Na niecałe dwa miesiące przed wyborami do PE, sondaże wypadają przygnębiająco - tylko 13 % z nas wybiera się do urn wyborczych w dniu 7 czerwca. Będziemy jednym z ostatnich 27 krajów członkowskich, który będzie wybierał swoich przedstawicieli do ciała ustawodawczego Unii Europejskiej. Pierwotnie planowano, że wybory po raz pierwszy będą w RP dwudniowe i aż strach pomyśleć ile publicznych pieniędzy by w tej sytuacji zmarnowano...
Co oznaczać może w praktyce owe 13 %? Tylko to, że do urn pójdzie aktyw partyjny, wszyscy kandydaci na członków ( już teraz Zarząd wawerskiej PO najwięcej czasu na swoich zebraniach poświęca na rozpatrywanie wniosków starających się o przynależność partyjną), oczywiście pójdą sami kandydaci ( jedynki, dwójki i itd.) i ich rodziny, ( kto ma EU_posła w rodzie…), a reszta? Reszta na dwa miesiące przed wyborami deklaruje, że skorzysta z przysługującej jej wolności, wolności definiowanej tak w wielkanocnym numerze Tygodnika Powszechnego:
*
„ W krajach demokratycznych zwykle połowa ludności ma swobody polityczne gdzieś i zamiast iść do urny wyborczej, woli pojechać sobie na ryby. Wolność, za którą jedni przelewają krew, dla innych jest luksusem bez żadnego znaczenia”.
*
Z tego płynie jeden wniosek – Polacy, jako naród prawie wybrany odstaje od większej części krajów demokratycznych i jeśli nic się nie zmieni, to pierwszej czerwcowej niedzieli łowiących będzie więcej niż tych, które mają dać się złowić. Co się takiego stało, czy Unia jest passe? Już raz, albo nawet i dwa tupaliśmy idąc do urn – raz, aby powiedzieć Unii „tak”, drugi raz ( chyba), aby wybrać obecnych ( jeszcze) naszych przedstawicieli. Ten pierwszy raz był nawet dramatyczny – w Aleksandrowie żona ciągnęła do lokalu wyborczego eurosceptycznego męża mówiąc, że tu nawet nie chodzi o nich, ale o przyszłość ich wnuków. Mąż wobec takiego argumentu wydawał się być pogodzony z naszą akcesją. Dziś od tamtego momentu minęło 5 lat, a oni ku swojemu głębokiemu rozczarowaniu nadal nie zostali dziadkami, więc wycieczka z dowodem osobistym może być dla nich, co najmniej forsująca, tym bardziej, że idąc wówczas do urn liczyli, że Unia przyjdzie i posprząta polską stajnię Augiasza. Liczyli również, że 5 lat powinno wystarczyć na dokończenie budowy chodnika przy jedynej jak dotąd głównej ulicy osiedla, na którym mieszkają od lat 70 – tych ubiegłego stulecia.
*
Do tych 13 % na pewno będą musieli dołączyć ci wszyscy, którzy 1 maja wieszają dwie flagi. Jak na razie nie mają powodów, aby tego nie robić. Bo jeżeli nawet Unia nie sprząta w ich własnym kraju, to wszystko jest według nich OK. do momentu, kiedy kochający inaczej i kochający bez papierów nie mają tych samych praw, co wszyscy żyjący w zgodzie z prawami natury i prawem Boskim. Bardziej skłonny jestem założyć, że to nie Unia jest passe, tylko my nie traktujemy tych wyborów poważnie. Raczej skłaniamy się ku poglądowi, że to plebiscyt poparcia organizowany przez polityków dla polityków, a nam nic to tego.
*
Czy dla 13 % nie szkoda nafty? Czy nie szkoda kilkudziesięciu milionów złotych na bzdurne spoty reklamowe?
Wszak mamy kryzys. Minister finansów zapewnia, że inflacja w Polsce od 2004 roku wzrosła o 14 % ( jak oni to liczą?), stąd też główne siły polityczne i przewodnie dostaną po ponad 10 mln. złotych na bilbordy i reklamy w TV, inne odpowiednio mniej. Partie, które jeszcze tak niedawno walczyły o utrzymanie dotacji stwierdzą, że warto wydać te miliony właśnie po to, aby owe 13 procent cudownie rozmnożyć. Cudownym rozmnożeniem tej liczby w opinii wielu z nas byłyby jednak drogi i dworce oraz szerokopasmowy Internet pod strzechami polskich chałup. To jednak wymaga wysiłku.
*
Mało prawdopodobne jest, aby w tych spotach, których cena emisji w godzinach wczesnoporannych wyniesie tylko 400 złotych, wieczorem zaś urośnie do kwoty 60 tys. złotych ( cudowne pomnożenie) znalazły się informacje, że żeby wyjąć, to najpierw trzeba włożyć ( tzw. ściepa członkowska) i żeby wyjąć, to trzeba sensownie przygotować i wypełnić wnioski o dotacje projektów, w tym projektów infrastrukturalnych. Może wystarczyłyby krótkie pogadanki Jacka Syriusza – Wolskiego lub komisarza Danuty Hubner na temat tego, ile prawa w RP stanowione jest w PE i ile polityki UE jest w polityce RP?. Tak, to mało prawdopodobne, bo zdaniem wielu byłoby zbyt siermiężne – w końcu najlepiej wydaje się ( marnotrawi?) wspólne pieniądze, a serialu „Dyrektorzy” już w telewizji nie zwykło się pokazywać. Co najwyżej dojdzie do rozłamów i rzucania legitymacji…
*
Rychu