Konferencja klimatyczna w Katowicach miała zdaniem K. Marcinkiewicza kosztować nasz kraj 250 mln. złotych i według opinii b. premiera miała poprawić reputację Polski po rządach min. Szyszki, który pozwolił wziąć nam piły do rąk. Telewizja Euronews przed szczytem klimatycznym zestawiła obok siebie dwa obrazy: pierwszy to dymiąca elektrownia i najazd kamery na komin z logo PGE i drugi: to lazurowe niebo, soczysta zieleń i obracające się wiatraki...
*
Po szczycie ta sama telewizja pokazuje film dokumentalny opisujący życie na Śląsku: wielopokoleniową rodzinę górników, szary śnieg, bieda - szyby w okolicy Wałbrzycha i rybnicki smog…
Na progu Sylwestra w ekspresowym tempie rząd zatrzymał skokową podwyżkę prądu na nadchodzący, wyborczy rok. Również bardziej złożona segregacja śmieci została odłożona, aby wygranymi byli ci, którzy nie zdążyli podpisać nowych umów. Budowa elektrowni atomowej miała już tyle terminów, że chyba nikt dziś nie jest w stanie podać tego najbardziej aktualnego. Wiatraki na lądzie są już passe, teraz liczą się te na morzu. A na straży górnictwa stanął sam p. Prezydent, a eko-groszek wcale nie musi być eko w naszych piecach, bo jest skutecznie podrabiany...
Co roku latem balansujemy na granicy totalnego wyłączenia systemu przesyłu prądu, w ostateczności broniąc się poprzez ograniczenie dostaw energii dla energochłonnych gałęzi przemysłu. To jednak działanie doraźne. Okazuje się jednak, że cały czas wydatek na elektrownię atomową jest zbyt poważny dla kraju aspirującego do pierwszej 20-stki najbardziej rozwiniętych krajów świata. Podjęcie decyzji o budowie przychodzi nam tym trudniej, że kolejne rządy mają świadomość, że 80-90 % kosztów to przychód dla Francuzów, Anglików lub Japończyków, bo o technologii rosyjskiej nikt słyszeć nie chce.
Konferencja klimatyczna o mały włos nie zakończyła się zupełnym fiaskiem. Bogaci nadal wierzą w wzrost i konsumpcję, biedni coraz bardziej stają się ofiarami stylu życia tych pierwszych. W kasie funduszu wspomagającego rozwój krajów ubogich i mający poprawić ich los zamiast 100 mld. USD rocznie można znaleźć jedynie jedną dziesiątą tej kwoty. Chciwość i żarłoczność świata, o której wspominał ostatnio ekologiczny papież Franciszek przyniesie już cierpienie, głód, migrację naszym dzieciom i wnukom. Trwa końcowe odliczanie ….2035, 2040, 2050. Już coraz mniej naukowców wierzy, że katastrofie można zapobiec, raczej już tylko pozostaje wiara w to, że można próbować ograniczyć jej rozmiar i zasięg.
Ci najbogatsi nie chcą czekać na ponure jutro i robią wszystko aby możliwość osiedlenia na innej planecie dla wybranych ( najbogatszych) stała się faktem za ich życia. Większość ludzkości jednak nigdzie nie poleci…
Nam tym czasem wydaje się, że jest całkiem znośnie – bezśnieżne jesienio-zimy mają swoje zalety –jeszcze trochę a do łask wrócą opony całoroczne - co ciekawe rachunki za energie wcale nie spadają, tak jak nie spada cena paliwa na stacjach, mimo, ze ceny ropy szorują po dnie. Owszem zimą będzie „szło” wytrzymać, ale to coraz gorętsze lata, z huraganami i małą ilością opadów będą coraz to większym problemem. Jesteśmy krajem ubogim w wodę, więc hydroelektrownie stanowią jedynie margines, a zmiany klimatyczne pogłębią jeszcze problemy w rolnictwie i doprowadzą do pustynnienia centrum kraju. Jak żyć gdy przez dwa tygodnie temperatura w ciągu dnia będzie w okolicy 35 stopni, żeby nocą spaść do 25 kresek na skali Celsjusza ? Bloki węglowe trzeba kiedyś odstawić do remontu, a letnie blackouty będą coraz częściej prawdopodobne. Może być też tak, że siłowni atomowej nie uda się już zbudować, bo nie będzie wody na tyle zimnej, aby ją chłodzić i sinice zakwitną na całe wakacje.
Wiatraki na morzu nie będą widziane z plaż, ale szybko okaże się, że na Pomorzu nie ma infrastruktury i linii energetycznych pozwalających na transfer energii w głąb lądu. Kolejne rządy będą reanimowały nasze górnictwo zamiast dotować fotwoltaikę na każdym dachu. To prawda, że energii słonecznej wystarczy dla wszystkich, ale można jej jak dotąd ( magazynowanie energii wytworzonej ze słońca to cały czas problem finansowy), używać jedynie wtedy, gdy jest produkowana, a nie gdy byłaby nam potrzebna wieczorem i nocą. Ale jej produkcja w ciągu dnia schłodzi biurowce, domy, centra handlowe, fabryki, chlewnie i obory. Nie odetnie nas od zasilania po letniej burzy ( rok 2011, od 6 sierpnia – 3 dni bez prądu).
Oczywiście to, co zostało napisane wyżej to działania systemowe na które każdy z nas z osobna niewielki ma wpływ, pora teraz zająć się tym na co wpływ jednak mamy…
- Jak to możliwe, ze w bogatych Niemczech 27 % aut ma problemy z przejściem przez badania techniczne, a gdy przekroczą polską granicę już tylko niecałe 3 %? Tu niestety też widoczna jest hipokryzja zarówno UE , jak rządów RP. Gdy Polska wstępowała do struktur europejskich próbowano postawić tamę „szrotowi” sprowadzanemu od zasobnych sąsiadów, ale to zaraz napotkało silny protest „zielonego Zachodu”, że ograniczany jest wolny handel towarów. Z upływem lat, kolejne rekordy bite przez importerów aut, które Niemiec , Szwajcar, Belg i Holender zegnał ze „łzami w oczach” były coraz bardziej na rękę państwu, które wycofywało się z kolejnych dziedzin życia, w tym z zapewnienia komunikacji dla swoich obywateli. Jeśli dziś za sprawą zlikwidowanych połączeń kolejowych i drogowych 20 % gmin w Polsce jest komunikacyjnie wykluczona, to kupno „rzęcha” jest „być albo nie być” egzystencji dla wielu rodzin, bo tylko w ten sposób można jeździć „za robotą” i tak nie raz i nie dwa przychodzi nam jechać za takim dymiącym i rozklekotanym „parowozem”.
- T. Piketty w „Kapitale XXI w.” próbował oswajać nas z myślą, że PKB krajów rozwiniętych im bliżej końca tego wieku będzie na granicy 1 % , stąd już pora zapomnieć o nieustającym wzroście i konsumpcji „badziewia”, na wyprodukowanie którego potrzeba tak wiele energii i, z którym potem nie wiadomo co robić? Po Pacyfiku pływa wyspa śmieci pięć razy większa od Polski. Ale czy jesteśmy gotowi na trzy pary butów zamiast 20 –stu, w których będziemy chodzić kilka sezonów, na jeden prezent pod choinką zamiast kilkunastu, które szybko się rozpadną, na jeden telefon na lata, na nieużywanie samochodu na krótkich trasach w mieście, na ograniczenie podróży samolotem i wczasów all inclusive?
- Gdy dziś prąd „ginie” w Aleksandrowie, to automatyczna informacja PGE Dystrybucja informuje, że prąd zostanie przywrócony w Aleksandrowie I, II, III w takim to a takim czasie. Już pora powstrzymać to szaleństwo rozlewania się przedmieść, za kilka lat nie będzie już żadnej otuliny MPK, a może i nie będzie samego Parku. Gdy w tym roku płonęła Kalifornia, to ogień przechodził z domu na dom w ciągu kilku minut, bo te domy stały tak jak nasze w kompleksach leśnych. Rozlewające się przedmieścia to nieustanny problem z infrastrukturą miejską, zaopatrzeniem w wodę, ciepło i z odbiorem ścieków. Wydanie miast deweloperom, zabudowa korytarzy napowietrzających i każdego skrawka wolnego terenu popycha nas w klimatyczną przepaść.
- Jak to możliwe, że kraj ze szczątkowym przemysłem ciężkim ma najgorsze powietrze w UE? Jak to możliwe, że na rubieżach Wawra, gdzie spełnia się amerykański sen o domu na przedmieściu, z roku na rok problem smrodu z pieców narasta? Gdzie te drony Straży Miejskiej monitorujące dymiące kominy i higrometry do pomiaru wilgotności drewna spalanego w kominkach? Ale jak może państwo radzić sobie z egzekwowaniem ustanowionego prawa, nie radząc sobie od lat z abonamentem RTV, ciągłymi przesunięciami odbioru kolejnych inwestycji, z budową spalarni na Targówku? Właściwie to mamy wytłumaczenie - „chcieliśmy jak najlepiej, a wyszło…”. Już nie tylko w USA krzywa życia się załamuje – już nie tylko narkotyki, środki przeciwbólowe, ale też samobójstwa spowodowane stratą całego majątku w wyniku anomalii pogodowych się do tego załamania krzywej przyczyniają. W Polsce chodzenie w maskach ( wcale nie takie komfortowe) to cały czas jakby „obciach”, a jednak śmiertelność wzrosła rok do roku o 4 %, gdzie o ile 2 % może wynikać z ogólnego starzenia się społeczeństwa, to już kolejne dwa procenty są naszą i naszych sąsiadów oraz rządzących zasługą...Liczba 40 000 niepotrzebnych zgonów jakby nie robiła na nas większego wrażenia.
- W 2022 roku wejdzie w życie całkowity zakaz palenia drewnem w kominkach nie posiadających wyśrubowanych certyfikatów ekologicznych. Już dziś jesteśmy zachęcani do ich wymiany lub zamiany na biokominki. Sam wybrałem pośrednie rozwiązanie kupując jedynie wkład do istniejącego kominka. Biokominek ma szereg zalet…po pierwsze pozwala każdemu na jego posiadanie – jako urządzenie przenośne można je stosować w domu, mieszkaniu, na tarasie i balkonie. Ponadto: biopaliwo jest bezwonne, bezdymne i nie produkuje sadzy, tworzy nastrój. Ma jednak taki kominek podstawową wadę…nie ogrzewa znacząco pomieszczenia - tylko w najbliższym otoczeniu od źródła temperatura wzrasta o 1 – 1,5 stopnia, ale aby było to możliwe to 1 litr biopaliwa za 16 PLN jest spalany na maksymalnym płomieniu w 2-2,5 h. Ale czy ktoś powiedział, że ekologia ma nic nie kosztować, zwłaszcza biorąc pod uwagę los naszych dzieci i wnuków, które nam nie wybaczą tego, że skazaliśmy je na strach, ból i cierpienie bawiąc się na klimatycznym Titanicu...