Opowieść V. Nie będziemy płacić za wasz kryzys
*
Kto pierwszy powiedział „nie”?
Pierwsi w grudniu ub. roku na ulice Aten wyszli młodzi Grecy. Pretekstem do najpoważniejszych od lat zamieszek w Grecji była śmierć 15-sto letniego chłopaka. Do młodzieży przyłączyli się rolnicy i wszyscy ci, którzy obwiniali konserwatywny rząd premiera Kostasa Karamanlisa o pogorszenie i tak nie najlepszych warunków codziennego bytowania. Później za kryzys nie chcieli płacić młodzi ( znów!) Kanadyjczycy. Następni byli Łotysze i Litwini. 26 marca br. ( zdjęcie) do stolicy Polski zjechało 3 tys. związkowców z zakładów i przedsiębiorstw, w których głównym udziałowcem jest Skarb Państwa…
Ta liczba wizytujących stolicę związkowców wygląda bardzo mizernie w porównaniu z ilościami uczestników demonstracji, jakie miały miejsce dwa dni później - 28 marca był w Europie zachodniej dniem protestów pod hasłem "Nie będziemy płacić za wasz kryzys". Największe demonstracje odbyły się w Londynie, gdzie protestowało ok. 35 tys. osób, we Frankfurcie nad Menem (25 tysięcy osób) i Berlinie. W tej ostatniej demonstracji wzięło udział ok 30 tys. osób, w tym ok. 7 tys. w bloku radykalnym grupującym lewicowych autonomistów, syndykalistów i anarchistów. Patrząc na skalę protestów, aż chce się zapytać - Jeśli tak niewielka grupa osób w Polsce nie chce płacić za nie swój kryzys, to czy ten kryzys już jest w Polsce, czy go nie ma?
*
Myjnia samochodowa w M. ( tym samym M, które stało się ostatnio sławne za sprawą tunelu:)).
- Panowie, czy wy widzicie kryzys?
- Eee tam. Kryzys to jest w głowie. Żeby pan widział, jakie fury my teraz myjemy. Kobitka podjeżdża Porsche za 500 tys. PLN. Gościu kupił „muzykę” do swojego auta za 35 tys. PLN. Nie, my kryzysu nie widzimy.
*
I ci pracownicy myjni w M. mają sporo… racji. Kryzys dotarł do Polski z zewnątrz. Ucierpiał głownie eksport samochodów – 80 % produkcji opuszczało terytorium RP( teraz za sprawą dopłat u naszych sąsiadów sytuacja nie wygląda najgorzej) i mebli. Trudna sytuacja panuje w hutnictwie, dyskusyjne zaczyna być wydobycie węgla, który dla odmiany bardziej opłaca się importować, niż wydobywać. A reszta?
A reszta to… samosprawdzająca się przepowiednia, którą wykreowali dziennikarze. Biznes można robić na wszystkim – również na strachu. I tak, gdy tylko sezon wakacyjny 2008 przeszedł do historii wszystkie poważne gazety pochylać się zaczęły nad krachem giełdowym. A prawda była taka, że deliberować nad giełdą trzeba było rok wcześniej, gdy tylko pojawiły się informacje za oceanu, że dwa fundusze od kredytów hipotecznych „suprime” zaczynają mieć kłopoty. Mniejszość wiedziała i dzisiaj śpi spokojnie, większości maluczkich przyszło zapłacić za nie swój kryzys i o nich można mówić, że są pierwszymi płatnikami. Dziennikarze podsycając płomień złych wiadomości liczyli, że gazety zaczną kupować również ci, którzy dotąd tego nie robili. I na początku zeszłorocznej jesieni wszystko szło jak po maśle, ale ilość złych wiadomości podważyła morale przedsiębiorców, którzy w latach koniunktury szczodrze sponsorowali czytelnictwo swoich załóg. A były to koszty niemałe – przy założeniu, że firma wydawała 100 tys. PLN rocznie na same tylko gazety w jednej z czterech lokalizacji, to znaleźliśmy kolejnego płatnika tego kryzysu – stali się nim sami posłańcy złych wiadomości. W kłopoty wpadł dziennik „Polska”, nie lepiej ma się sytuacja w Rzepie. Wydawca GW wdraża zwolnienia grupowe.
*
Na nic zdały się zaklęcia, że Polska to szczęśliwa wyspa na kryzysowym oceanie. Na nic zdały się prośby słynnego, p. Waldka, aby dziennikarze pisali bardziej optymistycznie, albo przynajmniej nie tak pesymistycznie.
Bezrobocie wystrzeliło w górę, a konsumpcja runęła w dół. Jeżeli optymizm nie zwycięży to za kilka miesięcy rząd i p. Waldek będą się usprawiedliwiać, że wszystko było po to, aby zapobiec wybuchowi paniki. Co prawda wielbiciele spędzenia wolnego czasu w Arkadii, Galerii Mokotów, czy w Blue City ( ta forma relaksu to nr 1 wśród polskiego społeczeństwa) nie potwierdzą opinii o spadającej konsumpcji. Mam nadzieję, że możemy się zgodzić przynajmniej z jednym - obraz konsumpcji w Warszawie i w Moskwie nie odzwierciedla do końca sytuacji, jaka ma miejsce w krajach, których stolicami są wymienione miasta, czyż nie tak? Na kryzysie się również zarabia i tego dowodem są, co raz to nowe informacje w TV o… nowych Biedronkach:).
*
Ci z nas, którzy uwierzyli, że dwa filary przyszłej emerytury mogą być niewystarczające i zainwestowali w tzw. trzeci ze zdziwieniem znajdowali w skrzynkach pocztowych informacje z OFE III Filar, że oto już niebawem skontaktuje się z nami agent w celu przedstawienia nowej, jakże atrakcyjnej oferty dla wieloletnich klientów.
Ciekawe, co skłoniło nasze drogie fundusze do tego kroku? Może to zbieg okoliczności, a może nasze składki posłużyły funduszom do zakupu różnych obligacji, które zawierały m.in. papiery „suprime”. Czy możemy spać spokojnie, jeśli dziś wartość naszych polis dramatycznie spadła?.
*
Michał Boni twierdzi, że prawdziwym sprawdzianem dla naszej gospodarki będzie jesień 2009, kiedy to po uzyskaniu dyplomów absolwenci renomowanych i mniej renomowanych uczelni będą próbowali zdobyć pierwszy etat. Jeśli 50 % na prowincji i 30 % w dużych miastach będzie musiała udać się do UPP, to będzie naprawdę źle,
bo to młodzi będą kolejnymi płacącymi za nie swój kryzys.
*
Ostatnie lata to okres spadku przestępstw takich jak: rozboje, napady, włamania i kradzieże. Dziennikarze podkreślali, że to zasługa samych organów ścigania. Ale czy tylko? Ostatnie lata to okres wzrostu zamożności społeczeństwa i łatwiejsze możliwości zarobkowania, a to oznacza, że nie opłacało się ryzykować wpadki i o wiele trudniej było sprzedać trefny towar, gdy dokoła otaczał nas system ratalny i kilkuletnie gwarancje na kupione dobra. Pierwszy kwartał tego roku pokazuje, że statystyki nie są już tak dobre – przestępczość rośnie. Policja tłumaczy, że więzienia opuszczają przestępcy, którzy wracają to znanej im formy „zarobkowania”, ale czy to jedyny powód?
*
Wydaje się więc, że za kryzys zapłaci większość z nas z tą tylko jedną różnicą, że jedni dużo, a drudzy niewiele.
Oby tych pierwszych było jak najmniej.