Nieświęci. Zabawa w chowanego…

1 milion widzów widziało nowy film braci Sekielskich w ciągu tylko 9 godzin od jego premiery. Ja znalazłem się w tym drugim milionie, który oglądał „Zabawę w chowanego” w sobotni wieczór. Jeden z bohaterów cienką kreską rysuje w tym filmie nasz obraz – miernych, biernych, ale wiernych członków Kościoła katolickiego w Polsce. Podobnie jak złodziej nie idzie siedzieć za to, że kradł, tak ksiądz pedofil nie pozwalałby sobie na aż tyle, gdybyśmy my mu na to nie pozwolili…

*

I chociaż emocje po „Zabawie w chowanego” już opadły, to jednak życie dopisuje kolejne epizody. Nie tak dawno okazało się, że kolejny biskup ma kłopoty i to nie tylko wizerunkowe, a postawa prymasa W. Polaka wobec zarzutów pod adresem kaliskiego biskupa zakończyła w Polsce epokę Prymasa Tysiąclecia, bo za sprawą doniesienia do Watykanu KEP przestała mówić jednym głosem i przestała obowiązywać zasada „ to co się stało w sypialni, pozostaje w sypialni”.

Przeciwnicy jakichkolwiek zmian „status quo” odbierają jakiekolwiek działania jak „atak” na lokalny Kościół katolicki, który przez wieki był ostoją dla narodu. Ale czy domaganie się wyjaśnienia i zadość uczynienia w przypadku niemoralnego postępowania przedstawiciela Kościoła katolickiego w Polsce można uznać za zamach na duchowieństwo, czy jest to jednak słuszne i uzasadnione działanie?

Kościół katolicki jest jednym z beneficjentów ostatnich trzydziestu lat naszej państwowości. Nawiązanie stosunków dyplomatycznych ze Stolicą Apostolską w 1989 roku i ratyfikowanie konkordatu w 1998 roku pomiędzy RP i Watykanem zmieniło rolę prymasa, którego decyzyjność przejęła KEP. Obecna sprawczość prymasa W. Polaka ma się nijak do władzy jak posiadał prymas S. Wyszyński, czy nawet później następca - prymas J. Glemp. Warto również pamiętać, ze religia do szkół została wprowadzona już we wrześniu 1990 roku i dziś przeciwnicy jej wprowadzenia zwykli mówić, że dokonało się to niejako „od kuchni” za rządów T. Mazowieckiego. Na przełomie wieków prasa nie raz i nie dwa donosiła o kolejnych przypadkach handlu autami przez parafie ( tj. księży), które trafiały do Polski jako dary przekazywane związkom wyznaniowym i kościołom, a te zgodnie z tzw. ustawą kościelną były zwolnione od opłat celnych i podatków.

Na strukturę administracyjną KK w Polsce składa się 14 metropolii i 41 diecezji, z których każda winna szczycić się siedzibą biskupa (pałacem) i mieć własne seminarium duchowne, których absolwenci dopiero w III RP mogą używać tytułu zawodowego magistra ( w PRL było to możliwe jedynie w sytuacji gdy kończyli wydziały posiadające prawa publiczne). Również system ubezpieczeń społecznych i system podatkowy sprzyja polskim duchownym. Oczywiście związane jest to również ze sposobem utrzymywania duchowieństwa, które funkcjonuje na zasadzie „co łaska”, a nie jest objęte regularnymi wynagrodzeniami, jak na przykład ma to miejsce we Włoszech i Niemczech i stąd to uzasadnione oburzenie po apelu papieża Franciszka aby nie pobierać opłat za sakramenty. Oczywiście wyjątkiem są katecheci ( pod warunkiem, że są nimi osoby duchowne i zakonne), którzy regularnie pobierają wynagrodzenie za nauczanie religii.

Warto również wspomnieć o innych benefitach:
W 1991 roku powstaje Radio Maryja – rozgłośnia będąca wówczas zalążkiem obecnego imperium o. Dyrektora.
W 1999 roku utworzono nowy uniwersytet w Warszawie, którego patronem został kard. S. Wyszyński, a trzy lata później rozpoczęła się budowa Świątyni Opatrzności Bożej. Od roku 2003 na ścianach domów zaczęły się pojawiać „talerze” TV Trwam. Bez dwóch zdań głos Kościoła katolickiego w Polsce był niezwykle ważny dla pokonania obaw społeczeństwa przed referendum w sprawie naszej akcesji do UE w 2004 roku.

2 kwietnia 2005 roku umiera przyszły święty Jan Paweł II. Ten jeden z najdłuższych w historii pontyfikatów przyniósł ogromny wzrost powołań do stanu duchownego (dziś co czwarty nowo wyświęcony ksiądz w Europie jest Polakiem), ale śmierć papieża Polaka uruchomiła również stopniowy proces zwijania „parasola ochronnego” nad Kościołem w Polsce. Jeszcze kilka lat wstecz wydawało się nie do pomyślenia, że „ złe rzeczy”, o których było głośno w Irlandii, Hiszpanii i Niemczech mogą dziać się również w Kościele nad Wisłą i, że będzie o tym głośno.

Począwszy od roku 2017 zaczęto głośno mówić o hierarchach, którzy ukrywali księży sprawców przestępstw seksualnych wobec nieletnich. Dziś lista obejmuje 24 nazwiska, w tym 4 nieżyjących już biskupów, 9 biskupów seniorów ( w wieku 75 +) i 11 pozostających na urzędach. Listę otwiera jeden z obecnych kardynałów (verte: „Raport na temat naruszeń prawa świeckiego lub kanonicznego w działaniach polskich biskupów w kontekście księży sprawców przemocy seksualnej wobec dzieci i osób zależnych”).

Rodzi się pytanie - jak do wykorzystywania nieletnich mogło i może nadal dochodzić w środowisku, które etykę i moralność stawia na pierwszym miejscu? W środowisku, które przynajmniej raz do roku wraca do słów Jezusa…
- „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” / Mt 25,40/
oraz
- „Kto zaś zgorszy jednego z tych małych, którzy wierzą we mnie, lepiej będzie dla niego, aby mu zawieszono u szyi kamień młyński i utopiono go w głębi morza.” / Mt. 18,6/

Lektura książek poświęconych mężczyznom, którzy zrzucili sutanny pisanych przez osoby świeckie i duchowne oraz obrazy filmowe braci Sekielskich pozwalają na postawienie kilku wniosków…

1. Problem pojawia się już na etapie przyjmowania kandydatów do seminariów i ich wstępnej selekcji – list od proboszcza i rozmowa z rektorem lub przyszłym ojcem duchownym to jakby za mało, aby móc jednoznacznie stwierdzić, że ten młody człowiek (najczęściej) jest tym właściwym, który za kilka lat będzie” łowił ludzi”.
2. Sam tryb studiowania i „koszarowania” seminarzystów sprawia, że nie tylko czują się wyjątkowi, że są poza światem rzeczywistym, ale również to w trakcie pobytu w seminarium dochodzi do pierwszych „wynaturzeń” – w tym nadawania imion żeńskich kolegom (tzw. pozycjonowanie w grupie), czy postrzeganie kobiet pracujących na ich rzecz jako „służebnic”, co często później jest przenoszone na grunt parafii w stosunku do sióstr zakonnych, organistek i katechetek.
3. Każda z diecezji stara się powołać do życia swoje własne seminarium, a zdarza się, ze na pierwszy rok jest przyjmowanych kilku kandydatów ( mniej niż 5-ciu). Pomijając aspekt ekonomiczny utrzymania jednak uczelni o statusie szkolnictwa wyższego, to pojawia się pytanie o jakość kadry ( wszak mówimy tu o 41 diecezjach) prowadzącej poszczególne kursy i możliwości eliminowania niepożądanych zachowań, jeśli ma to doprowadzić do uszczuplenia i tak już nielicznego grona kleryków, a wykładowcy niczym na prywatnych uczelniach pojawiają się na godziny.
4. Sam tryb kształcenia i zdobywania kolejnych święceń ( lub nie) sprzyja „zabawie w chowanego” – Nie mów co naprawdę myślisz, dotrwaj do święceń, nie przynoś wstydu rodzinie i miejscowości skąd pochodzisz, a potem będzie już z górki…
5. Święcenia (bezwzględne posłuszeństwo biskupowi) i tzw. prymicje ( wierni całują wewnętrzne strony dłoni nowo wyświęconego księdza) maja coś w sobie ze średniowiecza z akcentem na posłuszeństwo i całowanie po pierścieniach. - To zresztą jest później „kalkowane” w trakcie wizyt biskupa, który powinien raz na pięć lat wizytować każdą z parafii w diecezji, której jest ordynariuszem.
6. Seminaryjne sito nie jest zbyt gęste, jeśli często pozwala przesiać kandydata, który myśli o byciu księdzem jak o całkiem wygodnym sposobie na życie (a jednak), który nigdy nie musi się poddawać weryfikacji rynku pracy, jak również (to sito) pozwala zostać księdzem dewiantowi i późniejszemu przestępcy w sutannie.
7. Osobną kwestią pozostaje zrobienie kariery lub otrzymanie dobrej parafii będąc molestowanym jeśli nie na etapie studiów seminaryjnych, to później. Nie raz i nie dwa zdarza się i tak, że ten, kto był molestowany i gwałcony , sam później molestuje i gwałci.

Przestępca w sutannie starannie szuka swoich ofiar – raz jest to dziecko z rodziny patologicznej, innym razem to będzie dziecko z rodziny rozbitej i zwykle opuszczonej przez ojca, ale w przypadku „Zabawy w chowanego” na ofiary zostali wybrani bracia z tzw. porządnej rodziny, która zajmowała służbowe mieszkanie, które małym chłopcom jawiło się niczym pałac, a te trzy pokoje miast być dobrodziejstwem, stały się dla ofiar udręką, bo często dramat rozgrywał się pod obecność rodziców będących w sąsiednim pokoju. I w tym wypadku starszy brat (ale cały czas będąc wówczas dzieckiem) godził się na zło z obawy, że ich rodzina straci to mieszkanie w przypadku gdy powie prawdę.

„Gdy powie prawdę” – sęk w tym, że wielokroć dorośli nie wierzą dzieciom. Bo ksiądz pedofil jednocześnie tworzy sobie bufor bezpieczeństwa – zjednując ludzi dokoła, tak, że potem do ks. biskupa udaje si e nie tylko ofiara z bliskimi, ale również jadą autokary z wiernymi stających w obronie „świętego kapłana”.

„Święty kapłan” – Zmarły ks. J. Kaczkowski wspominał, że gdy powiedział rodzicom o decyzji zostania księdzem, to matka załamała ręce pamiętając sytuację kleru we Francji i żaląc się, ze jej syn będzie żebrakiem. Ks. Jan potwierdził, że i owszem będzie żebrakiem, ale ekskluzywnym, bo On będzie żebrał w kościele, a nie pod kościołem. Prawda jest też taka, że my - świecy ułatwiamy zadanie złym księżom, którzy opuszczają seminarium z przeświadczeniem, że szacunek, „mir” i prawo do nieomylności mają w „gratisie”. W dużym stopniu sami budujemy piedestał klerykalizmu. Sam chętnie od lat zapraszam „czarnych” na obiady i kolacje, ale rzecz jasna te spotkania dalekie są od rozmów o „ niczym”, bo te szybko nudzą i nic nie wnoszą.

„ Zabawa w chowanego” to film pokazujący historię trzech dziś już dorosłych mężczyzn, z których tylko jeden nie oddalił się od Boga i Kościoła. Kontynuuje tradycję rodzinną będąc organistą i poprzez grę wyraża nie tylko swój ból, ale również wiarę. W jednej ze scen przywołuje fragment rozmowy z jednym z proboszczów, który zwykł kazania traktować jako pogadanki o tym, gdzie był na wakacjach, co przeczytał w Internecie lub co obejrzał w telewizji? Gdy organista zwrócił księdzu uwagę, ten miał odpowiedzieć mniej więcej w tym duchu: „ do ludzi prostych, należy mówić prosto”.

„Mówić prosto” – w trakcie jednej z takich proszonych kolacji zapytałem eks - rektora seminarium i obecnie szefa dużej parafii czy On sam przygotowuje się do niedzielnych wystąpień, które wielu kaznodziejom wydają się być najważniejszą częścią Mszy św. ( i może dlatego głoszą je co najmniej trzy). Odpowiedź była utrzymana w tym duchu –„ Po 32 latach kapłaństwa, zawsze coś powiem”…A jednak będę upierał się przy różnicy pomiędzy „ coś powiem” , a „powiem, bo się przygotowałem”, co nie raz i nie dwa pojawiało się na amerykańskich filmach, gdzie pastor pracował nad kazaniem już od czwartku. W przypadku opowiadania głupot, robienia z kazalnicy mównicy politycznej mamy obowiązek protestować, a jeśli tego nie robimy, nie miejmy pretensji za „prostych ludzi”.

„Witamy czcigodny ks. biskupie, ekscelencjo, eminencjo” – bez wątpienia wizytacja ks. biskupa to niemały stres dla proboszcza i samej parafii, czasami może się też skończyć źle dla samego gospodarza, bo coś technicznie nie wypaliło ( np. nagłośnienie). Nie każdy jest abp. G. Rysiem, który nim jeszcze został ordynariuszem łódzkim ( teraz również czasowo kaliskim) przybywał do parafii na tyle wcześnie aby móc jej się przyjrzeć incognito, zapoznać się z treściami gablot i usiąść w jednej z ciemnych ławek kościoła, w którym za kilkadziesiąt minut miały rozbrzmieć słowa powitania „ekscelencji”. I tu znów wracam do słów bp. A. Nossola – „nie będziecie mnie całować po pierścieniach”, które zabrzmiały gdzieś w 1984 roku, w Kadłubie.

- „Nie będziecie…” - bo wszyscy siostrami i braćmi jesteśmy w wierze, a jedynie niektórych z pośród nas wybraliśmy, aby oddali się sprawom duchowym, nie martwiąc się o zarabianie na chleb, jak była o tym mowa w Dziejach Apostolskich. Często w tych biskupich wizytacjach jest więcej „landryny” niż życia parafii, a gdy tego „życia” nie ma to raportujemy o wymienionych oknach, wykonanych podjazdach i utwardzonych parkingach.
Decyzja o przeprowadzeniu II-go Soboru miała uratować Kościół przed zamianą Dobrej Nowiny w muzeum. Potrzeba wysiłku, aby słowa, które padły 2000 lat temu, brzmiały świeżo i docierały do adresatów, którzy zechcieliby żyć w swoim życiu, a nie tylko przeżywać swoje życie.

„Rady duszpasterskie i rady ekonomiczne” – pandemia wirusa obnażyła jeszcze jeden aspekt w Kościele – z dnia na dzień część parafii za sprawą całkowitego zamknięcia znalazła się w tarapatach finansowych, bo inaczej wydaje się wiedząc, że dopływ gotówki jest raz w tygodniu, a inaczej gdy trzeba poczekać miesiąc lub dłużej. Warto zatem wrócić do pomysłu rad ekonomicznych przy parafiach, które zarządzałyby wydatkami, warto również wrócić do idei rad duszpasterskich, aby to również świecy mogli głosić konferencje i nie koniecznie w „paśmie” po odczytaniu Ewangelii.

Aktywność parafii – nie tylko duchowa, ale również ta społeczna ( kluby AA, samopomoc, zajęcia teatralne, wokalne, kosmetyczne etc.) to nie tylko droga do budowy wspólnoty, sposób oddziaływania na kler, ale również możliwość komunikacji i wyłapywania potencjalnych problemów i patologii. Finanse to podzielenie się władzą ze świeckimi i ich realny wpływ na zachowania duszpasterzy.

Kwestiami otwartymi pozostają:
- zniesienie celibatu dla proboszczów i wikarych, ale utrzymanie go dla wyższych „godności”;
- kapłaństwo kobiet ( Jezus działał w zupełnie innych realiach, ale to pod krzyżem one były w przewadze) – z całym szacunkiem, ale kobiety są znacznie bardziej ideowe, bardziej bezkompromisowe i ich życie nie kręci się cały czas wokół…seksu;
- powrót katechezy do kościołów i sal katechetycznych, a nauczanie religii jako przedstawienie różnej „oferty” ( od judaizmu po buddyzm) postrzegania Absolutu i dróg do Niego – co w praktyce oznaczałoby niepełny wymiar godzin w semestrze
- zmiana podejścia do „ raz się człowiek rodzi, raz pobiera i raz umiera” oraz rywalizacji, kto jest najbogatszy na cmentarzu, gdy tej ziemi pod nowe nekropolie cały czas brakuje
- partnerstwo, a nie prostota we wzajemnych stosunkach,
- błogosławieństwo dzieci i nauczanie dorosłych.

Prawdziwe więzi i relacje na linii ksiądz - wierni, podniesienie jakości kształcenia w seminariach i ich otwartość na realny świat mogą problem pedofilii zdecydowanie ograniczyć.

Osobną kwestią do przepracowania pozostaje stosunek kleru do sióstr zakonnych i kobiet, na których tak naprawdę wspiera się Kosciół katolicki.

I na koniec...obecny model sprawowania władzy w Kosciele się wyczerpał, a sam Kościół, chociaż bramy piekła go nie przemogą, nie musi wyglądać tak jak dotąd.

j.