Opowieść III. Burak
*
Na studia, do pracy, po lepsze jutro i po wyższą płacę - ale też po większą anonimowość. Co poniedziałek, co dzień i w każdy piątek do miasta stołecznego Warszawy i z miasta ciągnie sznur pojazdów. O części z nich nie mówi się inaczej, jako tylko „burakowozy”. Przyjezdni to siła napędowa miasta, które aspiruje do miana metropolii, czy może raczej śmiertelne zagrożenie dla rdzennych mieszkańców, którzy tak de facto są w 80 % również …przyjezdnymi? A którzy mieli jednak to szczęście, że decyzję o przyjeździe podjęli ich dziadkowie lub rodzice. Przyjezdni, buraki, wsiury, wieśki i znajdy…
*
Przez ludzi przyjezdnych z wiosek Warszawa schodzi na psy!!!
Porównajcie ją sobie z kulturalnym Krakowem...
Dlaczego tak właśnie jest???
Czekam na jakiś pomysł w celu pomniejszenia napływu wieśniactwa...
To jest trochę wkurzające.../ wovda/ grono.net
*
20% mieszkańców stolicy może o sobie powiedzieć – warszawiak od pokoleń.
Większość z nich to byli powstańcy, kombatanci i ci, którym udało się przeżyć lub wrócić z wygnania po kapitulacji Powstania i zrównaniu z ziemią stolicy Polski w 1944 roku.
Pozostali przybywają do Warszawy drogą utartą od dekad. Przyrost ludności stał się widoczny na przełomie wieku, wraz z upadkiem prowincjalnego przemysłu i pierwszym poważnym spowolnieniem gospodarczym. Ci, którzy poruszali się samochodami służbowymi na obcych rejestracjach w drugiej połowie lat 90-tych po stołecznych ulicach wspominają tamten czas z rozrzewnieniem – nie tylko dlatego, że korki były mniejsze, ale również dlatego, że miejscowi kierowcy z sympatią traktowali przyjezdnych, bo byli przekonani, że ci przyjechali tylko na chwilę. Dziś sytuacja ma się zupełnie inaczej – nawet „blachy” WOT, czy WM stają się powodem do antypatii – przecież to najeźdźcy, cwaniaki i chamy…
*
„ To jest element gry - odpowiada dr Paweł Moczydłowski, socjolog. - Wszyscy mamy tendencję, by obwiniać "przyjezdnych" o wszystko. O kolejki w sklepie, manifestacje na ulicy, o trudności w życiu. Ale to nie jest szczególnie groźne. Nie mamy do czynienia z agresją – podkreślił (tvnwarszawa.pl).
*
Co kwartał przybywa w naszym mieście 5 tysięcy nowych mieszkańców, ale są to jedynie ci, którzy postanowili tu się osiedlić lub wynająć mieszkanie na dłuższy okres. Podstawowym źródłem „świeżej krwi” są uczelnie, a nawet już szkoły średnie – do praskich liceów codziennie dojeżdżają młodzi ludzie z Żyrardowa, Tłuszcza i Wiązownej. Studenci po skończeniu studiów nie wracają do siebie, bo właściwie nie mają do czego. Warszawa w promieniu kilkudziesięciu kilometrów wysysa wszelką aktywność wychodzącą poza pracę w sklepie spożywczym. Mechanizm zwykle działa tak – najstarsze dziecko szykuje grunt młodszym. W przypadku Bogdana z Siedlec było tak – wszystkie oszczędności i kredyt miały zapewnić trzem jego córkom własne „M” w stolicy, aby nie trzeba było płacić obcym za wynajem. Wszystkie po skończeniu uczelni zostały w Warszawie, a Bogdan z żoną zostali sami w swoim domu, ale nie mają pretensji – ich córki robią w mieście kariery.
Włodek, ojciec również trzech córek z jednej z miejscowości pod Garwolinem cieszy się, że również i one nie wróciły do domu, bo co miały by tu robić, może stanąć przy taśmie w Avonie?
Ewelina dziś wynajmuje mieszkanie przy Pl. Konstytucji, jeszcze przed 30-stką, czuje się w stolicy jak ryba w wodzie. Gdy miasto spowalnia w weekendy brak jej tego ciągłego pośpiechu i zabiegania. Na wieś, do Płocka, Ostrołęki i Siedlec nie chcą wracać – tam, gdy masz ochotę na spacer, zaraz spotkasz sześciu znajomych - w takim mieście, jak Warszawa nie spotkasz nikogo – podkreślają w wywiadach. Powracający z zagranicy emigranci również nie odnajdują się w swoich rodzinnych miejscowościach – kto był w Londynie, ten dziś szuka szczęścia w jednym z ośmiu największych polskich miast.
*
W stołecznych firmach coraz trudniej znaleźć ludzi, którzy by się tu urodzili. Rdzenni mieszkańcy na forach internetowych najczęściej powtarzają – ONI kradną nam pracę i zaniżają stawki. My tu żyjemy, a nie tylko mieszkamy, aby co piątek jechać do domu po zaopatrzenie na kolejny tydzień. Przyjezdni bronią się mówiąc, że jeśli „rdzenni” ich nie akceptują to ściągają do swoich departamentów i działów ludzi, których znają i którzy są „stamtąd”. Prawdą jest jednak i to, że wszyscy tu urodzeni nie muszą aż tak walczyć o swoje miejsce, co sprawia, że brak im determinacji w dążeniu do celu. Firmy również mając do wyboru droższego i tańszego pracownika zawsze wybiorą tego drugiego.
Czy przyjezdni są zagrożeniem, czy jednak siła napędową? – Rozwój Białołęki, Wawra, Rembertowa i Targówka w dużej mierze jest możliwy dlatego, że to w tych dzielnicach ( ze względu na poziom cen) buduje się i osiedla najwięcej przyjezdnych. Poza tym „ustawieni” warszawiacy robią świetne interesy wynajmując mieszkania przybywającym do stolicy po etat i wykształcenie. Inną kwestią jest to – na ile miasto nadąża z realizacją potrzeb dla nowo osiedlających się? Brak szkół, przedszkoli, dróg i mostów sprawia, że stolica Polski mając wielkie aspiracje bycia metropolią jest o wiele mniej przyjazna swoim starym i nowym mieszkańcom niż np. czeska Praga. Wielu przyjezdnych, ale również tu osiadłych od lat liczy czas do emerytury – Ryszard jest krakusem i wie jedno – za rok sprzeda mieszkanie na Targówku i wraca do siebie. Podobnie sprawa ma się z Kazikiem – ma już kupiony domek w Dęblinie – na emeryturze będzie leżał na leżaku we własnym ogródku i spoglądał na ćwiczenia w Szkole Orląt. Warszawa to dobre miejsce na robienie kasy, a nie do realizacji „ żyli długo i szczęśliwie”
*
Demografowie ostrzegają - nasze społeczeństwo się starzeje! Na liście polskich miast, mających najmniejszy przyrost naturalny, Warszawa znajduje się w czołówce.
Liczba zawieranych małżeństw jest niemal równa liczbie rozwodów - tych drugich, w porównaniu z resztą kraju jest tu najwięcej. To również ma wpływ na zmniejszanie się liczby urodzeń. Biorąc pod uwagę fakt, że wydłuża się życie statystycznego Polaka, proces starzenia się społeczeństwa staje się coraz większym problemem.
Migracja ludzi młodych jawi się w tym wypadku, jako jedyna szansa na zahamowanie, albo przynajmniej spowolnienie procesu starzenia się miasta.
*
Proces napływu ludzi do Warszawy mógłby zostać ograniczony, jednak możliwe będzie to wówczas, gdy Radom, Lublin, Płock, Ostrołęka i Siedlce będą dobrze skomunikowane kolejowo i drogowo ze stolicą. Brak szybkich połączeń i brak szerokopasmowego Internetu sprawiają, że firmom nie opłaca się prowadzić działalności operacyjnej w tych miastach. Gdyby powstały, to kawalkady sunących burakowozów przeszłyby do historii, a regiony mogłyby się zacząć w końcu rozwijać. Tańsi pracownicy z prowincji mogliby zarabiać pieniądze i je wydawać u siebie. Jednak już tylko Majka z Bielska-Białej związana na co dzień z Lublinem pamięta obietnicę drogi dwupasmowej do Lublina w 2012 roku.
*
Warszawa jest teraz postrzegana, jako drugi ( po Berlinie), co wielkości plac budowy w Europie, ale jeszcze długo będzie polskim Mexico-City…
**
Rychu
*
Zdjęcie: Wikipedia