Światełko w tunelu…

Gdy zaczął powstawać ten post byliśmy zamknięci lokalnie, teraz jesteśmy zamknięci krajowo i wielu z nas jest przekonanych, że data ponownego otwarcia nie jest przypadkowa. Jednak są i tacy, którzy twierdzą, że zniesienia obostrzeń na 11 rocznicę katastrofy lotniczej pod Smoleńskiem nie będzie. Inaczej też, po roku pandemii, wygląda kwestia zaufania do władz. - Rok temu większość gotowa była wierzyć, że „leci z nami pilot”, dziś jest zniechęcenie, zmęczenie i frustracja…

**
Strategia…

Jedno się nie zmieniło – codzienne podawanie komunikatów, które zawsze na początku tygodnia przynoszą spadki zachorowań, aby wraz z upływającymi dniami zamieniać się w wzrosty. Po roku pandemii nie podaje się już tak chętnie liczby wykonanych testów, które dzielą się na droższe i tańsze, bardziej i mniej pewne. Liczby zgonów pozostają cały czas najbardziej miarodajnym wskaźnikiem ilości zakażeń sprzed dwóch tygodni, ale i tu rozdziela się je na dwie grupy, chociaż szpitalom płaci się te same wyższe stawki – za tzw. zgon covidowy.

Bo chociaż przesłanie rządzących jest jasne – mamy trzecią falę pandemii, ale nikt nie jest wstanie dokładnie określić, czy zbliżamy się do szczytu zachorowań, czy jeszcze nie? A z drugiej strony - informacja o kilkudziesięciu zakażonych na każde 100 tys. mieszkańców nie przemawia do wyobraźni, jeśli nie przełoży się tego na liczbę osób, jakie codziennie muszą przyjąć szpitale. Budowa nowych i tymczasowych placówek (część holi w szpitalach znów z sal szpitalnych zamieniła się w hole po listopadowym rozluźnieniu obostrzeń) chociaż słuszna, nie rozwiązuje jednak problemu braku personelu, który (na szczęście) zdążono zaszczepić, więc przynajmniej medycy już nie umierają, ale zaczyna brakować kadr.

Dziś w walce z pandemią mają pomóc szczepienia i tu w porównaniu z dużymi aglomeracjami wygrywają mniejsze miasta, stad też warszawiacy jeżdżą do Siedlec, a mieszkańcy Tarczyna zdecydowali się nawet na podróż aż do Wałbrzycha. W Mińsku Maz. szczepi się już coraz młodsze roczniki, podczas gdy w stolicy na swoje szczepienie czekają jeszcze 80-latkowie. Ostatnie rozporządzenie postawiło jednak tamę tym podróżom i obecnie można jedynie poruszać się po swoim województwie. Teraz oczy świata zwrócone są na Izrael, który zaszczepił 90% swoich obywateli i szuka odpowiedzi, czy to wystarczy aby znów było „normalnie”?

Miniony już rok walki z wirusem przypomina ten przekaz propagandowy: wygraliśmy (to czerwiec), wygrywamy (wrzesień), wygramy (listopad) i dzisiaj, gdy obserwujemy sytuację u naszych południowych i zachodnich sąsiadów, a u nas pojawiają się nowe prognozy liczone w dziesiątkach tysięcy zakażonych dziennie – mówimy: „nie możemy przegrać!”.

**
Trzy pogrzeby i … wesele

W niedzielę umiera 70 letni mężczyzna, a 4 dni później umiera jego 47 letni syn – to w Gdańsku. I dziś nikt nie jest już pewien, czy śmierć tego pierwszego była spowodowana przez raka prostaty, ponieważ dwa dni później z mieszkania rodziców, w trakcie przygotowań do pogrzebu, karetka z adnotacją w karcie -„ pp. C-19” , zabrała syna, który od razu trafił pod respirator. Tak oto żona i matka nie mogła pożegnać męża i syna, sama czekając na wynik wymazu.

W piątek przyszła (tym razem z Warszawy) kolejna informacja, że oto po dwóch dawkach szczepionki i po otrzymaniu pozytywnego wyniku na C-19 zmarł 82-latek, który jeszcze w ub. tygodniu z optymizmem patrzył w przyszłość. Jesienią osiągnęliśmy przerażający wynik – ponad 70 tys. „ponadnormatywnych” śmierci. Dziś piastujemy mało zaszczytne pierwsze miejsce w ilości zgonów w Europie.

A wesele? - Jest gdzieś tam w planach na połowę kwietnia, na 15 osób i prawdopodobnie na działce, bo sytuacja lokali gastronomicznych jest cały czas niepewna. Młodzi mówią, że C-19 zdjął z nich cały stres, koszty spadły do rozsądnego minimum - tyle tylko, że trudno dziś mówić o dniu ślubu jak o najpiękniejszym dniu w życiu.

**
Tak epidemii nie pokonamy…

Gdy wiosną ub. roku ogłoszono pierwszy lockdown, gdy wysadzano z komunikacji zbiorowej kaszlących pasażerów i gdy potem otwarto na nowo kościoły wydawało się, że wszyscy powinni zdawać sobie sprawę z powagi sytuacji, tak się jednak nie stało. Wróciła trochę inna normalność, tylko w niektórych kościołach liczono wiernych, tylko w niektórych zadano sobie trud z oznaczeniem miejsc możliwych do zajęcia w czasie nabożeństw. W wielu świątyniach utrzymanie Komunii św. do ust stało się najważniejszym priorytetem Kościoła w Polsce. Oczywiście są też chlubne wyjątki – to proboszczowie odczytujący ze zrozumieniem nakazy światłych biskupów i przestrzegający obostrzeń nałożonych przez władze. A ponieważ są to wyjątki, to słuszne wydaje się być pytanie zamkniętych branż… a…kościoły? Nie będę się w tym miejscu rozpisywał – ręka, ręka, ślina, ślina, ślina, znowu ręka. Chyba jednak czas najwyższy aby Covid-19 zacząć traktować poważnie…

Wystarczy również tylko jedna wizyta w sklepie, aby potwierdzić prawdziwość mema porównującego nieskuteczność stosowania ochrony przez używających maski i stosujących …środki antykoncepcyjne - a to z powodu braku umiejętności z ich korzystania, w jednej i drugiej sferze życia.

**
Kryzys? Jaki Kryzys?

To prawda, że wiosną ubiegłego roku rwały się łańcuchy dostaw, biznes trwał w niepewności, celebryci byli odcięci od ścianek. Jednak dziś po roku od wybuchu pandemii, znaczna część przedsiębiorców życzyłaby sobie, aby kolejne lata były równie dobre, jak ten miniony, pandemiczny rok, często najlepszy w ostatnich pięciu latach funkcjonowania firm.

To prawda, że sytuacja w lotnictwie, kulturze, gastronomi, branży eventowej jest bardzo zła, ale jednocześnie celebryckie „ścianki” się odbudowały. Zanzibar, Meksyk i Dominkana cieszą się dużym zainteresowaniem klasy średniej plus. Stoki narciarskie przeżywały oblężenie, a świat znów podzielił się na równych i równiejszych. I chociaż jeden z krakusów stwierdził, że jeśli ktoś nie jest w stanie wytrzymać jednego sezonu bez nart, to jest to po prostu słabe, to jednak … Ale może nie tak ostentacyjnie, może nie tak widowiskowo z tym pokazywaniem zdjęć z naszych wojaży?

Nikt nie pyta, czy tak powinno być, ale coraz częściej słychać, że żyje się tylko raz, a kto ma umrzeć i tak umrze. Na pewno?

**
Wszystkie ręce na pokład…

Nie tylko lider PSL-u (w końcu doktor) W. Kosiniak-Kamysz apeluje o większe zaangażowanie w walkę z wirusem niepublicznej służby zdrowia. Postulaty o zamianę szpitali jednodniowych i sal VIP adresowanych do posiadaczy super premium pakietów medycznych (w tym również prezesów państwowych firm) na sale covidowe z kilkoma łóżkami mogą liczyć na zrozumienie i poparcie zwłaszcza tych, których na niepubliczną służbę nie stać. A w gruncie rzeczy nie stać na nią większości ubezpieczonych abonamentowo, bo i tak zabiegi i operacje wykonuje się za odprowadzane corocznie składki do NFZ.

Gdy prywatyzowano służbę zdrowia, „System” liczył, że ci pacjenci, których na to stać (- najczęściej w ramach pakietu pracowniczego) znikną z publicznych placówek zdrowia, odciążając lekarzy internistów i specjalistów. I tak też się stało. – Za sprawą „prywaciarzy” część z nas mogła poczuć się niemal jak w szpitalu w „Leśnej Górze” (serial „Na dobre i na złe”). Można nawet zaryzykować tezę, że ten sam lekarz miał dwa oblicza - pracując do 15 na „państwowym” i potem na „prywatnym”. „Prywatni” pokazali, że nie trzeba spędzać wszystkich na 8 rano, że receptę można odnawiać on-line, że może być punktualnie i z szacunkiem.

Ale jednocześnie „System” tracił, ponieważ nie mógł skutecznie konkurować w zbiórce ponadnormatywnych składek, samo ubezpieczenie w prywatnej służbie zdrowia stało się pracowniczym benefitem, którym z czasem sami pracownicy nagradzali członków najbliższej rodziny opłacając im „członkostwo”, co z upływem czasu spowodowało utrudnienia z dostępem do ulubionego lekarza, czy najbliższej placówki w sieciach medycznych.

Dziś obóz rządzący płynąc na pandemicznej fali postuluje wzmocnienie systemu opieki zdrowia, który podobnie jak inne sfery społeczne i gospodarcze działał wg idei - „ just on time” – bez rezerw i na granicy wydolności ( np. psychiatria dziecięca) ogłaszając konieczność podniesienia składki zdrowotnej dla lepiej zarabiających, obniżając przy tym próg bogactwa z 10 tys. (za czasów rządów PO) na 8 tys. brutto, tak, aby więcej osób wsparło groszem powszechny system opieki zdrowotnej.

Obecnie próg bogactwa określany jest na 7,2 tys. złotych brutto, co oczywiście wielu czytających może rozbawić do łez, bo to nie oni odpoczywają w ciepłych krajach, to nie oni kupują auta za średnią cenę 130 tys. PLN i to nie oni płaca gotówką za mieszkania z ceną 10 -11 tys. PLN za metr kw..

- Oczywiście, że w przypadku tej grupy „bogaczy” mówimy tu o pracownikach najemnych. Teraz jest to grupa ponad 1,2 mln. osób, która wspiera budżet wyższymi podatkami, bo tyle mniej więcej podatników ( i znów – pracowników najemnych) płaci obecnie próg 32 %. Progi dochodowe - zamrożone wiele lat temu sprawiają, że o ile na początku ich ustanowienia tylko 230 tys. podatników płaciło wyższy próg, to teraz jest ich kilkakrotnie więcej.
Bez wysiłku, uzyskano wyższe podatki.

Podniesienie składki zdrowotnej dla „bogaczy” z pensją 7, 2 – 8,0 brutto zaboli ich zdecydowanie więcej niż naprawdę majętnych, bo przypominać będzie odpłatność za użytkowanie auta służbowego. – Kogo „zaboli” bardziej? – Pracownika z pensją 9 tys. brutto i kwotą 250 PLN netto, czy dyrektora z pensją 20 tys. brutto i odpłatnością 400 PLN za użytkowanie auta do celów prywatnych? NFZ musi być wzmocniony, ale należy sobie zadać więcej trudu w zbieraniu składek, bo już dziś pracownik w małej firmie odprowadza przynajmniej dwukrotnie wyższe składki od pracodawcy, który go zatrudnia.

**
Światełko w tunelu…

Nie tak dawno GW przedrukowała wywiad z El Pais z jednym z moich ulubionych filozofów, socjologów i …marksistów - Slavojem Zizekiem, który obecną sytuację porównał do wojny na Bałkanach i słynnej alei snajperów w Sarajewie dowodząc, ze dopóty snajperzy byli na dachach to ludzie się trzymali, chcieli żyć, a gdy już można było znów bez obaw chodzić po ulicach ruszyła fala samobójstw.

Slavoj będąc pesymistą ( może dlatego go lubię?) stwierdził, ze w tym wypadku chciałby być zdesperowanym optymistą, aby móc uwierzyć, ze w po skończeniu pandemii będzie inaczej.

Dziennikarz na to stwierdził, że przecież mamy już szczepionki, a to oznacza światełko w tunelu.
- Na to Zizek, że owszem widać już światełko w tunelu, bo …nadjeżdża pociąg.

A ten pociąg to miedzy innymi zawodowa trauma polskich anestezjologów, którzy znieczulając pacjentów do intubacji przed podłączeniem respiratora wiedzą, że większość ich pacjentów już się nie obudzi.

W poniedziałek będzie pogrzeb 50 letniego kolegi z pracy, który również ( jak wspomniany 47 latek z Gdańska) tylko dwa dni spędził pod respiratorem, i który doskonale zdawał sobie sprawę z zagrożenia, bo jego żona jest przedstawicielką białego personelu w jednym ze stołecznych szpitali.

Jeśli dziś pytamy, czy będzie jeszcze gorzej - wszak mówi się o dyslokacji pacjentów (Śląsk) z wykorzystaniem samolotów i helikopterów, to co mógłby dziś dodać nasz minister zdrowia na wieść o nadjeżdżającym pociągu?

Może tylko tyle … - ”Proszę państwa, zejdźmy z toru!”.

j.