, „Jakie piękne samobójstwo” R. Ziemkiewicza i tych wymagających większej uwagi czytelnika jak: „Powstanie Warszawskie” J.M. Ciechanowskiego oraz: „Kto wydał wyrok na miasto?” A. Sowy.
*
Dziś już znamy odpowiedź na pytanie – dlaczego PW trwało tak długo, dlaczego nie skończyło się po kilku dniach, gdy wiadomo było, że żaden z wojskowych celów strategicznych nie został osiągnięty ?– Dopiero w połowie września Niemcy zgodzili się przyznać walczącym prawa jenieckie i traktować ich jak żołnierzy, a nie jak bandytów.
Ta mniej bezpieczna prawda historyczna to również opinia wyrażona przez innego Amerykanina T. Snyder’a ( nauczył się polskiego, aby móc czytać dokumenty w oryginale – przyp. j.) , w książce: „Skrwawione Ziemie”, traktująca o tym, że brak podpisania aktu kapitulacji, brak powołania do życia marionetkowego, kolaborującego rządu pozbawiał ludzi żyjących na danym obszarze statusu obywatela, tym samym znacznie zawężał pole obrony przed represjami. Nawet Węgrzy starali się wypełniać „kontyngenty” do obozów koncentracyjnych „nie swoimi” Żydami i nie swoimi obywatelami tj. ludnością z terenów przyłączonych w czasie wojny, a nie pochodzącą z rdzennych Węgier.
Punktujemy Czechów, Francuzów, ale to Praga ma cztery starówki, a nasza odbudowana jest dzięki zachowanym przedwojennym pocztówkom i cegłom m.in. z Głogowa. Jednak autor „ Całkiem zwyczajnego kraju” dowodzi, że geopolityczne położenie Warszawy i zbieg wydarzeń musiał doprowadzić do jej zniszczenia – zawsze jednak można zapytać, czy i tak byłoby to 94 % substancji miasta? Ale dziś będzie to już tylko pytanie retoryczne.
*
Trudno nie zgodzić się z autorem historii Polski, ze powstanie było ostatnią akcją zbrojną AK – po jego upadku największa podziemna armia w Europie już się nie podźwignęła.
Ale raz jeszcze – im bardziej na wschód tym brutalniejsza okupacja i bardziej krwawy terror, bo też wschód miał zapewnić nową przestrzeń do życia obywatelom Tysiącletniej Rzeszy – o czym raczą zapominać dzisiejsi sympatycy "wujka" Adolfa.
I na koniec – mam nadzieję, że wszyscy wieszający na swoich domach „biało-czerwone z powstańczą kotwicą” mają świadomość, że to …nadużycie marketingowe, że to nie tyle flaga, ile baner lub transparent… dopuszczony do obrotu handlowego, bo dobrze wpisuje się w ową wspólnotową narrację.
j.