Widziane z leżaka ….biała koperta

Wspomniana wcześniej książka „ To nie jest kraj dla pracowników”, ale również książki takie jak: „Zawód. Opowieść o pracy w Polsce”, „Fajrant” i „Jak pokochać centra handlowe” i „ Urobieni. Reportaże o pracy” nie są książkami typowo wakacyjnymi. Bo gdyby je za takie uznać, oznaczać by to mogło, że leżąc na piachu, sącząc swój long drink z parasolką (UE chce ich zakazać, jako zbędne akcesorium niszczące środowisko) wypadało by mieć przynajmniej odrobinę wyrzutów sumienia, że oto niemal 30 % pracowników w Polsce nie wie, co to płatny urlop...

Że 1,5 mln. pracujących w Polsce nie jest w stanie związać końca z końcem za pensję otrzymywaną za swoją pracę...

Szczególnie reportaże pokazują słabość neoliberalizmu, wolnego rynku, który ma się uregulować sam i kapitalizmu spod znaku egoizmu i chciwości, którego przypływ ( PKB) nie unosi już od dawna wszystkich łodzi, a jedynie te największe. Pogląd, ze oto teraz każdy jest kowalem swojego losu nie wytrzymuje konfrontacji w starciu młodego pokolenia z realnym rynkiem pracy.

Śledząc poszczególne historie bohaterów „ Zawodu” i „Urobionych” trudno pozbyć się wrażenia, ze oto na naszych oczach rozmontowywany jest system emerytur. Trudno nie dostrzec, że w imię rzekomych zalet elastycznego zatrudnienia pozbawia się młodych ludzi etatu a wraz z nim stabilizacji życiowej pozwalającej na poważne „wyjście” z domu, założenie rodziny i posiadanie dzieci.

Oto cały czas zgodnie z prawem ( ustawa z 2009 roku) młodym ludziom proponuje się roczne staże absolwenckie firmowane przez jedno z ministerstw polegające na pracy w czterech spółkach skarbu państwa ( w każdej nie dłużej niż 3 m-ce), gdzie owszem młody człowiek otrzymuje przyzwoite pieniądze, ale za cenę braku odprowadzania składek emerytalnych i rentowych ( ma się prywatnie ubezpieczyć), a zdrowotnie ma się zabezpieczyć statusem bezrobotnego. Jeśli tak to wygląda w istocie i firmowane jest przez organ wykonawczy RP, to czego można się spodziewać po firemce Kowalskiego?

Jest też druga odsłona – nieustanne cięcie kosztów, którego można doświadczyć idąc do sklepu i kupując niejadalny dżem wiśniowy ( z nazwy, bo smak ma bliżej nieokreślony). Cięcie kosztów to coraz tańsza żywność, w której jest również coraz mniej wartości odżywczych. To owoce gnijące na krzakach, których nie opłaca się zbierać, bo ceny skupu nie pokrywają nawet kosztów produkcji.

I na końcu są białe koperty, które adresaci znajdują na biurkach po dwudziestu kilku latach pracy z adnotacją „likwidacja stanowiska”, a oni są cały czas za młodzi na emeryturę, a już za starzy na pracę. Ale przecież oni zdążyli jeszcze „pożyć”...

… A młodzi, gdy już młodzi być przestaną będą mogli zupełnie bez skrupułów powiedzieć nam (wtedy już staruchom): „umierajcie, albo macie swoje 500+ i sobie radźcie”…

offspring