Pora na oddanie hołdu tym wszystkim, którzy są już na tej stronie przed i o piątej rano. Bo to znak, że wśród nas są tacy, którzy dla związania końca z końcem wstają niemal w środku nocy. Od ponad miesiąca i ja dołączyłem do tego grona. Ja dotąd - „wolny chłop” zarywam noce, aby móc bez korków pomknąć na warszawski Mordor, do swojego folwarku. Bo nie jest prawdą, że na tym biurowym zagłębiu białych kołnierzyków są tylko „korpo” – są też i folwarki, przypominające te - osiemnasto- i dziewiętnastowieczne …
*
Jeżeli pamiętacie jak wyglądał folwark (znaczenie czysto pejoratywne) to wiecie, że folwark miał swojego właściciela ( dziedzica), zarządcę ( ekonoma / karbowego) i folwarcznych. W dwudziestym pierwszym wieku jest to prezes ( dyrektor) i vice-prezes (z-ca dyrektora/ właściciela). Oczywiście ten drugi ma tytuł wynikający z tzw. wysługi lat, ale w gruncie rzeczy jest do roboty i poganiania folwarcznych. Dziedzic tj. prezes hołduje zasadzie, że „złotówka niewydana to złotówka zarobiona”, więc oszczędza na wszystkim ( na myjni też), ale ( w moim wypadku) nie oszczędza na jednym – dużo się drukuje i na „bogato” tj. w kolorze. Kawa tylko rozpuszczalna ( ekspres już dawno jest zepsuty, ale po co nowy?), w czasie „szychty” jest tylko 15 minut na kanapkę. Startujemy o 7 rano ( fajnie ofiarować 30 – 45 minut w gratisie), koniec o 15.00 ( ale warto dołożyć coś w minutach, godzinach …oczywiście – gratis). Założenie jest takie – niska podstawa ( w okolicy minimalnej tj. 3000 brutto) i premia uznaniowa PANA PREZESA ( na wykazie telefonów, wszyscy pisani normalnie, tylko prezes w ten sposób). Takie podejście oznacza, że pod koniec miesiąca folwarczni wykazują się urobkiem ( chociaż PAN PREZES) życzy sobie raport z urobku codziennie ( dziewczyna robi go - oczywiście po tzw. godzinach), aby zobaczyć premię uznaniową. Na ile wycenione jest uznanie? Zwykle na 100, 200 PLN podczas gdy PAN PREZES jeździ autem klasy premium i twierdzi, że premia się nie należy. Zresztą widać taką zależność – gdyby szkło było jadalne, folwarczni dostawaliby pensje w tłuczonym szkle, ale nie jest ( na szczęście). Koniec miesiąca na folwarku to jeden wielki stres - „ Z czego mam pani/panu ( zwykle na „ty”) zapłacić?”. Pyta – wiecie już kto? To oczywiście nie jest do końca prawda, bo " gorzelnia" ( o niej za chwilę), ustawienie spadkobierców nie wzięło się z powietrza, ale wlaśnie z folwarku.
Żeby zrozumieć polskie XXI wieczne folwarki trzeba do „Ciała fantomowego króla” dr Jana Sowy dodać „Prześnioną rewolucję” Andrzeja Ledera i …katolicyzm. Fenomen folwarków w I-szej RP brał się z darmowej siły roboczej, ale już w XVIII wieku okazało się, ze „wolne” gospodarstwa angielskie były 4 razy wydajniejsze od „niewolnych” polskich folwarków. Katolicyzm w przeciwieństwie do protestantyzmu nigdy nie nazywał pracowitości, oszczędności, umiaru i skromności ... cnotami. W odróżnieniu od opisywanego dziedzica kierującego folwarkiem już niemal 30 lat, inny dziedzic mający folwark od 12 lat i pod każdym względem bijący ten pierwszy przestrzegł swojego wspólnika, żeby nie kupować żadnych Mercedesów ani Jaguarów, bo nie spotykają się tylko z właścicielami innych firm, ale również z ich pracownikami i nie może być tak, aby tamci mogli pomyśleć, że te auta to z ich „krwawicy” – to zaiste godne naśladowania podejście.
We współczesnych folwarkach w Polsce cały czas obowiązuje zasada „ tanio kupić, drogo sprzedać”, ale sytuacja zmienia się na niekorzyść folwarków ( i dobrze – niech zwycięża profesjonalizm i jakość, a nie cena, za którą później nie sposób zrealizować przedmiotu umowy). Oczywiście folwarczny „top menedżment” ma zaliczone studia z MBA, ale wyniósł z nich niewiele, raczej tylko tyle – „ jak wycisnąć cytrynkę?” – Folwarczni zwykle wytrzymują od 3-ch miesięcy do 1,5 roku potem dają na buty, ale dziedzica i karbowego dobre samopoczucie nie opuszcza – wszak znajdą się nowi. Coś się jednak zmienia – ogłoszenia na portalach pracy pozostają bez odzewu - nowych folwarcznych nie ma, bo kandydaci wcześniej biorą sobie do serca przestrogę z „ Go-work” – „ten folwark omijaj szerokim łukiem”…Coraz trudniej też tanio kupić i drogo sprzedać i kończą się znajomości, które pozwoliły zarobić pierwszy milion …
Oczywiście dziedzice mówią o rozwoju, ale w gruncie rzeczy chodzi o trwanie i aby „było jak było”. Na folwarku zwykle umocowany jest jeden ze spadkobierców, jest też „gorzelnia” – zwykle inny bardziej dochodowy biznes ( np. nieruchomości i wpływy z najmu). Sam folwark prowadzony jest metodą obkładania folwarcznych co dnia kłonicą i polewania wodą – jedni nie rezygnują - bo mają blisko, drudzy nie odchodzą - bo są w stanie wykazać się dziennym urobkiem, reszta - bo się przyzwyczaiła lub przez dłuższy czas szukała roboty. Większość z nich wie, że jest na chwilę, pracując dwa razy ciężej i otrzymując dwa razy mniej pieniędzy niż wcześniej.
Zapytacie, co w takim folwarku robi taki „wolny chłop” jak ja? Zapytajcie Cieślę z Nazaretu i Jego pomagierów – ks. Dolindo ( tego od: „ Jezu, Ty się tym zajmij” i JP2 od spraw trudnych). Cóż z jednej strony rachunki trzeba z czegoś płacić, a z drugiej strony, kto tym folwarcznym może pomóc? – Moja żona twierdzi, że tylko ja mogę zmienić folwark w normalną firmę, ale czy zdążę zanim dziedzic i karbowy powiedzą: „dość!”?
Polskie folwarki są oazą tchórzostwa (bo czy biznes może istnieć bez ryzyka?), głupoty i chciwości ( trzeba "ustawić" za jednym zamachem trzy pokolenia). To w tych miejscach spotyka się neoliberalizm z neofeudalizmem, a folwarczni coraz częściej poddają się argumentacji populistów i innych zbawców klas społecznych.