Wbrew tytułowi nie będzie to post o szacownej instytucji pomocowej Kościoła katolickiego, ale o nas – darczyńcach, donatorach, jałmużnikach i dobrodziejach. Czy moglibyśmy pomagać więcej? Bez wątpienia. A czy moglibyśmy pomagać w sposób bardziej świadomy i cykliczny, wszak nie chodzi jedynie o jednorazowy zryw do puszki Jurka Owsiaka, czy na paczkę ks. Jacka Stryczka, ale o świadome kierowanie strumienia pieniędzy, o kierunku którego nikt inny poza nami, nie będzie miał prawa decydować. Jest to tym bardziej istotne, że progi podatkowe zamrożone są od lat, a ulgi topnieją niczym śnieg na wiosnę, więc jeśli już trzeba oddać pieniądze, to dlaczego nie tym, co wyręczają państwo w jego obowiązkach?...
Na początek jednak pytanie – jak „szeroko” powinna być kierowana nasza pomoc? Czy ma być tylko adresowana do naszych rodaków, chorych dzieci, które kiedyś dojrzeją fizycznie , ale mentalnie nie przestaną być dziećmi, do ludzi, którzy znaleźli się na zakręcie, a może mimo całego nieszczęścia nie powinniśmy zapominać o pomocy zwierzętom, którym ludzie zgotowali zły los? A przecież o nasze pieniądze proszą również organizacje niosące pomoc w odległej Afryce i Azji i dlaczego proszą akurat nas? Przecież jesteśmy cały czas biednym krajem z dzienną stawką żywieniową w powiatowym szpitalu poniżej 1 EUR, marnymi zasiłkami, kiepskimi emeryturami, zapóźnioną służbą zdrowia, dlaczego akurat my mamy pomagać?
A jednak jak bardzo byśmy się nad sobą nie użalali, to według OECD należymy do trzydziestu najbogatszych państw na świecie ( i co z tego, że w trzeciej dziesiątce), a to oznacza, że za nami są już tylko biedni i bardzo biedni, i że to na nas ( cały czas na dorobku) ciąży obowiązek odpowiedzi na pytanie autora „Głodu” M. Caparosa: „Jak wiedząc to wszystko, możecie dalej z tym żyć ( nic nie robiąc)?”
Oczywiście, możecie powiedzieć - A… 1 %? Owszem, ale i tak państwo by się o niego upomniało, więc ten jeden procent nie może stanowić naszej wymówki. Zresztą z 1 % jest tak, że pozwala organizacjom pożytku publicznego na zdobycie karty przetargowej w przyznaniu środków z budżetu państwa na realizację statutowej działalności - większość z fundacji przyznaje, że 20 % środków na swoją działalność musi zdobyć sama.
Bardziej zależy mi na tym, aby wskazać inne formy wsparcia, które można odliczyć w rocznym zeznaniu podatkowym – o tych odpisach informuje zwykle „czwarta władza” i ma to miejsce przed upływem rozliczenia z fiskusem, ale jakoś nie specjalnie jest to nagłaśniane przy okazji różnego typu zbiórek.
A kto najbardziej „przymuszany” jest do udzielania wsparcia?....wierni Kościoła katolickiego i nie chodzi tu wyłącznie o zbiórki typowo „kościelne” takie jak : zwyczajowa taca, środki na renowację kościoła i zakupy (chociaż te grubsze podpadają już pod „odpisy”), ale bywają takie niedziele, gdzie pod kościołem stoi kilka odrębnych „grup” potrzebujących. I tu cofam się wstecz – o 30, 40 lat – jedyny widok jaki pamiętam to „etatowy” żebrak stojący w drzwiach kaplicy zakonnej. Czy wtedy nie było biedy? Była i to pewnie nie mniejsza, ale „siedziała w domu”.
Dziś w czasach Fejsa, tabloidów i celebryctwa samo państwo ustami urzędników sugeruje wyjście na ulicę, bo przecież -„inni jakoś sobie radzą”. A przecież chrześcijanin nie może odmówić lub przynajmniej odmowa powinna mu przyjść z trudem. W tej sytuacji bardziej gra się na emocjach, na wzroku utkwionym w mijającego potencjalnego ofiarodawcę. Emocje są istotne, bo zawsze zachodzi obawa, że gdyby zamiast zbierać pieniądze na operację, rehabilitację i wyjazd na leczenie, rozdawać ludziom nr konta, nazwę fundacji /proszącego o wsparcie, to ludzie po powrocie do domu by się łatwiej rozmyślili, bo emocje są ulotne.
A jednak taka forma przekazywania środków na szczytne cele jest dla fiskusa i obdarowanego bardzo wygodna. – W świetle prawa – coś, na co nie ma kwitu tj. przelewu bankowego z pełnymi danymi (mają z tym również problemy ofiarodawcy internetowi nie zawsze posiadający potwierdzenie wpłaty na cel szczegółowy) jest tylko …konsumpcją ofiarodawcy, a od konsumpcji przecież należy się nie ulga, a podatek.
Dlaczego mimo upływu lat tak niewiele się zmienia w tej materii? Bo tak, jak jest, jest… wygodnie. Pieniądze trafiające do koszyków nie wymagają „ ścisłego zarachowania” od władz kościelnych, proboszczów, organizacji i fundacji, czy osób fizycznych, ale czy gdyby działać jak wyżej posługując się śladami w postaci przelewów nie zebrano by więcej? Przykład USA świadczy, że jednak zbiera się dużo i dużo jest ofiarodawców, którzy zupełnie świadomie przekazują swoje pieniądze, wiedząc, że w ten sposób mogą nie tylko pomóc, ale też „uratować” część swoich pieniędzy przed fiskusem – tu dobrym przykładem może apel do nagrodzonych ministrów o przelanie nagród na konto Caritasu, bo w tej sposób część pieniędzy „wróci” do nich w pomniejszonym podatku.
Czy zatem pomoc ma być tylko” interesowna” z nagrodą w postaci pomniejszonego podatku?
Nie, ale też warto pamiętać, że dzięki uldze podatkowej możemy przekazać więcej. Czasami jednak trzeba działać, jak dotychczas np. wysyłając 500 PLN na Kaszuby za pośrednictwem Rock Radia lub utrzymując przez pól roku rodzinę w Syrii za sprawą …Caritas Polska ( a wystarczyło 600 PLN), machając ręką na subkonta, bo co to za przyjemność wycierać się potem po urzędzie skarbowym?.
Nawet będąc „interesowanym” , na koniec roku okaże się, że i tak większość biletów NBP trafiła do potrzebujących poza możliwością odpisu w corocznym zeznaniu podatkowym.
yanina