Niedzielna szkółka dla dorosłych (9d)

I pora na ostatni odcinek cyklu omawiającego zmodyfikowane 5 przykazań kościelnych. Ostatnie z nich brzmi: „Troszczyć się o potrzeby wspólnoty Kościoła”. Większość katolików w Polsce, zwłaszcza tych „kulturowych”, ma tylko jedno skojarzenie – pieniądze. Czy słusznie?...

Zacznijmy jednak od wizyty w Kanadzie, gdzie sytuacja pokazuje jak wielu wyznawców Kościoła katolickiego wraz z jego wycofywaniem się z różnych dziedzin życia społecznego (przedszkola, szkolnictwo, szpitale etc.) masowo opuściła swój Kościół uznając, że w tej sytuacji katolikami już być nie „muszą”.
Oto fragment wywiadu udzielonego przez protestanckiego księdza Reala Murraya…

„Rzeczywistość jest taka, że w samym tylko Montrealu jest około 30 kościołów katolickich na sprzedaż. Przerabia się je na hotele, mieszkania, restauracje. Ostatnio np. potężny budynek pokościelny zamieniono na centrum kosmetyczno-rekreacyjne. Katolicyzm powoli umiera, a kler próbuje zarobić na wyprzedaży nieruchomości, moim zdaniem bezprawnie, bo te budynki nie były wznoszone za oszczędności biskupów. Budowali je wierni i to oni powinni zarobić na ich sprzedaży.”

Zauważmy - „troszczyć się o potrzeby wspólnoty”. To coś więcej niż tylko „kasa, misiu, kasa”. Ale ponieważ pieniądze do wszelkiej działalności są niezbędne zacznijmy od aspektu materialnego wydźwięku tego przykazania.

Oto kilka materialnych aspektów…

Pierwszy, nasza troska powinna się odnosić do substancji „mieszkaniowej” kościoła, która jak wszystko podlega procesowi niszczenia wraz z upływem czasu. W Polsce sytuacja jest inna niż we Francji, gdzie większość zamkniętych lub czynnych od „święta” kościołów jest najczęściej zabytkami klasy „0”, a tym samym utrzymywane są przez administrację państwową z pieniędzy wszystkich obywateli.

Drugi, Kościół w Polsce, nadal skrycie prowadzi swoje finanse i nadal nie czuje się na tyle silny, aby wraz z władzami wzorem innych państw, doprowadzić do jawnego opodatkowania obywateli, którzy składając PIT wskazywaliby wyznanie, które chcą wesprzeć. Wydaje się, że jednak wiara w hojność Polaków jest większa od przewidywanych wpływów z tego podatku. Zastosowanie tej formy wsparcia niesie za sobą również konieczność zamknięcia takich rozdziałów, jak: „co łaska”, datków zbieranych podczas kolędy i „taryfikatora” ślubów, pogrzebów i opłat za tzw. intencje mszalne. Pierwsze kroki poczyniło dwóch ordynariuszy diecezji – bp A. Nossol na Opolszczyźnie „zabronił” zbierania ofiar w trakcie kolędy ( podtrzymał to obecny bp. A. Czaja) i sp. abp J. Życiński, który „rozkazał” powołanie do życia w każdej parafii diecezji lubelskiej rady parafialnej, czyniąc świeckich współodpowiedzialnymi za kondycję finansową parafii oraz jako gospodarz tej diecezji składał coroczne sprawozdanie z przychodów i rozchodów kurii lubelskiej. To z ostatniego sprawozdania mogliśmy się dowiedzieć, że średnia płaca pracownika kurii nie przekracza 1600 złotych brutto.

Myśląc o kościele, jako budowli nie możemy zapomnieć o jego sprzątaniu i otoczeniu. Rzeczą istotną jest tu spojrzenie na cmentarz, jeśli parafia posiada takowy. Cmentarz jawi się nam, jako jedynie źródło przychodów proboszcza, rzadko uzmysławiamy sobie, że jest to źródło kosztów obciążających konto parafii. Bywa, że koszt utrzymania cmentarza w skali roku pochłania środki, za które można by utrzymać całkiem przyjemne boisko przypominające rządowego „orlika”.

Trzeci aspekt to utrzymanie „zasobów ludzkich” pracujących dla parafii – proboszcza, wikariuszy, kościelnego i organistki. Czas, kiedy do stanu duchownego powoływano ludzi z „zawodem”, a którzy mogliby się utrzymać głownie z pracy rąk swoich to już zamierzchła przeszłość. Dziś ten obowiązek spoczywa na wiernych. Zasady są takie – kolęda w 25%, śluby, pogrzeby i chrzty oraz intencje mszalne w całości ( minus podatek dla kurii) to środki na utrzymanie „zasobów ludzkich”. 75% kolędy plus ofiary składane na tace mają zaspokajać bieżące potrzeby parafii ( opłaty za media, podatki na rzecz państwa etc.) oraz pozwolić na przeprowadzenie pożądanych inwestycji.

Przyjrzyjmy się tacy - 2,5,10 …20 złotych. Proces zmiany nominałów ( na wyższe) nie jest procesem łatwym. Często mija kilka ładnych lat za nim zdecydujemy się na wrzucenie do koszyka wyższego nominału. Hojność (lub jej brak) wydaje się nie być wprost proporcjonalna do rosnących dochodów wiernych. Wynika ona raczej z poczucia odpowiedzialności i …nawyku, który został wykształcony w wieku, kiedy byliśmy dziećmi. Drobne pieniążki dawane dzieciom przed tacą, aby samodzielnie mogły wrzucić je do koszyka kształtują przyzwyczajenie. Później okaże się, że dorastający młodzieniec, czy panna wysłani „za karę” na wakacje, uczestnicząc w niedzielnej Mszy św., odejmują sobie „od ust” i zubażają swoje kieszonkowe, bo wiedzą, że tak robić się powinno. Oczywiście, każdy z nas w tej materii, powinien tu sam kształtować politykę wsparcia na tacę – czy każdy z osobna, z członków rodziny, czy też jeden wspólny banknot uwzględniający pracujących i niepracujących w naszym domu – to już tylko nasza decyzja.

Warto w tym miejscu wspomnieć jeszcze o naszej odpowiedzialności za utrzymanie miejsc kultu w Ziemi Świętej, propagowaniu misji, czy wsparciu Polonii na wschodzie.
Rzecz znamienna – przykazania zmieniono w 2003 roku – w czasie, kiedy wylano na nas wiadro zimnej wody w postaci schładzania gospodarki i kiedy było wiadomo, że ofiarność niewielu to za mało, aby „związać koniec z końcem”. To, że ilość potrzeb, które wymagają naszej ofiarności cały czas rośnie można zauważyć po „podwójnej tacy”. Najpierw proszeni jesteśmy o tradycyjną tacę, potem czekają na nas puszki przy wyjściu z kościoła.

Kończąc wątek pieniędzy, jako naszego materialnego wsparcia Kościoła oraz mając na uwadze, że jeszcze daleka droga przed nami do zrównoważonego dotowania parafii w naszym kraju poprzez czytelny i jawny system opodatkowania warto zwrócić uwagę na kilka czynników, które zdecydowanie mogą poprawić naszą odpowiedzialność za substancję materialną:

a) Parafia będąca na „stand by’u” tj. żyjąca od niedzieli do niedzieli nie rokuje zbyt dobrze. O żywotności parafii świadczą małe grupy świeckich, które spotykając się na terenie parafii w tygodniu uczą się odpowiedzialności za to dobro, jakim jest parafia

b) Zaangażowanie, talent organizatorski i często charyzma duszpasterza są tym, co otwiera nie tylko nasze serca, ale i nasze portfele. Wysoki standard nabożeństw w tygodniu ( śpiew, kazanie) i rozsądne godziny, zaglądanie do sprzątających świątynię, „ocieranie” potu z czoła budującym ołtarze, udawanie się na kolędę swoim autem to na pewno może pomóc w identyfikowaniu się ze swoim lokalnym kościołem i jego przywódcą duchowym.

c) Rada parafialna, jako żywe i aktywne ciało doradcze przy proboszczu. Aż trudno w to uwierzyć, ale w pobliskim Michalinie ponad 430 osób wybierało przedstawicieli do rady. To frekwencja, której może pozazdrościć niejedna obwodowa komisja wyborcza w Wawrze.

d) Rzeczywista możliwość korzystania z dobra, na które się łożyło datki i organizowało zbiórki. Z trudem przemawiać tu będzie możliwość oglądania ławek, mozaiki, czy odczuwanie ciepła w tzw. ostatniej drodze tj. w trakcie nabożeństwa żałobnego, czyli już po swojej śmierci.

Jednak sprowadzanie tego przykazania tylko do wątku materialnego byłoby zbyt dużym uproszczeniem. Bo, czy dziecko potrzebuje do wzrostu tylko zabezpieczenia materialnego? Przecież na proces wychowania składa się nie tylko dach nad głową i jedzenie. Podobnie jest z naszą troską o Kościół – mamy obowiązek troszczyć się o jego również duchowe aspekty. Mamy go bronić, jeśli zachodzi taka potrzeba, mamy dbać o jego obraz, tak jak dbamy o markę swojej firmy. Mamy też dmuchać w gwizdek, gdy nasz lokalny sternik zbacza z kursu.

To prawda, że działalność Kościelnej Komisji Majątkowej nie przynosi chluby kościołowi hierarchicznemu, ale przecież nie możemy zapomnieć, że w dużej mierze te pieniądze, które spadły niczym manna z nieba zakonom i parafiom, czy diecezjom służą na załatanie dziur w budżetach remontowych, pozwalają na prowadzenie inwestycji i na organizację bieżącej działalności - w dużej mierze charytatywnej.

„Myśl globalnie, a działaj lokalnie” to slogan używany w wielu korporacjach. W wielu z nich duży nacisk kładzie się również na etykę, więc zanim dołączymy do grona katolików kulturowych, których już niedługo zobaczymy na „poświęceniu palemek”, a którzy wiedzę o swoim Kościele czerpią z gazet, powinniśmy postawić sobie to pytanie – czy jesteśmy świadkami chamstwa i chciwości swojego proboszcza, czy widzimy jego życie ponad stan i brak troski o kościół lokalny? Jeśli nie, to nie schylajmy się po kamień.

Nasza troska o Kościół musi znaleźć swój wyraz w trakcie naszych wyjazdów wakacyjnych szczególnie do krajów obcych nam kulturowo. Powinniśmy pamiętać, że odpoczywając w Turcji, Maroku, Tunezji, czy Egipcie (wierzę, że to będzie nadal możliwe) reprezentujemy nie tylko majestat najjaśniejszej Rzeczypospolitej, ale również jesteśmy ambasadorami naszej wiary i Kościoła rzymsko-katolickiego.
A jeśli tak, to nie przystoi nam robienie „bydła” w wyczarterowanym od arabskich linii lotniczych samolocie, ani okupowanie od świtu aż do ciemnej nocy baru z opcją „all”, z dyndającym na szyi krzyżem na złotym łańcuchu. Co myślą wtedy muzułmanie o „niewiernych”?

I na koniec jeszcze o budowie nowych świątyń. Sam jestem przeciwnikiem pośpiechu, chociaż rozumiem pragnienie budowniczych, aby ich oczy mogły zobaczyć finalne dzieło. Katolicy w Polsce muszą zrozumieć, że budowa św. Bożej Opatrzności to decyzja podjęta przez Sejm I RP, a więc w imieniu całego narodu i, że ma to być wysiłek nie tylko kard. K. Nycza. Pośpiech widać wyraźnie w sanktuarium licheńskim, któremu nie odbierając nic z duchowości, trzeba nadać nazwę sakralnego kiczu.

A co następnym razem? – Ponieważ wchodzimy w okres Wielkiego Postu ( w tym miejscu muszę oddać polskim biskupom „szacun” za nietypowy początek ich listu na ten czas) to może byłaby to dobra okazja na spotkanie z Joe Blackiem?

*
j.

Źródło (własne:-)): zdjęcie kościoła Sagrada Familia w Barcelonie ( w budowie od 1882 roku)