Mamy jesień, nadchodzi czas porządków i dla wielu również czas organizacji ogrodów i ogródków. W sklepach ogrodniczych mamy szeroki wybór pięknych drzew i krzewów. Ci którzy planują reorganizację swojego ogrodu powinni jednak zwrócić uwagę na jeden drobny szczegół:
Dz.U. z 2004r, nr 92, poz.880 Art.83
1. Usunięcie drzew lub krzewów z terenu nieruchomości może nastąpić, z zastrzeżeniem ust. 2, po uzyskaniu zezwolenia wydanego przez wójta, burmistrza albo prezydenta miasta na wniosek posiadacza nieruchomości. Jeżeli posiadacz nieruchomości nie jest właścicielem - do wniosku dołącza się zgodę jej właściciela.
Przepisowi podlegają wszystkie drzewa i krzewy, starsze niż pięć lat, z wyjątkiem drzew owocowych.
Tak więc, zapomnianej samosiejki sosny, śmierdzącej czeremchy czy starego krzaka bzu nie wolno wyciąć bez łaskawej zgody jaśnie urzędnika. Co więcej, inny przepis stanowi że urzędnik może nakazać przesadzenie przeznaczonej do usunięcia rośliny we wskazane przez siebie miejsce, że o drakońskich karach za wycięcie bez pozwolenia nie wspomnę.
Żyjemy w czasach wszechogarniającego absurdu. Do idiotyzmów pozostałych po niechlubnych czasach PRL-u, gdy prawo było wzorem rosyjskim tworzone tak, by na każdego można było znaleźć jakiś paragraf, dołączają absurdy staczającej się w coraz większą śmieszność Unii Europejskiej. Nasi dzielni posłowie produkują rocznie kilkadziesiąt tysięcy stron aktów prawnych. Uchwalają je, większość nawet nie czytając.
Kolejne rządy powołują jakieś komisje, które rzekomo absurdy mają likwidować, a tymczasem zamiast likwidacji powstają setki i tysiące nowych. Jak można żyć w zgodzie z przepisami, jeśli nawet premier i prezydent dysponujący sztabami prawników, mają poważne wątpliwości co do wykładni prawa w sprawach fundamentalnych.
W świetle tego, ludzie, tacy jak wspominany tu kiedyś właściciel działek, który wyciął własne sosny i teraz jest ścigany jak przestępca wyrastają na bohaterów walki z totalitarną władzą.
Zresztą absurd z wycinaniem krzaków, to nie tylko idiotyczny zapis, ograniczający swobodę rozporządzania własnością. To także dodatkowe etaty i inne koszty związane z urzędniczą machiną, która ten absurd musi realizować. Jak zwykle na nasz koszt...