Dotychczas sprawa kampanii wyborczej przypominała bułkę z masłem – ściepa na miejsce na liście, podpisy poparcia, ulotka, plakat i hasło. A potem trzeba było mieć nadzieję, że uśmiech, biała koszula lub garsonka i make up przekonają wyborców, że oto właściwa osoba na właściwym miejscu. Wszystko się skomplikowało po ostatnich wyborach parlamentarnych – do urn poszli młodzi, a ci zwykle mają ważniejsze sprawy na głowie.
Ulotka to najpopularniejszy sposób dotarcia do wyborcy, tylko czy tradycyjna ulotka wystarczy, aby młody człowiek jeszcze raz pomaszerował do urny, zważywszy, że chodzi teraz tylko o wybory samorządowe? Wszak raz można oszukać wszystkich, czasami uda się oszukać część z nas, o wiele rzadziej udaje się znaleźć tych, których oszukiwać można zawsze…
***
Dlaczego nasi drodzy kandydaci na radnych dzielnicowych i miejskich tak chętnie ze wszystkich form komunikowania się z wyborcą wybierają ulotkę?
Ulotki tanio kosztują Za kilka złotych rozniesie je gimnazjalista i papier nie wiąże czasowo, tak jak robią to spotkania przedwyborcze. A co najważniejsze, ta forma komunikacji nie osłabia morale kandydata zachowując bezpieczny dystans pomiędzy nim, a wyborcą.
W końcu każdemu z nas byłoby przykro, gdyby nasz program od razu znalazł się w przydomowym śmietniku. A jeśli tak, to, o czym warto pamiętać komunikując się z wyborcą przez ulotkę?
Ten post można nawet zakwalifikować do kategorii „f.pl radzi…”:).
**
8-12 sekund,
*
A nie przez 24 godziny, a w wielu przypadkach kandydat dysponuje tylko kilkoma sekundami, aby dotrzeć do wyborcy, bo tyle zwykle zajmuje nam umieszczenie ulotki w koszu. Do 12 sekund ulotkowej egzystencji mają szansę tylko ci, którzy zostawią swój program w skrzynce 12-piętrowego wieżowca, przy założeniu, że obdarowany nie podrzuci jej w windzie lub nie zostawi na najbliższym parapecie.
I tak oto w tak krótkim czasie elektorat ocenia naszą przydatność do zawodu ( tak, dla wielu wybranych ta funkcja samorządowa staje się zawodem lub trampoliną do dalszej kariery).
Czyli liczą się: buźka, hasło, nazwisko, lista.
Z numerem jest gorzej. Stąd te walki o jak najwyższą pozycję na liście, żeby potem nie było wpadki.
Jeśli adresat, ( czyli każdy, kto ma stały meldunek) zweryfikuje nas pozytywnie, „idziemy”z nim do domu. Jeśli po lekturze ( nie za dużo wodolejstwa, bo stanie się podejrzliwy) lądujemy na półce, gdzie trzyma dokumenty, portfel i klucze, to znak, że dotarliśmy do finału.
**
50 słów nie więcej.
*
Tylko tyle słów powinna zawierać ulotka.
A hasło będące kluczem do serca wyborcy powinno być emocjonalne.
Na przykład: „ Zlikwidujmy świniom koryto” (ew. Tym panom już dziękujemy).
Lub też : „ Wiem, że nie wiele mogę, ale przynajmniej będę się starał”.
I tu uwaga, pierwsze hasło ( ew.to co w nawiasie) musimy, opatrzeć zdjęciem tych, którym to koryto chcemy zabrać.
Wybierając drugie hasło możemy sobie pozwolić na własne zdjęcie
Wówczas na drugiej stronie zamieszczamy nasz program w 3-ch punktach.
**
Jak sobie radzić z innymi ulotkowiczami?
*
Trzeba wiedzieć, kiedy ulotkować i jak często? To ważne – większość naszych rywali zdobywa się tylko raz na to, aby w czasie kampanii zaśmiecić skrzynki wyborców, a to błąd.
Co gorsza, wszyscy wybierają robocze dni tygodnia, kiedy to zdesperowany wyborca garściami wyrzuca ulotki do śmietnika, nawet ich nie oglądając.
Żeby wygrać, trzeba pracować w weekendy, najlepiej w niedziele. Ulotkę należy starać się tak umieścić, aby wyborca nie miał problemu z jej wyjęciem ze skrzynki nie szukając specjalnie do tej operacji kluczyka. Niedziela to dobry dzień ( nie świt i nie obiad), aby zwiększyć siłę rażenia i przekazać nasz manifest osobiście.
A ile razy? Najlepiej trzy i za każdym razem ulotka powinna nieść nowe przesłanie, odsłaniać kolejne trzy punkty naszego programu. Wyborca widząc naszą determinację, potrafi to docenić przy wyborczej urnie.
**
Jedno zdjęcie warte jest 1000 słów.
*
Nic tak nie przekonuje jak zdjęcia z wystawy Word Press Photo. Nic też bardziej nie przekona naszego elektoratu jak dobre zdjęcie i nie chodzi tu o nasz profil, ale o taki przekaz obrazem, który zastąpi wiele zdań martwego tekstu.
***
Czas na nasze „studim przypadku”, tym bardziej, że w ciągu ostatnich czterech lat Internet zagościł na dobre pod naszymi strzechami, a i my chcielibyśmy dotrzeć do młodszego kręgu wyborców, aby odnieść druzgoczące zwycięstwo, jako a) kandydat z ostatniego miejsca partyjnej listy, b) kandydat niezależny. A jeśli tak to oto:
**
Przykład nr 1
- Użytkownicy portalu tlen.pl otrzymali ulotkę wyborczą p. Tadeusza, proszę abyście rzucili na nią okiem i na chwilę kliknęli pod wskazane linki.
*
„Dzień dobry.
Ubiegam się o status kandydata na Urząd Prezydenta RP. Jestem osobą niezależną od partii politycznych oraz innych związków, organizacji i służb. Dlatego właśnie, tą drogą, zwracam się do Państwa z prośbą o zapoznanie się z moimi propozycjami reform (przedstawionymi na stronie: www.tcichocki.pl ) oraz ewentualne udzielenie poparcia.
Umożliwiłoby mi ono, zgłoszenie swojej kandydatury do PKW i przedstawienie szczegółów programu, w trakcie kampanii wyborczej oraz jego realizację, w przypadku wygranej.
Z poważaniem”
**
Zgoda, p. Tadeusz rozpoczął już kampanię prezydencką, ale proszę zobaczyć, że na 23 radnych dz. Wawer, troje z nich sygnalizuje, że wie coś o Internecie, z tego jedna biegle się nim posługuje.
A co z resztą, a co z ”martwymi” stronami wawerskich kół, forum i stowarzyszeń?
**
I przykład nr 2. Może nie do końca pomysł przemyślany, ale nagradzamy brawami za prekursorstwo.
A’ propos, przygotowujecie Państwo jakiś materiał na nową kampanię?.
Ufamy, że głosując na ludzi, nie zagłosowaliśmy na partie?
*
wybory
**
Przykład 3 i 4
*
– Mając takie clipy
*
labamba
* *
I taki elektorat wygramy na pewno:).
*
zmiana
**
Drodzy kandydaci, do dzieła!
Wasz wyborca staje się coraz bardziej wybredny i nieufny, ale o tym innym razem.
***
Ryszard Rychu Schabowski
**
Dziękuję za pomoc Jonaszowi oraz informuję, że tym razem korzystałem z materiału „blog oszołoma”
*
Zdjęcie : ulotka p. Janiny
Odpowiedzi
A niech by był i...
czarny.
Na takiego prezydenta to i ja bym zagłosowała.
Pozdro:-)