Polacy kochają wakacje, długie weekendy, święta państwowe i religijne, jeśli są tylko dniami ustawowo wolnymi.
Polacy chętnie jeżdżą, pielgrzymują i należą do bardzo mobilnych turystów. Większości nacji wystarczy morze wody, tony piachu, ale nie Polakom - chyba, że wyjadą na wczasy „all inclusive”…
Czas na kolejny post z cyklu ”f.pl radzi”, tym razem o zabarwieniu czysto wakacyjnym:-).
** Łowienie „ALL.”.
Kiedy myśleć o wakacjach? Są dwie szkoły.
Jedna mówi, że planowanie następnych wakacji należy rozpocząć w trakcie spędzanych obecnie. Korzyść? W listopadzie, gdy tylko pojawią się oferty na nowy sezon jesteśmy pierwsi. Metoda ta nazywana jest potocznie „First minute”.
Za wypowiedzianym „tak” płyną pierwsze wpłaty, a my jesteśmy przekonani, że zyskaliśmy gwarancję stałej ceny i zniżkę za odwagę. Potem, w styczniu, gdy jedni dumnie opowiadają, gdzie jadą lub lecą na narty, my z pogardą i udaną skromnością zawiadamiamy wszem i wobec, że zima nas nie kręci i chętnie porozmawiamy o letnich wakacjach. Takie wystąpienia skutecznie osłabiają opowieści o Dolomitach i Beskidach - „ no, bo oni już wykupili…”
A co? A żadne tam HB, tylko „all”. I to nie tydzień, ale dwa, bo na tydzień się nie opłaca.
A jakie to będą dwa tygodnie? A bez sprzątania, gotowania i w pełnym słońcu z kremami z filtrem 50 ( na początek), z tzw. full wypasem.
Ale bardzo popularną formą łowienia „all incl.” jest metoda kupna wycieczek na ostatnią chwilę, tak jak popularne jest rozliczanie się z fiskusem w dniu 30 kwietnia, na Poczcie Głównej przed 24.00. I tam i tu towarzyszą nam emocje.
Potem ci First ( zwłaszcza ci) i Last porównują ceny swoich wyjazdów i okazuje się, że różnice, jeśli są, to nie zwalają z nóg, bo dla wszystkich starczy „ALL”.
** Gra w „ALL”
Biura turystyczne doskonale zdają sobie sprawę, że dobrze sprzedane „ALL” jest dźwignią handlu. A jak dobrze sprzedać? Wystarczy, żeby to, co małe stało się duże, a to, co duże stało się małe. I tak na zdjęciach widzimy przytulne hotele i duże baseny. Oferta wsparta jest dodatkową informacją, że barów jest, co najmniej dwa, restauracji nie mniej niż trzy i wszystko dostępne od ręki i bez wysiłku. Bo przecież renomowane biura nie oszukują, co najwyżej nie mówią całej prawdy. Prawda wychodzi dopiero jak postawimy stopę na gościnnej ziemi. Wówczas naocznie stwierdzamy, że hotel przypomina fabrykę, basen zaś tylko większą wannę. Bary są rzeczywiście dwa, ale jeden z nich czynny dopiero późnym popołudniem i nie zawsze z pełnym asortymentem. Plaża płatna, bar na plaży też.
Restauracja „free of charge” jest tak naprawdę jedna, gdzie w szczycie tzw. turnusu musi się najeść w ciągu 2 godzin 600-set gości, co w praktyce oznacza, że jeden gość powinien spędzić przy wszystkich stoiskach szwedzkiego bufetu nie dłużej niż 12 sekund, sam sprzątając i nakrywając stół po poprzednikach.
Nazajutrz, po przyjeździe, opierając się na doświadczeniu życiowym, bladym świtem zajmujemy leżaki przy basenie, starając się mniej więcej odgadnąć ruch słońca między budynkami. Szybko też okazuje się, że zabawa w leżaki rozpoczyna się w okolicach dnia poprzedniego gdzieś w okolicy 23.00. Ale jeżeli nasz bar „ za friko” kończy prace o tej właśnie godzinie, leżaki mogą posłużyć za miejsce gromadzenia zapasów, bo po 23 chce się również pić, ale to samo darmowe piwo wyceniane jest wtedy na 4 - 5 EUR. Ta niezręczna sytuacja zmusza przeciwnika ( zarząd hotelu) do zbierania leżaków z chwilą oficjalnego zamknięcia basenu ( 18.00 czasu lokalnego), a to zwiększa szansę tych, którzy teraz nastawiają komórki na 6 rano ( czasu lokalnego) i wespół z pokojówkami rozkładają leżaki i znakują je swoimi ręcznikami. I po co to wszystko? Bo…
** „ ALL incl.” – Wszystko zapłacone.
O to idzie ta gra - nie wydać ani jednego EUR. Dobrze jeść i nawadniać organizm w temperaturze otoczenia 38 – 40 stopni C. A to jest możliwe tylko, gdy;
a) tworzymy silną, zwartą grupę 6 – 8 osób dorosłych, w której każdy ma swoją rolę do spełnienia
b) obstawiamy, wzajemnie się kryjąc – leżaki przy basenie, bar z napojami i stolik na 45 minut przed posiłkiem. Na koniec, w godzinie otwarcia stajemy pierwsi przy drzwiach naszej „ollowej” restauracji. Efekt?
- Wracamy z wakacji kilka kilo ciężsi, bo wstawanie o 6.00, picie non stop w basenie i przy basenie, ciągła rywalizacja o tort, frytki, omleta strasznie nas wyczerpuje i w ten oto sposób pochłaniamy ogromne ilości kalorii w sumie nic konkretnego nie robiąc, ani aktywnie nie wypoczywając. A czy można oszukać przeciwnika ( hotel, władze miasta)?
- Można, tylko trzeba przywieźć ze sobą parasolkę ( 1, 5 EUR / 1 dzień oszczędności) i koc ( leżenie na kocu, na plaży jest gratis) lub w lepszym wydaniu przywieść jeszcze 2 fotele ( dodatkowe 3 EUR oszczędności na 1 dzień). Nie muszę mówić, jak patrzą na nas wszyscy leżakujący turyści. Ale jeszcze większym „fo-pa” jest umorusanie piaskowym żwirkiem naszego ręcznika, przy założeniu, że nie kupujemy od leżakowego nawet tej jednej parasolki, a słońce niemiłosiernie pali.
Poza tym hotel zachęca nas do skorzystania z sejfu ( 2 EUR/ dzień) płatne za okres pobytu,
(czyli nawet jak już nie mamy gotówki, to nadal mamy sejf). Hotel też stara się nam iść na rękę pobierając tzw. kaucję 30 EUR ( oferta biura to dyskretnie pomija), którą możemy przeznaczyć na wynajęcie leżaków, drinki w barze po 23 lub wynajem sejfu.
**
Dlaczego wszyscy się bawią w ALL?
Bo wszyscy mają wrażenie, że im się opłaca. Jednak to, co opłaca się zarządowi hotelu ( np. napoje w kubkach do mycia zębów), nie koniecznie opłaca się turystom ( naczynia małe i często trzeba obracać). Turyści stoją w kolejkach ( może się zniechęcą?), serwisowi w barze i w restauracji się nie spieszy, bo już zapłacone. TIP – boxy stoją puste, bo przecież już zapłacone, a załoga hotelu zrezygnowana i bez wiary, że może coś jeszcze z nas wydusić.
Kiedy możemy mówić o prawdziwym ALL, gdzie alkohol,. Cola i lody są w ciągłej dostawie? W tym roku było to 3.000,- od głowy. Poniżej tej kwoty zawsze coś będzie nie „halo”. A i tak wiadomo, że najwięcej w naszym „skierowaniu” kosztuje przelot samolotem.
**
Jedziemy na wycieczkę, – czyli dokładamy do „ALL”.
W którymś momencie pękamy – nie po to lecieliśmy taki kawał drogi i wydaliśmy tyle pieniędzy, żeby leżeć przy basenie. Zamawiamy nasze lunch – boxy i korzystamy z oferty wycieczek fakultatywnych. Czy dobrze robimy? Dobrze, jeżeli są to miesiące wiosenne lub jesienne, w środku sezonu wakacji szkolnych w Europie i w tak wysokich temperaturach powinniśmy …odpuścić. Czy wakacje są po to, aby wstawać o 3 rano i jechać 600 km autobusem, jeśli nawet jest klimatyzowany? Latem załóżmy – jesteśmy tu dla terapii słońcem, a nie w celach poznawczych. Ale ten, kto nie lubi pływać, ani się opalać rzeczywiście może mieć problem, aby wytrwać te 2 tygodnie zasłużonego odpoczynku.
Podsumowując, dobra wycieczka to taka, która zaczyna się po śniadaniu i kończy przed kolacją oraz przy tak wysokich temperaturach otoczenia ma związek z wodą.
**
I na koniec…
Korzystając z czarteru nie dajemy po sobie poznać, że lecimy pierwszy raz. Nie kręcimy się, nie robimy zdjęć w samolocie i na lotnisku. Nie cwaniakujemy przy odprawie ( kolejka jest dla naiwnych) i samolot opuszczamy w kolejności – najpierw wysiadają ci, którzy siedzą przed nami. No i oczywiście pijemy tylko te alkohole, które kupiliśmy w podniebnym sklepie:-)
j.
**
Zdjęcie: ALL w Turcji, godz. 19.00 początek kolejki pt. " czy będziemy dziś jedli?", potem było juz tylko gorzej.