f.pl na wakacje – „ Ruchome piaski”

(…)
Otóż zatriumfowało "imaginaire ” mieszczańskie. Z czego ma wynikać np., że lekarstwem na wszystkie społeczne bolączki jest wzrost produkcji mierzony przez PKB. Że nie ma innych sposobów, żeby poprawić położenie rodu ludzkiego.

Inne założenie: szczęście ludzkie jest tożsame z wizytami w sklepie, wszystkie drogi do szczęścia prowadzą przez zwiększenie konsumpcji, co można czynić w nieskończoność; można zapomnieć o prostych, przednowoczesnych drogach poszukiwania szczęścia np. o przyjemności czerpanej z tego, co nazywano dobrze spełniona robotą, ze współpracy z innymi, z przyjaźni z sąsiadami czy z radości wspólnego marszu przez życie. To wszystko na bok, sklepy wszystko załatwią!

No i wreszcie trzecie założenie tego imaginaire, tzw. merytokracja, co prawda ludzie są równi, ale zawsze nierównymi będą i nierówność ta nieszczęściem nie jest; przeciwnie, jest sposobem zwiększania ogólnego dobrobytu: uczciwością i praca ludzie się bogacą, czyli jak się wysilisz, to dostaniesz dyplom, a wtedy droga usłana różami, na górze jest pełno miejsca, które czeka na Ciebie.

Otóż wszystkie elementy tego imaginaire czy ideologii są w tarapatach. Wiadomo dzisiaj, że nieskończony wzrost produkcji jest niemożliwy, bo ziemia, nasza wspólna siedziba, tego nie wytrzyma. A tym bardziej drugi punkt stoi pod znakiem zapytania, bo już przy obecnym poziomie konsumpcji na świecie spożywamy 150 proc. planety, czyli o 90 procent więcej niż planeta zdolna jest dostarczyć bez samounicestwienia się.

No i wreszcie trzeci punkt. I to jest chyba najbardziej tragiczny, w sensie ilości ludzkiego cierpienia, paradoks. Młodzi ludzie między 16 a 25 rokiem życia, są najbardziej wykształconą generacją w historii ludzkości i zarazem najbardziej bezrobotnym pokoleniem w historii. To jest wielkie nieszczęście nie tylko dla tych ludzi niemających, co ze sobą robić. Jak to wielki polski socjolog Stefan Czarnowski zapowiadał, tacy ludzie czują się ludźmi zbędnymi i dlatego zaciągają się na służbę przemocy. On to powiedział w latach 30 –tych i to trwa, a w ostatnich latach się nasila.

(…)
Proletariat jest w tej chwili rozpuszczany w tym, co można nazwać tylko prekariatem od francuskiego prekarite, chwiejność gleby, po której się stąpa, czy życie na ruchomych piaskach. I to prekarite obejmuje coraz większy odłam klas średnich.

To co pozostało z przemysłu i rozpowszechniło się na inne gałęzie zatrudnienia, jest zasada, że człowiek człowiekowi wilkiem, przepraszam wilki za obrazę, bo wilki takie nie są. To są szkoły podejrzliwości wzajemnej i konkurencji: każdy pracownik musi udowodnić swoim przełożonym, że jeśli dojdzie – a na pewno dojdzie – do następnej rundy cięć czy tzw. racjonalizacji, to nie on powinien zostać zwolniony i pójść na bezrobocie, tylko jego kolega. Więc prekariat w odróżnieniu do proletariatu nie ma naturalnych tendencji do solidarności.

Co z tego wynika? Otóż nic takiego, co można byłoby załatwić między jednymi wyborami i drugimi. Niestety, potrzebna jest nowa bitwa kulturowa. Zastąpienie tego zbankrutowanego prawie, a na pewno zmurszałego imaginaire innym – praca na długie lata.

/ prof. Zygmunt Bauman – fragmenty wykładu na Uniwersytecie Wrocławskim w czerwcu 2013 r. GW wyd. weekendowe - ost. weekend czerwca/
**
Może zacznę od dowcipu, moim zdaniem uniwersalnego, jaki przyszło mi usłyszeć w czasie recitalu Piotra Szwedesa…
*
Pani w klasie pyta dzieci, kim chciałyby zostać jak dorosną? Padają różne odpowiedzi – lekarzem, strażakiem, prawnikiem, wojskowym - ktoś nawet chciał się podlizać i powiedział, że nauczycielką.
Pani pyta Jasia …
- Jasiu, a ty kim chciałbyś zostać jak już będziesz dorosły?
Jasiu, nie wahając się ani chwili odpowiada …
- P-sze pani, ja to bym chciał zostać …menelikiem…
- Ależ Jasiu, jak to menelikiem? – dziwi się pani nauczycielka i prosi, aby wytłumaczył swoją decyzję
- Bo p-sze pani – menelik wstaje kiedy chce i robi, co chce. A zwykle nic nie robi, tylko coś tam sobie „chlapnie”…

Pani wyraźnie poirytowana dała spokój Jasiowi i kontynuowała lekcję. Minęły lata…

Dubaj, najwyższy budynek świata, ostatnie piętro wynajęte zostało przez John ’a – kiedyś nazywanego Jasiem. John pykając cygaro spogląda przez okno i patrzy na krzywiznę ziemi w oddali i tak sam się pyta – K…wa, gdzie popełniłem błąd?.
*
To pytanie jest kluczem do „ruchomych piasków”.
Czy może być większe draństwo jak wmówić młodym ludziom, że nic nie potrafią i do żadnej roboty się nie nadają? Przecież szkoła, potem studia miały nie tylko wtłoczyć naszym dzieciom niezbędną i zbędną wiedzę, ale to wstawanie na budzik, to siedzenie najpierw w szkole, potem na uczelni miało je wdrożyć w służbę społeczeństwu i gospodarce. I co?
Ano, Bauman wypier… - Ów wykład we Wrocławiu poświęcony lewicy został okraszony przykładem z natury – oto wystąpienie filozofa i socjologa zakłócili ci, o których wspomniał inny polski filozof, dając do zrozumienia staremu człowiekowi, że nie ma czegoś takiego jak przedawnienie od tego, co się robiło w młodości. Że niemożliwym było dać się uwieść nowej władzy, nawet jak przed wojną zdesperowany ojciec nie mogąc wyżywić rodziny chciał popełnić samobójstwo. Niemożliwa, zdaniem młodych Wrocławian, była naiwność, że owszem mordercy są w Moskwie, ale nie tu obok – na Rakowieckiej. Tu rekomendowałbym duński film „Polowanie” z Madsem Mikkelsenem, który być może kiedyś TVP pokaże w paśmie misyjnym tj. po 23.00.

Ruchome piaski mają wiele warstw…
Pewnie jedną z nich jest rozdział poświęcony Polsce przez Noami Klein w książce „Doktryna szoku” – idąc za radą specjalistów od kapitalistycznego raju pozbyliśmy się centrów przemysłu – tak jak zrobiły to wcześniej UK i Francja, ale nie zrobiły tego Niemcy. Może dlatego dziś jednego czego się obawiamy to gniewu górników w trakcie ich „spacerów” po stolicy.

Wśród wielu warstw znajdziemy i tą, która z jednej strony zdiagnozuje sytuację w Białymstoku, z drugiej korespondować będzie z opinią głównej bohaterki „Oburzonych”, że lepiej być bezpańskim psem w sytej Europie, niż człowiekiem bez dokumentów.

Zapewne z definicją „ruchomych piasków” zgodziłaby się również Christina Fallaras – jeszcze wczoraj wzięta hiszpańska dziennikarka z klasy średniej, dziś biedna i bezdomna, której kryzys odebrał wszystko, bo nie tylko pracę i godziwą pensję, ale dom i małżeństwo. Więcej, Christina zaraz dodałaby, że to nie kryzys, ale upadek systemu, któremu przygląda się w swoim nowym filmie ceniony i lubiany przez nas Woody Allen …

„K…wa, gdzie popełniłem błąd?”. Nie jest łatwo na to pytanie odpowiedzieć, bo też wielu z nas nie miało tu nic do gadania, ale powinniśmy szukać odpowiedzi, silić się na wytłumaczenie, gdy o odpowiedź na to pytanie poproszą nasze dzieci lub już nasze wnuki.