To pierwszy z kilku postów, jakie chciałbym opatrzyć tym wspólnym tytułem. Cykl miałby być kontynuacją „Słowa na niedzielę” i Wielkiego Tygodnia. Odpierając zarzut, że przecież f.pl nie jest portalem katolickim, odpowiadam – ilekroć dotykałem sfery ducha, chodziło mi o coś więcej niż o treści, jakie znajdują się na tego typu portalach – zawsze miałem na uwadze chrześcijanina będącego członkiem kościoła Katolickiego, który nie zawsze dostrzega (bo nie chce lub nie umie) po co i dlaczego w nim jest, bądź jest ze swoim kościołem na bakier. Co na początek? Może lekcja religii, której dwudziestolecie powrotu do szkół tak niedawno świętowaliśmy…
*
Spoglądając wstecz ( ktoś powie, że to kryzys wieku średniego) widzę jasno, że to nie lekcje religii sprawiły, że dziś jestem tu, gdzie jestem, ale bezsprzecznie to one były tym fundamentem, na którym mogłem budować swoją obecność w Kościele.
Dziś 28 procent gimnazjalistów ma problem ze zdefiniowaniem, kto tworzy Trójcę Świętą.
- Bóg Ojciec, Syn Boży, ale potem pojawia się Matka Boska, a nawet Papież. Jednak nie rozdzierałbym z tego powodu szat – czterdzieści lat temu nie mieliśmy gimnazjów i zapewne nikt nie prowadził tego typu badań. Czterdzieści lat temu lekcje religii odbywały się raz w tygodniu ( szkoły średnie), nie było podręczników, chodzili na nie tylko ci, którzy chcieli a programem były …trzy pytania, jakie każdy ze „słuchaczy” anonimowo zapisywał na kartce, którą później oddawał księdzu – nie przeczę, że nie wszędzie lekcje wyglądały podobnie – chcę jednak pokazać, że lekcje religii niczego nie kończą, one jedynie są lub nie, pewnym kapitałem wartości i przeżyć, z którymi idziemy w dorosłe życie.
Czterdzieści lat temu większość dzieci z podstawówek chodziła do szkoły na piechotę, zwykle też kilka lub kilkanaście minut zajmowało przejście ze szkoły do kościoła. Czterdzieści lat temu dzieciaki miały trzy rocznice pierwszej Komunii św. oznaczone kolorami: czerwonym, żółtym i niebieskim. Dziś większość uczniów gimnazjalnych uczy się w szkołach społecznych lub wybiera te lepsze gimnazja państwowe, co sprawia, że więzi rwą się już po skończeniu szkoły podstawowej.
*
Lekcje religii wprowadzone do szkól za sprawą Konkordatu podpisanego pomiędzy RP i Stolicą Apostolską z jednej strony pozwoliły objąć nauczaniem większą grupę uczniów ( prawie wszystkich w szkołach podstawowych i gimnazjach), rozwiązały kwestię stałego dochodu dla katechetów, a co za tym idzie i emerytury, z drugiej strony sprawiły, że życie w wielu parafiach w ciągu tygodnia zamarło i dziś koncentruje się na udziale w niedzielnych nabożeństwach.
Dziś do końca nie wiadomo jak w budynku szkolnym połączyć te dwie sprawy – nauczanie o historii kościoła i wprowadzanie w wiarę. Tu i ówdzie podnoszą się głosy, że uczniowie lepiej lub gorzej przyswajają sobie wiedzę, jednak pozbawieni są sacrum, jakie mieli na wyciągniecie dłoni w przykościelnej salce parafialnej. Jeden z biskupów mówi wprost – zostawmy jedną lekcję w szkole, drugą przenieśmy na powrót do parafii, aby tam miała miejsce katecheza tych wszystkich, którzy tego naprawdę chcą.
*
sonda
*
Gdzieś mi umknął świetny materiał z TVP o lekcjach religii. To, co można znaleźć na YT jest materiałem przygnębiającym – wygląda to tak, że chodzi tylko o to, aby „dokopać” prowadzącemu zajęcia z religii. Ale to prawda – w salce katechetycznej każdy mógł uczyć innych jak być katolikiem, w szkole nie każdy jest wstanie sobie poradzić z agresją uczniów, nie każdy może być katechetą, ale podobnie przecież jest z innymi nauczycielami. Różnica polega na tym, że katecheta pozbawiony jest narzędzi przymusu, a jeśli tak to zarówno ksiądz, sistra zakonna jak też osoba świecka musi sobie odpowiedzieć, czy ma sobie tyle odwagi, siły i czy ma charyzmę, aby „sprzedać” wiarę? O wiele łatwiej uczy się w szkole podstawowej, ale i tu nie trudno o błędy.
Jeden z wawerskich księży puszczał z odtwarzacza głos szatana 10 letnim dzieciom – dzieci owszem „chętnie” się modliły i wstawały wcześnie rano na „roraty” przed pójściem do szkoły. Ale co będzie, gdy te dzieci podrosną? Czy powrót religii do szkól był błędem?
Nie – na początku lat 90-tych Polska przeżywała terapię szokową związaną z wprowadzaniem gospodarki kapitalistycznej, ładnie nazywanej rynkową. Społeczeństwo polskie zorientowane na przetrwanie i adaptację do nowych warunków potrzebowało pewnej nadbudowy ideologicznej, dzięki której mogłoby się oprzeć korupcji, pokusie bogacenia ponad wszystko i chodzeniu na skróty – religia w szkole wydawała się czymś naturalnym – święto 11 listopada i nauczanie w szkołach to kontynuacja tej drugiej RP – wolnej i niezawisłej…
„Znakomity film promocyjny, wyprodukowany na zlecenie ministerstwa edukacji Macedonii. Młody Albert Einstein zawstydza swojego nauczyciela i zaprzecza boskiej naturze zła. Klip promuje ideę powrotu do nauczania religii w szkołach tam, gdzie tego zaniechano i podtrzymania tam, gdzie nadal się to robi. "Religia to też wiedza. Przywróćmy religię w szkołach" - głosi hasło kampanii. Niepoprawnie trafne w politycznie poprawnych czasach” / You Tube/
*
Albert
*
I na koniec krótka lekcja…i coś optymistycznego.
- Początek roku szkolnego 2010/11 w jednym z praskich i najlepszych liceów – przyszli maturzyści mogą już sobie sami usprawiedliwiać nieobecności i sami decydują, czy będą uczęszczać na lekcje religii?– Prawie wszyscy podpisali się w dzienniku szkolnym, że tak.
*
lekcja
**
Zdjęcie: Wambierzyce
Odpowiedzi
A jednak...
mimo tych dwudziestu lat nie staliśmy się lepsi.
Czy widać różnicę między katolikiem a tym, który jest wierzący, a niepraktykujący lub jest ateistą?
Pozdro:-)
Jestem za...
"krótki" aby odpowiedzieć na to pytanie o róznicach, ale być może spróbuję w nastepnych wejściach S_n
Pozdrawiam sedrecznie :-)
j.