Propozycja znacznego ograniczenia handlu w niedzielę wkracza w decydującą fazę – obecnie projekt będzie rozpatrywany przez Sejm. Co ciekawe - niezmiernie rzadko ponosi się argument sakralności tego dnia, co wydaje się tym bardziej dziwne, że ponad 90 % społeczeństwa cały czas w sondażach przyznaje się do wyznawania wiary w Boga i wierności wartościom reprezentowanym przez kościoły chrześcijańskie - z akcentem na Kościół rzymskokatolicki. Czy zatem ograniczenie dostępu do dobór konsumpcyjnych w niedzielę ma szanse powodzenia?
Aby odpowiedzieć na to pytanie trzeba zacząć od zarzutu, który za sprawą państwa IS, uchodźców z Bliskiego Wschodu podnoszony był i jest przez nieliczne już autorytety ( JP 2, Orina Falaci, Franciszek), że Europa już dawno zapomniała o swoich korzeniach chrześcijańskich, że skromność, przyzwoitość i umiar przegrały z bogactwem na pokaz, chciwością i wyzyskiem.
Patrząc na procesy zachodzące w Europie na przestrzeni ostatnich 50 lat i w Polsce od początku transformacji w 1989 roku trudno się nie zgodzić z tym zarzutem. W tym miejscu warto zawęzić perspektywę i cofnąć się do końcowego etapu negocjacji związanych z przyjęciem naszego kraju do struktur UE – ze wspomnień, wywiadów z bohaterami tamtych dni wynika jedno – nie byliśmy przygotowani i w większości nie spełnialiśmy warunków akcesyjnych, ale mieliśmy jeden podstawowy atut – wygłodniały i chłonny niemal 40-sto milionowy rynek konsumentów otwartych na dobra z zachodu, bo już od czasów I RP, wszystko, co z Zachodu kojarzyło nam się z jakością, luksusem i splendorem. Handel wielkopowierzchniowy ( bo w niego ma uderzyć zakaz) uzyskał w Polsce takie warunki, o jakich w swoich macierzystych krajach mógł tylko pomarzyć – lokalizacje w centrach miast (u siebie tylko na wysuniętych przedmieściach, gdzie można jedynie dotrzeć samochodem) i … otwartość niemal 365 dni w roku ( wielka wyprzedaż w Ikea miała miejsce zawsze w Nowy Rok, pracujące drugie dni świąt BN i WN) – to oczywiście spotkało się z aplauzem Polaków, którzy dorabiając się mieli mało czasu w dni pracujące i dopiero zaczynali swoją motoryzacyjną przygodę ( tak naprawdę Daewoo ma tu niebagatelne zasługi – ceny i gwarancje).
Zmieniały się też przestrzenie miejskie – pracujesz na „Mordorze”, robisz zakupy w Markach i śpisz w Ząbkach – było to zupełne przeciwieństwo miast w PRL-u, gdzie wszystkie te funkcje miały zamknąć się w czasie 30 minut jazdy komunikacją zbiorową.
Z upływem lat niedzielny handel poddano lekkim restrykcjom – wprowadzono 12 dni wolnych od handlu, skracano godziny pracy w Wigilię i w W. Sobotę, co było ukłonem w stronę jeśli nie religii, to tradycji. Również same sklepy przestały być miejscem robienia zakupów ( pierwszy Geant, pierwszy Auchan dziś wyglądają zupełnie inaczej) – niedziela w galerii, niedziela w centrum handlowym stała się dla wielu mieszkańców miast sposobem na spędzanie czasu wolnego - wolnego głównie dla klientów tychże obiektów. O pracowników sklepów specjalnie się nie troszczono – dziś 67 % mieszkańców Mazowsza zatrudnionych jest w usługach, w większości są to usługi mało płatne, gdzie praca w niedzielę jest ich nieodrodną i ważną częścią – tego dnia załatwisz sprawę u operatora sieci sat i telefonii bezprzewodowej, umyjesz auto, oddasz garnitur do pralni, wybierzesz meble i skompensujesz dzieciom 6 dni poza domem, bo jako pracownik korporacji ( lub innych usług) w zwykłe dni tygodnia nie masz często czasu na nic poza pracą… Dlatego też jadąc do Ikea w niedzielę często nie chodzi o nic innego, jak tani lunch w tamtejszym barze lub „terapię światłem” podczas jesienno-zimowej smuty.
Zabrać ludziom handel wielkopowierzchniowy w niedzielę to często pozbawić ich pomysłu na zagospodarowanie czasu wolnego. Myli się ten, kto wierzy, że 65 % nieczytających niczego, że 55 % niedeklarujących żadnej aktywności fizycznej zwróci się w niedzielę ku kulturze i sportowi, czy też wróci do świątyń. Raczej nasili się to, co już można zaobserwować – niedziela będzie dobrym dniem na przegląd i umycie swojego auta ( myjnie bezdotykowe i ogródki), malowanie, koszenie. W najlepszym razie wzrośnie liczba operatorów pilotów TV i spożycie alkoholu.
Zamknięcie sklepów w niedzielę, brak dostępu do galeryjnych okazji i promocji zmusi urzędników miejskich do większej aktywności – jeśli wcześniej zapadły decyzje o przenoszeniu ludzi ze wsi do miast to związane było to (i jest nadal) z podstawową koniecznością – trzeba ludziom zagospodarować czas, a galerie i centra świetnie wyręczają w tym włodarzy miast.
A więc... „ Huston – możemy mieć problem”.
- Dla mnie osobiście byłaby to świetna decyzja, ale to podejście czysto egoistyczne ( a czy nie tym samym kierują się moi sąsiedzi, zwłaszcza ci dalsi?)
– Brak handlu w niedzielę = spokój na ulicach tranzytowych wawerskich osiedli, co obecnie daje się zauważyć tylko w te 12 wolnych od handlu dni:).
Ostatecznie ( tu jestem pesymistą) – nie dojdzie do ograniczenia handlu, a sakralność niedzieli zostanie pominięta - wszystko zostanie podciągnięte pod „ business as usual”.
*
Rychu
Odpowiedzi
A jednak...
...jak czytam, w jaką stronę to idzie, to niech sobie dadzą z tym zamykaniem spokój - więcej z tego będzie nieszczęścia jak pożytku.
R.