Już tylko zaklęcia…

Podobają mi się dwa memy – pierwszy to Muppety w loży, gdzie jeden pyta drugiego o plany na Sylwestra, a ten odpowiada: …dożyć! A drugi mem związany jest z nieśmiertelną piosenką „Last Christmas” duetu Wham, której w obecnej sytuacji odtwarzać nie wypada. Nowe rekordy zakażeń, zgonów, zajętych respiratorów mogą niepokoić, a nawet trwożyć, bo skąd codziennie brać po jednym Szpitalu Narodowym na 500 łóżek? Jednak nie należy panikować i histeryzować, wszak jesteśmy specjalistami od: „jakoś to było, jakoś to będzie”…

**
2-gi października, piątek – na ten dzień dwa tygodnie wcześniej zostało zaplanowane biznesowo -koleżeńskie popołudnie, w którym poza reprezentacją 3 osób ze strony zapraszającego miało wziąć udział 10 osób ze strony klienta, jednak im bliżej tego terminu tym bardziej gęstniała covidowa atmosfera i im bliżej terminu tym bardziej wszyscy byli zgodni, że jest to ostatni dzwonek na spotkanie na sali konferencyjnej, a potem w restauracji. Na kilka dni „przed” zaproszeni klienci i „zapraszający” zaczęli chorować, także ostatecznie na spotkanie dojechał tylko jeden przedstawiciel ze strony organizatora.

Jednak gdy grono rozstawało się w piątkowy wieczór, wszyscy zgodnie stwierdzili, że nie tylko rozmowy biznesowe pozwalają z optymizmem patrzeć w przyszłość, ale że również wybór knajpy na wieczór był strzałem w dziesiątkę. Problemy na dobre zaczęły się 6 dni po spotkaniu, kiedy jeden z uczestników zadzwonił z informacją, że jest „pozytywny” i przygotowuje listę kontaktów dla Sanepidu (wtedy ta procedura jeszcze funkcjonowała). Poinformowany „płatnik” piątkowej imprezy zachował się zgodnie z firmową procedurą, która skutkowała natychmiastowym opuszczeniem biura i udaniem się na home-office oraz otrzymaniem specjalnego zlecenia na wykonanie wymazu w czasie 7-9 doby od kontaktu z zakażonym.

Finalnie okazało się, że „fundator” spędził kilkadziesiąt minut w gabinecie jednego zakażonego, po czym ponad godzinę uczestniczył w spotkaniu biznesowym z dwoma zakażonymi i na koniec wieczorem jeden zakażony siedział naprzeciwko, drugi po lewej jego ręce. To, że w sumie spotkał się z czterema różnymi „pozytywami” tego popołudnia spędzając z nimi w sumie ok. 5 godzin to wyszło owe 6 dni później po zrobieniu wywiadu przez telefon z całym działem handlowym klienta. Kłopoty ze zdrowiem zaczęły się u biesiadników począwszy od sobotniego poranka, nazajutrz po spotkaniu. Stopniowo na L4 odmeldowywali się kolejni, ale stan zdrowia 5 uczestników wieczornej biesiady pozostawał nienaganny. 8-ej doby po spotkaniu, odstaniu 4,5 h pod UD Ursynów ( już 10.10 było widać, że system diagnostyki goni resztką sił) i 48 godzinach czekania na wynik testu ( dziś jest to niemal 5 dni) nasz „imprezowicz” mógł powiadomić zdrowych (i chorych) uczestników uroczego piątku, że ma wynik negatywny, a to pozwala sądzić, że pozostali są również zdrowi, bo raczej nie bezobjawowi, bo to byłby zbyt duży zbieg okoliczności ( każdy ma rodzinę, które również są zdrowe). Niestety większość firm nie „funduje” testów swoim pracownikom, więc ta wiadomość wszystkich ucieszyła – nawet chorych (dlatego, że nie stali się źródłem zakażenia). Być może wirus już był „napasiony” lub stracił swoją moc i transmisja została przerwana. Jak pokazuje ta historia, kontakt z zakażonym/ zakażonymi jeszcze o niczym nie przesądza.

*
Podczas gdy my pochylaliśmy się nad historią chorego mecenasa, po czym skutecznie wypchnęliśmy na ulice (już nie tylko) kobiety, to południowcy (Włosi i Hiszpanie) dalej analizowali zachowanie wirusa. W niedzielnym wydaniu El Pais pojawiły się kolejne symulacje zakażenia w barze, w … domowym salonie i w szkole. O wszystkim decyduje czas, odległość, wentylacja i brak…maseczek. Sami Włosi uznają, że nie tyle szkoła jest problemem, ile miliony uczniów w komunikacji zbiorowej. A w szkole bardziej „niebezpieczny” jest zakażony nauczyciel, który mówi głośno, czasami krzyczy i po 2-godzinach lekcyjnych 12 uczniów w tej klasie jest już „covidowych”. Zaś 31 % zakażeń ma miejsce w zaciszu domowego salonu, gdzie w grupie 6 osób znajdzie się jedna zakażona – po 4 godzinach wspólnego przebywania, bez masek i wietrzenia pomieszczenia pozostałe 5 osób może już z powodzeniem udać się na wymaz. Maski grupę 6-ciu zakażonych zredukują do 4 osób. Ta liczba mogłaby być jeszcze mniejsza, gdyby wszyscy mieli maski, spotkanie trwało krócej o połowę i pomieszczenie było wietrzone. Wówczas zakaziłaby się jedynie osoba siedząca najbliżej „źródła”. To co nas zakaża to…mówienie, krzyki (również śpiew) i… oddychanie. Gdy mówimy emitujemy 10 x więcej cząstek oddechowych niż w ciszy. Gdy krzyczymy już 50 x więcej. Podczas godziny śpiewu w pomieszczeniu zamkniętym osoba z Covid-19 uwolni 1500 dawek zakaźnych, którym mało kto się oprze – „Polegnie” nawet słuchacz opery siedzący 14 metrów od sceny. W klubie nocnym nasz jeden zakażony jest w stanie zakazić już 27 osób. Chociaż rekord padł w Kordobie – 73 osoby z Covid-19 po wspólnej zabawie z zakażonym.

*
Oczywiście my pewnych pytań sobie nie stawiamy, a jeśli już to te bardziej związane z kalendarzem – Co z 1, a potem z 11 listopada, co z tradycyjną Wigilią i na koniec – co z tegorocznym Sylwestrem? Akcja zima 2021, jak na razie, trzymana jest w zamrażarce, bo też większość pamięta ubiegłoroczny sezon i jego „pokłosie”. Może jeszcze zadajemy sobie pytanie o długość trwania pandemii i kiedy wygramy tę batalię (bo przecież wygramy)? Na to ostatnie pytanie odpowiedziałbym - nieprędko.
Nieprędko, bo jesteśmy niedojrzałym społeczeństwem, słabym państwem i Kościół katolicki w tej walce nie pomaga. Transmisje on-line z polskich sanktuariów pokazują, że nie ma żadnej zarazy, chociaż zdarzają się i pozytywne doświadczenia takie, jak niedzielna msza abp. G. Rysia, gdzie nie tylko udzielano komunii na rękę, ale również wierni sami zanurzali ją w kielichu, przyjmując pod dwiema postaciami.

*
Istotne też, co będzie później ? – Depresje, samobójstwa po stracie „interesów”, niezdiagnozowane w porę nowotwory, coraz mniejsza liczba wiernych w kościołach, coraz trudniejszy start młodych w dorosłe życie. Kolejny lockdown tylko epidemię wydłuży, a kolejne tarcze przedłużą wegetację niejednej firmy o kolejne 3 m-ce. Banki coraz bardziej będą ogołacane z lokat, a ceny mieszkań już totalnie rozjadą się w stosunku do średniej pensji. Przypływ podniesie jachty i statki, a łodzie opadną na dno. Rozwarstwienie tylko się pogłębi. Młode i ambitne kobiety wyjadą do aglomeracji miejskich, młodzi mężczyźni będą szukali winnego ich niepowodzeń.

Czasami warto oglądać skandynawskie seriale, takie jak duński „Rząd”, aby znaleźć odpowiedź m.in. na takie pytanie – dlaczego nie należy zamykać małych szkół?
W skandynawskich serialach jest zawsze dużo książek i dużo dzieci.

- U nas w poprzednim roku urodziło się ich najmniej od 15 lat. Jeśli dziś pytamy o dostępność służby zdrowia, o sprzęt do nauki zdalnej, to czy nie rodzi się wątpliwość, że owe programy 500, 300, 13 i 14 może i były z założenia dobre, ale w żaden sposób nie doprowadziły do wzmocnienia systemu ochrony zdrowia i edukacji. Z wieloma sprawami jest tak jak w powiedzeniu jednego z polskich profesorów renomowanej uczelni – „ zdalna edukacja jest tak samo skuteczna, jak zdalny masaż”.

I chociaż nie zmienia się koni w trakcie przeprawy przed rzekę, to jednak czas tej zmiany nadejdzie.

j.