Ta ostatnia niedziela…

Nadchodząca niedziela jest nie tylko ostatnią niedzielą tegorocznego roku szkolnego, ale również ostatnią niedzielą dyspensy od fizycznego udziału w mszach, w trakcie niedziel i świąt nakazanych. Wypadki potoczyły się szybko …luzowanie obostrzeń do 100 % obłożenia komunikacji zbiorowej, list abpa S. Gądeckiego do władz, decyzja o możliwym zajęciu 75 % miejsc w kościołach i spotkanie hierarchów w Kalwarii Zebrzydowskiej, w trakcie którego podjęto decyzję o odwołaniu dyspens wszędzie tam, gdzie obowiązują...

*
Abp G. Ryś w jednym z ostatnich wywiadów stwierdził, że do świątyń wróci kilkanaście procent z tych 24 – 26 procent chodzących do kościołów regularnie przed pandemią. Czy ma rację?

Na wstępie jednak warto jednak zauważyć, że w trakcie tego roku w wielu kościołach w Polsce pandemia była traktowana dość nonszalancko. Do historii przeszły słowa o wodzie i komunii, które nie zarażają, nikt specjalnie wiernych nie liczył i ich z kościołów nie wyganiał. Niewątpliwie -„krówkomat” informujący o zajętości miejsc w kościele był fajnym pomysłem, ale znając pomysłowość i naszą alergię na stanowione prawo, byli też i tacy, którzy przychodzili ze swoim cukierkiem.

A gdyby tak ocenić przestrzeganie przepisów sanitarnych po stronach parafialnych, to moim skromnym zdaniem najlepiej wypadłaby parafia w Falenicy, gdzie każde ogłoszenia zaczynały się od komunikatu ile osób może uczestniczyć , w jaki sposób jest udzielana komunia i ogłoszenia zawsze były dostępne w sobotę przed nadchodzącą niedzielą.

Bo też trzeba stwierdzić, że ostatni rok był jednym z najtrudniejszych dla Kościoła katolickiego w Polsce – nie dość, że musiały zostać odwołane tradycyjne kolędy połączone ze zbiórką pieniędzy, nie dość, że uczestników uroczystości mogło być o wielu mniej niż dotąd, to jeszcze wróciło to, przed czym latami się broniono – Komunia św. na rękę. Filmiki i instrukcje na stronach parafialnych, pomijanie informowania, w którym rzędzie na rękę, a w którym do ust, organizowanie wyścigów ( pierwszych 5 osób na rękę bo siedzieli blisko, reszta już do ust) - miały na celu obronę dotychczasowej formy.

W jednym z wywiadów właściciel piekarni „Grzybki” przyznał, że żelazna kurtyna miała jednak parę zalet – szczelnie zamknięci nie zepsuliśmy smaku pieczywa, które i dziś w dobie spulchniaczy i ulepszaczy bije te „zachodnie” na głowę.

Niestety nie da się tego samego powiedzieć o dobrym wpływie żelaznej kurtyny na polski Kk., który został przez pandemię zupełnie zaskoczony. Komunia duchowa – dotąd zupełnie nieznane pojęcie katolikowi w Polsce, podobnie jak możliwość udzielania Komunii św. przez kobiety – obraz powszechny we Włoszech i Portugalii (nawet jeśli to tzw. zakonnice bezhabitowe), co często było dobrą wymówką – przecież jest tylko jeden ksiądz, więc jak udzielać komunii na różne sposoby?

Z czego może brać się sceptycyzm abpa Grzegorza? W pewnym sensie odpowiedział sam – wielu chodzących do kościoła przed pandemią zapyta – a czy to ma sens, co mi to daje, czy ja nie tracę czasu?

Dla wielu dyspensy stanowiły odkrycie, że nie są już skazani na słuchanie często bzdurnych kazań lub czytanie z kartki, że nie musza się denerwować siedzącymi obok ( w wielu kościołach przez zdecydowanie większą część roku nie ma już konieczności stania), którzy nie tylko, że nie szanują „sióstr i braci” w wierze, nie przestrzegając obowiązku zakrywania ust i nosa (!), ale również nie szanują władz, które w zdecydowanej większości (a taki jest przecież pogląd) wybrali i, którzy nie są w stanie pozbawić się komfortu na kilkadziesiąt minut, chociaż w rozmodleniu patrzą na TEGO, który rozpięty jest przed nimi na krzyżu. Ale tu trzeba dodać – tak samo jest na koncertach, tak będzie również w hotelach tego lata.
Również księża z obawy przed utratą wiernych (bo się obrażą) absolutnie nie zwracali na to uwagi – owszem w trakcie ogłoszeń w internecie tak – to był taki listek figowy panującego status quo.

Papież Franciszek powiedział, że gorszą rzeczą jest od kryzysu jego zmarnowanie.
Przez co ja rozumiem, że nie może być powrotu do: „tak jak było”. A jak było?

- Przychodzę, kładę dychę, więc o co jeszcze chodzi?
Pandemia pokazała jeszcze coś innego – spora część tych, którzy dzisiaj ma wątpliwości co do świętości JP2, jeszcze nie tak dawno krzyczała: „ kochamy Cię” i „zostań z nami” zamiast słuchać, tego, co mówił. A mówił, że należy od siebie wymagać, nawet gdy inni nie wymagają. Postawa „ przychodzę i daję dychę” jest wygodna ( - nie przeczę – dla obu stron), ale tak bardzo odległa od istoty chrześcijaństwa.

Gorsze od kryzysu jest jego zmarnowanie – powrót do przeszłości będzie tego dowodem.

Czeski Tischner - ks. Tomas Halik idzie dalej i mówi w ostatnim artykule opublikowanym przez Wieź – zniesienie obowiązkowego celibatu i diakonat kobiet, odejście od "terytorialności" parafii - to kolejne kroki do przejścia w skali makro. A w skali mikro – powstrzymanie degradacji katolicyzmu w Polsce przez zakończenie przymierza „ołtarza z tronem”, które wyrządza szkody większe niż 50 lat komunizmu.

*
Lektura uzupełniająca: „Chrześcijaństwo” Leszek Kołakowski

j.