Cóż można powiedzieć o pogodzie w pierwszy weekend lipca? Taka brzydka, że aż piękna?
A czy można powiedzieć, że deszczowa trzydniówka to kara za grzechy, albo gniew Boga za skierowanie p. J. Kaczyńskiego na badania psychiatryczne? Jeżeli odpowiemy twierdząco, to jesteśmy o krok od sformułowania wniosku, że powódź to również kara za grzechy, a idąc dalej jesteśmy już blisko pewności, że mieszkańcy gminy Wilków w zeszłym roku strasznie nagrzeszyli, bo zalało ich aż trzykrotnie. W tej sytuacji nie pozostało mi nic innego jak napisanie listu otwartego do swojego Proboszcza, który poza wątkami natury ogólnej, może mieć również wątki bardziej osobiste, za które zgorszonych tym faktem już przepraszam…
Być może ten list by nie powstał, gdyby nie ta barowa pogoda właśnie. Jak bardzo niskie ciśnienie daje nam się we znaki widać to było w godzinach przedpołudniowych, w pobliskie Biedronce, gdzie do stoiska monopolowego ustawiła się najdłuższa kolejka. Sam będąc przeciwnikiem handlu w niedzielę udałem się do owego sklepu przymuszony przez wiśnie i maliny – potrzebowałem cukier, ale zapomniałem o wódce, bo spirytus został mi jeszcze z zeszłorocznej eskapady do czeskiego Cieszyna. Nie chcę być tu drugim o. L. Wiśniewskim, bo znam swoje miejsce w szeregu, ale odczytany dziś list biskupów z Lichenia i Wrocławia, oraz skromny komentarz Księdza dobrodzieja sprawił, że wszystko to stało się przypływem weny, której owoc zamieszczam poniżej…
Szanowny ks. Proboszczu,
Jednego odmówić Księdzu nie mogę – słowa wypowiadane przez Księdza rzadko, kiedy trafiają w próżnię, więcej nawet – są komentowane zaraz po wyjściu ze świątyni i jest dla nich miejsce przy niedzielnym obiedzie. Doskonale pamiętam czas, kiedy przeniesieniu Księdza do naszej skromnej parafii towarzyszyły protesty parafian parafii, którą decyzją ks. Biskupa był Ksiądz zmuszony opuścić. Nie ukrywam, że część z nas odbierała ten krzyk, jako dobry prognostyk, bo decyzją poprzedniego biskupa zostaliśmy na dwa lata pogrążeni w letargu duchowym.
I tu rodzi się pytanie, co w lokalnym Kościele jest ważniejsze – duch czy materia? Owszem ludzie chcą kościołów – budowli wygodnych i przestronnych, ale o sile Kościoła lokalnego, a zapewne i Powszechnego świadczy nie tyle infrastruktura, ile obecność Ducha.
Zgodzi się Ksiądz ze mną, że delikatnie mówiąc „odstajemy” od innych parafii, co sprawia, że część z nas wybiera parafie bliższe lub dalsze, lub też w ogóle zrywa więź – chcę wierzyć, że tylko Kościołem, ale nie z Bogiem, chociaż zgadzamy się w tym, że trudno jest mówić o Bogu w swoim życiu, ignorując zupełnie Kościół, którego „bramy piekielne nie przemogą”.
Nigdy nie ukrywałem, że mierżą mnie kazania polityczne. Jeszcze będąc pacholęciem miałem okazję odczuwać wewnętrzny dyskomfort słuchając kazań ks. Małkowskiego o „czerwonym kurze”. W materii kazań politycznych bliska mi jest postawa W. Witosa, który zwykł w ich czasie wychodzić na papierosa (jeśli palił, tego nie wiem?). Moim zdaniem kazania polityczne i komentarze wtrącane w ogłoszeniach parafialnych są drogą donikąd. Są drogą prowadzącą do gubienia owiec. Jeżeli już słowa duszpasterskiego nauczania nie mogą odnosić się do mającej miejsce przed chwilą Liturgii Słowa, niech odnoszą się do naszych przywar – wyrzucania śmieci do lasu, palenia plastikami czy zezwolenia rodziny na prowadzenie samochodu po pijaku.
Kazania polityczne z automatu wypychają część z nas poza Kościół. Według „prawd objawionych” prawo do wyznawania Boga mają tylko ci, którzy noszą moherowe berety i dla których katastrofa smoleńska jest dobrem najwyższym.
„ Miłujcie nieprzyjacioły wasze” – jakże daleko nam od spełnienia tej prośby i żądania naszego Mistrza? W tym miejscu się powtórzę – Każdy z nas ma jakieś poglądy polityczne, jednak tylko niektórzy dzierżą w dłoniach mikrofon.
Śmiem twierdzić, że 50 % Księdza parafian nie zalicza się do grona tych, do których kierowane są słowa „pokrzepienia”. Pokrzepienia, które wywołuje niepotrzebny dysonans i rozdrażnienie.
Zgadzamy się również i w tym, że nie tylko dostrzegamy, ale wręcz boli nas nieobecność młodych w naszym kościele. Uprawianie polityki ich nie przyciągnie.
Nie podzielam też optymizmu naszych Biskupów, że katecheza w szkole spełniła pokładane nadzieje i cele, bo gdyby tak było, to ci młodzi ludzie byliby między nami w każdą niedzielę.
To prawda, że słowo uczy, ale przykład wychowuje. Ale to też oznacza, że jeżeli rodzicom jest obojętne, co się dzieje z obecnością ich pociech ( lub jej brakiem) na niedzielnych Mszach św., jest dowodem na to, że katechizacja rodziców była płytka lub powierzchowna, bo nie wytrzymałą próby czasu.
Prosił ks. Proboszcz ostatnio, aby wskazać pomysły na ożywienie dolnego kościoła, co w jakiś sposób miało też nawiązywać do idei powołania Rady Duszpasterskiej.
Cóż, wydaje mi się, że pierwsza możliwość wykorzystania tego miejsca została zaprzepaszczona, chociaż mam nadzieję, że nie bezpowrotnie. Mam tu na myśli kapitał, jaki udało się Księdzu zgromadzić z racji kursu do sakramentu Bierzmowania. Być może z grona 60 młodych ludzi, można było wtedy wyłonić grupę inicjatywną w sile 10 – 15 osób, która mogłaby zaangażować się w oprawę przywróconej Mszy św. o godz. 18.00 i być zaczynem odnowy ducha młodych w naszym Kościele?
Teraz jednak jedynym czytelnym znakiem ożywienia mogłaby być Msza dla dzieci – dwa razy w miesiącu sprawowana przez ks. Piotra – niezbyt długa, z obecnością jednego z rodziców, przy udziale zespołu p.Adama. Dla rodziców Komunia św. a dla dzieci błogosławieństwo i cukierki. W tym samym czasie odbywałaby się Msza św. dla dorosłych w górnym kościele.
Dalsze ożywienie „dołu” wiąże się z podjęciem trudu …ewangelizacji – czy to dorosłych, czy młodych, czy też jednych i drugich, chociaż trzeba pamiętać, że idee wymyślone przez bł. Ks. Blachnickiego, czy przez Kiko nie „sprzedają” się tak dobrze jak 30 lat temu, jednak innej drogi, moim zdaniem, nie ma.
Jak wspomniałem wcześniej, za bardzo odstajemy w stosunku do innych parafii? Co zrobić, aby było lepiej? Otóż należy podnieść standardy. Co przez to rozumiem?
Otóż, wszelkie nabożeństwa powinny odbywać się w godzinach wieczornych, nie wcześniej niż o 17.30, a jeszcze lepiej po Mszy o godz. 18. 00. Zgodzi się Ksiądz ze mną, że Gorzkie Żale śpiewane, a litanie odmawiane ( najlepiej gdyby były śpiewane) w samo południe nie niosą ze sobą całego pokładu emocji, bo przecież wiara też ma w sobie ten pierwiastek. Poza tym Msza św. sprawowana w dzień powszedni nie powinna różnić się niczym od tej niedzielnej, czyli powinna zawierać również krótkie kazanie, nawet okazjonalne np. z okazji rocznicy ślubu. Warto byłoby wzorem innych parafii powrócić do śpiewania Godzinek przed pierwszą Mszą św. w niedzielę, bo i one składają się na 1050 lat historii chrześcijaństwa w Polsce.
I na koniec jeszcze wrócę do Mszy św. o godz. 18.00 – dobrze byłoby, gdyby z upływem czasu można było wskazać jej odmienny charakter – współtworzona dla młodych, przez młodych, może nawet z Komunią św. pod dwiema postaciami? Z większym udziałem świeckich – czytania, służba liturgiczna, ze znakiem pokoju przekazywanym bezpośrednio przez celebransa lewej i prawej „nawie”. Taka liturgia mogłaby być sprawowana w dolnym kościele, potem mogłyby mieć miejsce krótkie spotkania formacyjne.
Ostatnia rzecz to …konfesjonał. Ten postawny stoi w mrocznym kącie i tam jest jego miejsce.
Zgodzi się Ksiądz ze mną, że spowiedź to rzecz trudna i traktowana w poważny sposób jest czymś wielce intymnym. Może warto byłoby ten „mebel” przywrócić do łask, usuwając z tego kąta ławki i tworząc wygodną przestrzeń dla spowiadających, i słuchających spowiedzi?
Pozdrawiam serdecznie,
Jonasz
(Oczywiście „list” przesłałem samemu Adresatowi)
Odpowiedzi
I juz jest ...
Odpowiedź ks. Proboszcza - co się okazuje?
Godzinki są śpiewane w każdą niedzilę o 8.30 ( ja się nimi "zaraziłem" wiele lat temu w czasie VII Pielgrzymiki akademickiej na Jasną Górę).
To cieszy, szkoda, że o tym nie wiedziałem, ale może decyzja zapadła w czasie mojego niebytu?
Na liście się nie skończy, cd. będziemy kontynuować już przy stole:)
j.