O rybie (2) …Obcy i kobiety

„ Rozległy jak ocean i płytki jak kałuża” – tak też określa się polski katolicyzm. Sami chcemy uchodzić za ludzi otwartych i gościnnych. Wigilia BN, bez względu na zaangażowanie religijne, urasta do cyklicznej - najważniejszej uroczystości rodzinnej w całym roku. Dowodem naszej otwartości na niespodziewanych gości ma być dodatkowe nakrycie i na tym się kończy. Mamy jeszcze jeden dzień w roku, kiedy szumnie otwieramy się na inną kulturę i inny kolor skóry, ale czy to wszystko nie jest tylko grą pozorów? Kacper, Melchior i Baltazar przybywają …

„(…) Piszę to wszystko w Święto Trzech Króli. Przez miasto ciągną wesołe maskarady. Wleczemy na postronkach Bogu ducha winne zwierzęta. Wypomadowani na czarno, w turbanach, w idiotycznych strojach Obcy na kilka godzin goszczą wśród nas. Potem zmywają ciemny make up, zdejmują kaftany i szarawary, a zwierzęta wracają do klatek i zagród. A my sami na powrót zanurzamy się w styczniowym mroku i w strachu, że prawdziwy Obcy nadejdzie, a przecież nie mamy sił ani odwagi, by go przyjąć i mu sprostać . Nie mamy dla niego nic.
Nie świeci nad nami żadna gwiazda, która wskazywała drogę Magom, Astrologom albo Królom. Sami musimy czernić twarze i wkładać szarawary. Obcego nie wiedzie już żadna gwiazda. Gna go głód, gna go wojna, gna go strach taki sam jak nasz, który każe szukać pociechy w jasełkach opiewających dawną chwałę i dawną odwagę. Niczym nie różnimy się od przybyszów. Jak oni chcemy tylko przetrwać (…)”
( A. Stasiuk fragment felietonu „ Dzień Trzech Króli” TP 21 stycznia 2018)

„Trzech króli” mamy raz do roku, na co dzień jednak pada to pytanie ... „A czy wy jesteście świadkami Jehowy?” - gdy przybywają do nas nieoczekiwani goście w ciepłe i słoneczne weekendy wiosna lub latem. Najczęściej jednak nie pojawia się nawet to pytanie, tylko od razu mówimy: „ nie, dziękuję”. Powszechnie praktykowaną metodą jest również i ta - „ nikogo nie ma w domu” - polegająca na ignorowaniu dźwięku domofonu lub dzwonka. Bo jeśli nawet mielibyśmy czas, nastrój i odwagę ( a może to złodzieje domokrążcy?) posłuchać z czym przyszli pan z panią i wdać się z nimi w dyskusję szybko okazałoby się, że nasza znajomość chrześcijaństwa i Biblii jest …prawie żadna.

A co dopiero mówić o konfrontacji z Obcym? Obcy ma się dostosować do naszych zasad – problem w tym, że nie bardzo może się zgodzić na te zasady. Z konfrontacji z zastaną rzeczywistością wyłania się obraz dość luźnego traktowania Boga ( a on się modli 5 razy dziennie), postu ( a on do zmierzchu nie ma nic w ustach), rodziny ( a u niego jest małżeństwo, połączone dwa rody, szwagrowie i mnóstwo dzieci).

Polski katolik, jak dotąd, miał komfortową sytuację – za 94 % kryła się hegemonia wyznania bez konieczności udowadniania swojej przewagi wyznaniowej. Wg. polskiego katolika 500 tys. grupa wyznawców obrządku Kościoła wschodniego jest "mała" i również "mała" jest rzesza wyznawców Kościoła ewangelickiego. To sprawiało i nadal sprawia, że o rząd dusz nie toczy się żadna poważna rywalizacja. Katolicki to inaczej - powszechny, a w naszym wydaniu to często „nijaki” - z honorem i Bogiem na sztandarze ,ale już nie w życiu codziennym. Dzięki tej hegemonii "polski katolicyzm"może odrzucić jednym głosem posłanki uroczystą uchwałę o uczczenie 500-lecia Reformacji ignorując uczucia swoich rodaków zamieszkujących południową Polskę.
Dzięki dominującej pozycji "powszechny" może raz dwa przeciąć propozycję wolnego od pracy (i handlu) Wielkiego Piątku, bo przecież nie będzie tracił lanego poniedziałku.
A przecież wolne od pracy święto Trzech Króli jest ukłonem wobec wyznawców Cerkwi prawosławnej, która w tym czasie obchodzi Wigilię Bożego Narodzenia.

Pora na głos biskupa …

„Muzułmanie zalewają Europę, bo nasz katolicyzm jest słaby. Muzułmanie są wyzwaniem dla chrześcijaństwa. Dzisiaj jesteśmy na drodze do tego, że islam stanie się dominująca religią w Europie. Nie walczmy z muzułmanami, ale wzmacniajmy naszą wiarę. Muzułmanie wierzą i są wierni, a chrześcijaństwo polskie jest wydmuszką. Katolicy albo stawią czoło wyzwaniom, albo ulegną tym, którzy są lepsi w wierze. To tragiczna konkluzja dla chrześcijaństwa. Wszystko w naszych rękach. Wrogość nie jest lekarstwem.” ( bp. T. Pieronek w wywiadzie dla Rzepy 29.01.2018).

Islam potrafi fascynować, zwłaszcza tych, którzy są chłodni religijnie. Zwłaszcza tych, którzy poszukują uporządkowanego świata i systemu wartości. Islam potrafi być atrakcyjny dla …kobiet, bo religia doskonale porządkuje obyczaje oraz role przypadające żonie i matce, jak również definiuje rolę mężczyzny i męża ( głowa rodziny i żywiciel). Ów zdefiniowany jasno podział ról damsko-męskich ma prawo stanowić dominującą wartość w czasach, gdy wszystko jest płynne, bo to powrót do utartych szlaków – „ty zarabiasz, ja dbam o dom”.
Sądzę, że nie jeden hierarcha katolicki chciałby, aby nasze kościoły były pełne mężczyzn, jak ma to miejsce w piątkowe popołudnia i wieczory w meczetach.

Niestety, wszyscy już dostrzegają ten fakt, że zawołanie „Bracia i siostry” jest w naszych realiach odwrócone – to kobiety dominowały i dominują w kościele po stronie świeckich i to na nich wspiera się polski katolicyzm. Owszem, nadal są, ale w przeważającej liczbie te starsze, te które już dobiegają kresu, i które jeszcze czasami starają się oddziaływać na swoje wnuki ( jeśli je mają i mieszkają niedaleko). Jeszcze, o ile mają taką sposobność, próbują wymuszać przedłużenie wiary ( a może tylko tradycji?) na zasadzie - „ mieszkanie za ślub w kościele”.

Jednym z powodów dla których kościoły pustoszeją jest w nich brak młodych matek, które już nie prowadzają swoich dzieci m.in. na nabożeństwa majowe, czerwcowe, różańce i gorzkie żale. Tą tezę można podeprzeć urbanizacją i industrializacją kraju, migracją z małych miejscowości do dużych, gdzie pozostaje się anonimowym, gdzie nie obowiązują już sztywne konwenanse i nie ma potrzeby liczyć się z tym – „a co ludzie powiedzą?”. Do tego trzeba dodać konieczność ( lub jak kto woli - przywilej) pracy na drugim końcu miasta.
Poza tym młoda kobieta jest dziś lepiej wykształcona, bardziej ambitna, bardziej wymagająca, co przekłada się na wyższe oczekiwania w stosunku do przewodnika duchowego. Ma także świadomość, że chcąc , czy nie - trzeba zadbać o przygotowanie dzieci do wyścigu po lepszą przyszłość. Tak do głosu dochodzą tzw., zajęcia dodatkowe – "zawieźć, pobyć i wrócić". W rzeczy samej - nie ma już czasu na kościelne „eventy”.

A jeśli nie ma miejsca na cykliczne wydarzenia, to w dzieciach nie odkłada się rytuał regularnej obecności w kościele. Potem być może do niego przyjdą, ale tylko z obowiązku - np. tzw. „biały tydzień” lub zbierając podpisy do indeksu przed bierzmowaniem.

Nieprzygotowani na spotkanie z obcym, a tym samym pozbawieni mocnego fundamentu wiary, którą potrafi zachwiać byle jaki incydent i zła pogoda, i bez sztafety pokoleniowej kobiet – to dwa pierwsze puzzle w naszej układance pustoszejących kościołów.

Cdn.