Z pamiętnika starego turysty (3)

Piaszczyste plaże, jod i bursztyn oraz romantyczne zachody słońca – to wszystko mamy nad naszym pięknym, choć zimnym (ale gdy jest za ciepłe to zaraz kwitną sinice) Bałtykiem. Czego nam więc brak? Te 300 tys. turystów i turystek oraz turysiątek, które w ostatnim tygodniu miało uciec z wybrzeża powtarzało jak mantrę …słońca. Ale przecież my zdecydowaliśmy się na wojaże do ciepłych krajów…Samolot szczęśliwie wylądował (oklaski), my w dobrych nastrojach meldujemy się w hotelowej recepcji…

I tu pierwsza nadarza się okazja do upłynnienia skromnej, ( bo przed nami jeszcze jeden lub nawet dwa tygodnie) kwoty z tzw. funduszu reprezentacyjnego. Nie znam recepcjonisty, który odmówi szeleszczącego banknotu za dobry pokój ( z widokiem na morze) lub za to, aby pokoje nas i naszych znajomych znalazły się obok siebie i nie niżej, i nie wyżej niż nam to odpowiada. Zaraz potem przydadzą się drobne dla boja ( może być już w podeszłym wieku), za to, że chwyci nasze walizki, z którymi sami byśmy sobie dali radę, ale wszyscy widzieliśmy takie sytuacje na filmach, więc na pewno potrafimy się znaleźć. „Tip” to twoje OC dobrego wypoczynku!

I co dalej? Oczywiście wycieńczeni podróżą chcielibyśmy od razu skorzystać z naszej opcji „all” lub przy najmniej HB, a tu albo środek nocy, albo już po kolacji. Uczciwa oferta to taka, że przylatuję na kolację, a wylatuję po obiedzie. I zwykle takie są. Dobra oferta to taka, że nie mamy obowiązku wstawać o siódmej rano, aby mieć dobrą pozycję na śniadaniu ( i tym samym przed basenem), i dobra oferta to taka, że mimo tłumu stół i bufet czeka na nas o każdej porze, a nie tylko o godzinie „zero”, bo chociaż coś tam później donoszą, to nie jest to już taka oferta, jak zaraz po otwarciu restauracji.

Załóżmy jednak, że nie jest najgorzej, a jeśli tak to dajemy odpór pokusie, aby fotografować się przy stołach uginających się od jadła i robić sobie zdjęcia przy bufecie. Czy nie wolno?
Wolno, ale to znowu nie jest w dobrym smaku.

Ludzie, którzy powiedzieli sobie dopiero „tak” gotowi są ulec pokusie spędzenia miesiąca miodowego/ podróży poślubnej tylko we dwoje. Kochani! To błąd – weźcie przynajmniej ze sobą świadków – dwoje szczęśliwych ludzi na takich wakacjach to, co najmniej o dwie osoby za mało, aby wakacje były udane, bo jedna osoba szuka dobrego stolika, druga ugania się za napojami, kolejna już czeka na omlet, a ostatnia robi kawę. Dwie osoby? To zdecydowanie nie jest dobry pomysł.

Zasada, której nigdy nie łamiemy to obecność w restauracji w mokrych majtkach lub stroju sugerującym, że właśnie wracamy z plaży z pominięciem naszego pokoju/apartamentu.
Zwykle też staramy się podkreślić bardziej uroczyście czas kolacji ( świeży T-shirt?).
Jeśli jest taka potrzeba chwili ( w Afryce Płnc. - zawsze) powinniśmy być gotowi na skromny napiwek dla obsługi / kelnerów. Operując nożem i widelcem przestrzegamy jednej zasady – nakładamy tyle ile zjemy, a nie tyle ile jesteśmy wstanie unieść. Lepiej „obrócić” z talerzem trzy razy niż coś z tego talerza wyrzucić. Boli to naszych restauratorów, bo wielu z nich ma obraz kobiet chodzących po wodę 5, a nawet 10 kilometrów , czy ma przed oczami obraz niedożywionych dzieci.

Większość hoteli stara się odchodzić od koncepcji HB / all – takie rozwiązanie było dosyć mylące zwłaszcza w trakcie lunchu, kiedy ci z HB nie mieli prawa wstępu. W południe był „luzik”, za to wieczorem…
Kiedy lepiej wybrać opcję HB? Wtedy, kiedy mamy parcie na zwiedzanie ( opcja all to parcie na piach i wodę) lub kiedy żywność w danym miejscu jest przeraźliwie tania ( są takie miejsca – znajomi byli na Bali).

Najlepszy restauracyjno-barowy „all” to taki, kiedy godzina otwarcia oczu i przyjścia na posiłek nie determinuje, co będziesz jadł/a i co ( i jak długo) będziesz pił/a. To zawsze czekający stolik ze świeżym obrusem i pełny bufet, to lody non-stop i wino musujące na śniadanie. To w końcu taki stan ciała i ducha, że zapominasz o odchudzaniu ( nie masz wyrzutów sumienia) i ulegasz grzechowi nieumiarkowania w jedzeniu i piciu.
W hotelu, gdzie 90 % stanowią Anglicy, Francuzi i Niemcy będziesz się czuł/a naprawdę dobrze – dieta białkowa, albo do nich jeszcze nie dotarła, albo się u nich nie przyjęła.
Duże, puszyste jest nie tylko piękne, ale ma wzięcie zdecydowanie większe niż anoreksja.

*
A w ostatnim odcinku? Kobiety, wino i śpiew, a więc pełen relaks.

**
Słowniczek: tip – inaczej: napiwek (PERQUISITE, GRATUITY, BAKSHEESH, FEE, DOUCEUR) to mniej lub bardziej inteligentny sposób na przekonanie cię, że bez względu na to ile zapłaciłeś za swoje wymarzone wakacje, to i tak zapłaciłeś za mało. A każdy uśmie€h i każdy $wieży ręcznik mają swoją cenę.

Odpowiedzi

Nie znoszę zorganizowanego wypoczynku...

...więc zawsze staram się organizować wszystko na własną rękę. Kilka razy zdarzyło mi się korzystać z jakichś form zorganizowanego wypoczynku ale nie wspominam tego najlepiej. Ja mam "parcie na zwiedzanie" a dodatkowo niezbyt lubię siedzieć zbyt długo w tym samym miejscu. Odpoczynek niezorganizowany jest niewątpliwie droższy, ale jest też nieporównywalnie ciekawszy. Można też zobaczyć miejsca do których turystów się nie wozi choć często są niezwykle ciekawe. Jak znajdę trochę wolnego czasu to coś niecoś o wakacjach na "pół-dziko" napiszę...

I o to chodziło...

tj. o tego typu komentarz - piszcie drodzy, piszcie. Polecajmy sobie miejsca na weekend i na wakacje.
Bardzo mile wspominam te swoje w ub. roku, w ...kraju. A ostatnio odwiedziłem Kazimierz Dolny, ale nie tyle rynek i górkę, a wawóz korzeniowy i okoliczne wsie ( na piechotę) polecam:). I czekamy na opowieści innych globtroterów.