O królu…

I stało się! Od dziś tj. od 1-szgo lipca Najjaśniejsza RP będzie przewodziła przez najbliższe pól roku zjednoczonej Europie. I chociaż znaczenie prezydencji nie jest już tak wielkie jak było przed podpisaniem układu z Lizbony, to czas polskich „rządów” ma odpowiedzieć na pytanie - na ile będziemy partnerem dla głównych rozgrywających w Europie - nie tylko do wspólnych zdjęć i poklepywania po plecach?…

Nadchodzące sześć miesięcy nie będzie okresem sielanki, o której zdaniem pesymistów, generalnie należy już zapomnieć. Najbliższe miesiące być może dadzą odpowiedź na pytanie na ile kryzys może być szansą dla UE? Powstanie UE zapoczątkowane przez wspólnotę węgla i stali ( EWG) miało na celu osiągniecie nie tylko pokoju w Europie, która wtedy z takim mozołem podnosiła się ze zniszczeń II Wojny Św., nie tylko miało na celu zacieśnienie współpracy gospodarczej pomiędzy krajami i znoszenie barier dla wolnego handlu, ale z upływem czasu zjednoczona Europa miała być przeciwwagą dla cały czas jeszcze potężnych Stanów Ameryki i coraz bardziej widocznych Chin, Indii i Brazylii. Kolejnym krokiem stało się przyjęcie wspólnej waluty, która po okresie słabości niemowlęcej, stała się obok dolara i franka najważniejszą walutą świata. I chociaż ojcowie założyciele chcieli jak najlepiej to wyszło jak zwykle…

Dziś w czasie polskiej prezydencji coraz mocniej uwiera wszystkich słabość budżetów Hiszpanii, Portugalii i chorującej Irlandii, o zamieszaniu z Grecją nie wspominając.
Coraz bardziej martwi siła franka i coraz bardziej niepokoi Niemców rosnący kurs EUR, bo to osłabia pędzącą z niespotykaną siłą, od czasów zjednoczenia, niemiecką gospodarkę.

Dziś w czasie polskiej prezydencji partnerstwo wschodnie ma zupełnie nowy wymiar, bo ostatnia dyktatura w nowoczesnej Europie ma szansę się przewrócić właśnie w ciągu tych kilku miesięcy.

Dziś coraz wyraźniej widoczny staje się powracający pokój na Bałkany, a wraz z nim powraca szansa na normalność miedzy narodami bałkańskich Słowian.

Dziś coraz głośniej słychać postulat o zamykaniu ponownie granic, a więc zniszczeniu tego, co dla wielu zwykłych obywateli było i jest największym atutem bycia w UE – wolność przepływu towarów, usług i ludzi. A przecież w poczekalni cały czas czekają jeszcze Rumunia i Bułgaria, którymi dziś, podobnie jeszcze jak tak niedawno Polską, straszy się, że wraz z ich wpuszczeniem zaleją Europę żebracy i złodzieje.

Dziś coraz częściej mówi się o fiasku multikulturowości i najchętniej otoczono by stary kontynent wysokim murem, aby chronił zasobną Europę przed imigrantami.
Dziś też słychać coraz głośniej i wyraźniej, że nowa wojna, jeśli wybuchnie to może to być wojna pomiędzy bogaczami i ich służbą – pomywaczami, śmieciarzami i sprzątaczkami, którym pozwolono wykonywać prace „niegodne” Europejczyka.

Wspólna Europa chwieje się i trzeszczy, ale to nadal najlepsza idea, na jakiej wprowadzenie w życie zdecydowały się skonfliktowane przez wieki narody. Stąd, jeżeli nawet król dziś jest nagi, to przecież nie zmienia to faktu, że nadal jest królem.
*
Rychu