Hm, tylko 10% z nas wybierze się w tym roku na wczasy tam gdzie morza gorące, a pogoda gwarantowana. Czy zatem wszyscy, którzy w tym roku wyjadą na zgraniczny wypoczynek to polska klasa średnia? Gdyby tak było to byłby to niezbyt miły obraz ludzi sukcesu. Powiedzmy raczej, że oprócz klasy średniej wyjadą wszyscy ci, którzy mają parę groszy i zastosowali wariant oszczędnościowy np. dzieci zostają w domu lub są na tyle małe, że płacą niewiele lub nic. Zacznijmy jednak od wizyty na lotnisku…
Gdziebyśmy nie lecieli to i tak mamy się na nim zjawić, na 2 godziny przed odlotem. Lotnisko im. Chopina cały czas nam się rozbudowuje ponoć w tym celu, aby po 2020 roku je zamknąć. Dzisiejsze odloty to luksus w porównaniu z tym, co działo się na tym lotnisku jeszcze kilka lat temu.
Odbiór biletów i voucherów ze stanowisk naszych biur podróży i potem samo „check-in” trwa stosunkowo krótko, więc większość z tego obowiązkowego czasu spędzamy w strefie wolnocłowej, która jest tym atrakcyjniejsza im wybieramy bardziej orientalny kierunek podróży. Można z dużą dozą prawdopodobieństwa powiedzieć, że gdyby nie te 2 h, to te wszystkie sklepy by tak nie kwitły, bo poza turystami utrzymują je jeszcze biznesmeni wydający w nich swoje diety ( biznesmen widzi w trakcie swojej podróży: hotel, knajpę, biuro i właśnie strefę wolnocłową). Kiedy zatem zaczynają się nasze wakacje? Otóż jeszcze na rodzimej ziemi – nie tylko gazety i słodycze, kanapki i dania gorące, ale również wódeczka i piwko wnoszone na pokład wyczarterowanego samolotu - tak trochę dla kurażu, a tak trochę dla lepszych wskaźników ekonomicznych ( alkohol na pokładzie kosztuje i nie zawsze taniej niż w lotniskowym sklepie).
Niektórzy z nas chcą uwiecznić całą eskapadę na karcie pamięci swojego aparatu, więcej – kiedyś jeden z moich klientów odjął sobie od ust i wyniósł z samolotu, „styropiankę”, aby pokazać synowi, czym karmią regularne linie lotnicze. Generalnie jednak wystrzegamy się robienia zdjęć na lotnisku i w samolocie. Nie dlatego, że jest to zabronione, ale jest to w złym guście, o wynoszeniu styropianek nie wspominając.
To teraz bomba w górę - rozpoczyna się „ładowanie” do samolotu – większość linii czarterowych nie korzysta na Chopinie z tzw. rękawów, więc nie ma sensu walczyć o to, aby być pierwszym przy bramce – potem ci, którzy byli ostatni przy bramce, są pierwsi przy drzwiach autobusu i tym samym pierwsi przy schodkach do samolotu. Tak, więc nie działamy stadnie, ale opracowujemy strategię…
I już jesteśmy w wyczarterowanym przez nasze biuro lub przez kilka biur podróży samolocie. I tu znów będzie o klasie średniej – wydaje się, że polska klasa średnia wybiera czartery …niemieckie. Znajomy biznesmen zwykle leci do Frankfurtu, aby tam wsiąść do samolotu wyczarterowanego przez niemieckie TUI i patrząc na nasze czartery coraz lepiej go rozumiem. Gdy tylko samolot z polskimi turystami oderwie się od ziemi i zostanie wyłączona sygnalizacja „zapiąć pasy” zaczyna się wędrówka ludów. Naraz okazuje się, że w tym samolocie jesteśmy tylko my tymi, którzy nikogo nie znają, bo na wakacje większość rodaków stara się latać kupą, a kupy wiadomo – nikt nie ruszy.
Jedni okupują WC, drudzy wyciągają zagryzkę ( kabanosy „Krakus”) – wówczas przydaje się kupione piwko i wódeczka. Kapitan samolotu ( skąd on siedząc za sterami o tym wie?) interweniuje przez głośniki – nie pijemy wódki ( może być na modłę weselną) – własnej, rzecz jasna, bo przecież za chwilę personel pokładowy rozpocznie sprzedaż za waluty lub złotówki napojów wysokoprocentowych.
A nasze tj, polskie „ekipy”, chociaż widzieć się będą przez najbliższe dwa tygodnie już teraz muszą być razem – wiszą nam na fotelach, krzyczą za uszami. Niektórzy próbują poczuć się w czarterze jak w biznes klasie, opuszczając oparcia foteli nie pytając oczywiście siedzących za nimi, czy aby im to nie będzie przeszkadzać i kolidować z czytaniem. Bo, po co? ONI zapłacili, ONI lecą na wakacje, ONI TU RZĄDZĄ. To wszystko sprawia, że rzadko, kiedy lot można uznać za udany.
I na koniec znów wszystko się uspokaja. Być może w niektórych pojawia się obawa – wyląduje, czy nie? Każde pomyślne lądowanie nagradzane jest brawami – to taki wakacyjny zwyczaj, a potem zaczyna się ewakuacja z samolotu. Tu jednak znów trzeba wykazać się znajomością tematu - wysiadamy po kolei rzędami, a nie - kto pierwszy ten lepszy. Słońca starczy dla wszystkich…
*
W następnym odcinku o posługiwaniu się nożem i widelcem i nie tylko…
**
Słowniczek „check – in” – w trakcie uzyskiwania karty pokładowej staramy się o zajęcie najlepszych pozycji. Kto chce mieć dobry widok na niebo nie wybiera skrzydeł samolotu, kto chce się poczuć jak w biznes klasie prosi o rząd przy drzwiach awaryjnych ( jednak jest głownie oferta dla turystów powyżej 185 cm wzrostu). W drodze powrotnej ustępujemy pierwszeństwa w kolejce do czekowania rodzinom z dziećmi na ręku i osobom niepełnosprawnym