Lato w Prowansji, lato w…

Pierwsza niedziela tegorocznych wakacji to przedsmak upałów, jakie już do nas nadchodzą…

Popołudnie po wizycie w muzeum Chopina i smacznym obiedzie w wawerskiej gospodzie toczy się leniwie na tarasie. Kawa, węgierskie wino i dwa numery „Tygodnika” do przejrzenia.

- Ale cisza – stwierdzam na głos i dodaję, że chyba wszyscy już wyjechali na wakacje, bo nikt nie tłucze się do marketów.
- Aż kłuje w uszy – zgadza się żona…

I się… zaczęło – powietrze rozdarł przeraźliwy dźwięk piły spalinowej – ot, zadziała zasada „wolnoć Tomku, w swoim domku”.

Jednak pójdę dalej…część z nas przeniosła zwyczaje z bloku ( np. coś a'la blokowy „ udar” w niedzielę, po 20.00). Niektórzy zaś zupełnie nie rozumieją zasad życia w tzw. społeczności. Wraz z bogaceniem się, otaczaniem się wysokimi murami zanika wrażliwość na ustalone od wieków zasady współżycia, które mówiły – w niedzielę nie wykonuje się prac uciążliwych, zakłócających spokój innym – dziś, gdy normy puszczają, gdy ani szkoła, ani Kościół, ani rodzice tego nie uczą zaczyna obowiązywać wolna amerykanka – „robię, co chcę, a Tobie nic do tego” i tej zasadzie hołdują zarówno pracownicy najemni, właściciele firm, ludzie prości i wykształceni – do czego to prowadzi, widać na każdym kroku. Nasze państwo, generalnie słabe, sprawy nie ułatwia, wręcz przeciwnie - przekaz jest jasny - „ prawo nie zabrania pracy w niedzielę ( i hałasu), a jak pan/i nie może się z tym pogodzić, to proszę iść do sądu” - to stanowisko Straży Miejskiej, gdyby ktoś chciał poprosić o interwencję. I tak w niedzielę wyją piły, kosiarki, słychać stukanie młotków, do tego nie zanika tradycja harcerska palenia ognisk (śmieci), klasa średnia nie wie, co to Septifos, albo Szambex, hołdując stwierdzeniu, że „sukces jest jak smród i tylko swój ładnie pachnie”.

Powiem nawet więcej – nie wszyscy dorośliśmy do mieszkania w domu z ogródkiem – my, najbliżsi wobec siebie sąsiedzi mamy taką niepisaną zasadę – kosiarki uruchamiamy w soboty przed południem, zwykle jednocześnie, albo jeden po drugim – nigdy w niedzielę. Nikt nie wybiera szamba w porze obiadowej, ani w sobotnie popołudnie, kiedy za płotem może trwać grill – zasady tak proste, że prościej się nie da, jeśli ktoś tego nie rozumie, to sorry…

Ale miało być też o lecie w Prowansji – sobotnie popołudnie, kino Falenica pełne, chociaż komedia z Jean’em Reno ma tylko dwie gwiazdki – fabuła bardzo przewidywalna, kilka fajnych gagów i wspaniała muzyka, a także piękna Prowansja ze swoja wiejską egzystencją, prawie jak u nas, w Aleksandrowie, jednak to prawie czyni różnicę:(.