„CHANGE – we can believe in” – to hasło otworzyło Barackowi Obamie - czarnoskóremu obywatelowi USA drzwi gabinetu najwyższego urzędu w państwie. Pojęcie zmiany postanowiła wykorzystać w swoim wyborczym haśle wawerska PO przekonując w 2006 roku na bilbordach, że „Razem, zmienimy Wawer”. Minęły cztery lata i zbliża się pora kolejnego rozdania, a wraz z nim nadzieja na zmiany. Czy możemy zmienić Wawer razem?
Tak, możemy, jeśli tylko będziemy naprawdę tego chcieli…
*
Partia to nie jest dobry pomysł…
Gdy w 2006 roku powstała koalicja PO i SLD na szczeblu struktur miejskiego samorządu oraz koalicja Platformy z ugrupowaniami samorządowymi na szczeblu dzielnicy w Wawrze, wielu z nas uwierzyło, że oto zielona dzielnica doczekała się swoich 5 – ciu minut.
Wzrost gospodarczy, stabilna władza, brak afer, które towarzyszyły poprzednim kadencjom, prezydent miasta nie tylko wywodzący się z partii rządzącej i będący honorowym członkiem wawerskiej PO, ale od 15 lat mieszkający w Wawrze. Tej szansy nie można zmarnować – takiego zdania byli członkowie PO wyrażający swoje opinie na otwartym dla wszystkich zebraniu wawerskich struktur PO w Toyocie Radość. Jednak to, co wydawało się jeszcze do niedawna atutem, może stać się …kulą u nogi. Chodzi tu o coś takiego, jak podległość partyjna. Jakie szanse ma na obronienie swoich racji ( tu środków na inwestycje dzielnicowe) burmistrz (członek partii) wobec zwierzchnika – prezydenta miasta (szefa organizacji partyjnej, któremu podlega)? Może próbować, ale przecież szef ma zawsze rację, a jeśli jest szefem podwójnym, to i taka racja jest nie do zanegowania.
*
Kapitał społeczny tu u nas „nie mieszka”
Błędem powielanym przez kolejne kadencje samorządnego Wawra było myślenie kategoriami: rządzący kontra opozycja, osiedle kontra osiedle, radny przeciw radnemu.
Radni, na co dzień zajęci sprawami swojego osiedla - ale już nie okręgu, starają się jak najwięcej środków pozyskać na realizację celów, które można osiągnąć w trakcie trwającej kadencji. Wszyscy się zgadzają, że wydobywanie się z błotnego i nieutwardzonego Wawra poprzez nakładkę asfaltową było strzałem w dziesiątkę. Ale też wielu dostrzega, że problem rozwiązano w sposób doraźny, może głownie dlatego, że ominięto w ten sposób „ syndrom markowski” – w Markach nie budowano dróg czekając na kanalizację i wodociągi, w efekcie po dwudziestu latach czekania w wielu miejscach mieszkańcy brodzili w błotnistej mazi, bo „Godot” nie nadchodził.
Zmiana, jakiej wszyscy teraz oczekujemy to zmiana sposobu myślenia – nie najbliższe osiedlowe uliczki, nie partia i nie klub, ale okręg i dzielnica, z rozsądnym planowaniem i monitorowaniem planów i przygotowań do ich realizacji, co w przypadku ważnych dzielnicowych inwestycji takich jak: ulice o charakterze zbiorczym, kanalizacja, wodociągi, ale też ośrodki kultury i miejsca rekreacji zajmuje często nie jedną, ale dwie, a nawet trzy kadencje.
Zmiana to branie sobie na głowę tego, o czym dotąd starano się zapomnieć mówiąc, że to nie my, to oni – MPWiK, ZMID, PKP, Dystrybutor energii i wreszcie Kościół. Większości wyborców nie interesuje, kto i za co odpowiada, większość słusznie uważa, że na naukę był czas w szkole, a burmistrz i radni mają rozwiązywać ich problemy, a nie grać w urzędniczego ping-ponga. Walka każdego z każdym o przetrwanie, adaptacja kosztem drugiego to cechy kapitału przetrwania, który umożliwił nam przystosowanie się do zmieniających się warunków gospodarczo-ustrojowych. Czas tego kapitału jednak już minął. Dalszy rozwój zależy tylko od współdziałania dla osiągnięcia wspólnych celów. Kto nadal chce dzielić i rządzić nie ma czego szukać w samorządzie – niech założy długie spodnie i próbuje szczęścia na salonach politycznych przy ul. Wiejskiej.
*
Rada osiedla głupcze!
W dużej liczbie przypadków decyzja o umieszczeniu swojego nazwiska na wyborczej liście do rady dzielnicy, bierze się z przeświadczenia, że tak dalej być nie może, lub też z braku odpowiedzi na pytanie, ile lat mam (mamy) czekać na zdobycze cywilizacyjne lub na poprawę bezpieczeństwa? Spora część kandydujących nie ma żadnego doświadczenia w samorządzie, nie napisała ani jednego pisma interwencyjnego i jak dotąd nie animowała ani jednej społecznej akcji wśród swoich sąsiadów. Większość zapewne nie starała się nawet o kontakt z radą swojego osiedla, o poparciu tejże rady nie wspominając. Nie oznacza to jednak, że wśród startujących i zupełnie „zielonych” nie znajdą się prawdziwe nieoszlifowane „diamenty”. Jednak trudno nie zgodzić się z radnym p. Wł. Zalewskim, że bycie społecznym radnym osiedlowym, to tak jak bycie w przedszkolu dzielnicowego samorządu. Działalność w radzie osiedla to nie tylko „zawracanie kijem Wisły”, ale również poznanie smaku porażki i zwycięstwa. To doświadczenie konfliktu interesów pomiędzy starymi i nowymi, to siłowanie się na argumenty, słowa i gesty pomiędzy „jastrzębiami” i „gołębiami”. Tu trzeba podkreślić, że w naszej dzielnicy można znaleźć i taką postawę, że będąc członkiem zarządu dzielnicy można być również członkiem rady osiedlowej.
Kontakt z radą osiedla potrzebny jest nie tylko na etapie wyborów, ale jeszcze bardziej już w trakcie trwania kadencji. To przedstawiciele rad osiedlowych są najbliżej ludzi i ich problemów. I dobrym zwyczajem powinno być, że radni wybrani w danym okręgu kontaktują się z radami osiedli wchodzącymi w skład tego okręgu. Nie można dziwić się rozżaleniu społecznych radnych, którzy skarżą się, że radny wybrany w ich okręgu nie znalazł ani razu chwili czasu, aby się z nimi spotkać na przestrzeni ostatnich czterech lat.
Ogromna większość startujących w tegorocznych wyborach nie zdobędzie mandatu, ale jeżeli już się raz odważyli, niech wystartują w przyszłorocznych wyborach do rad osiedli.
Radom osiedlowym też potrzebne są zmiany, potrzebna jest świeża krew, zapał i odrobina szaleństwa wynikająca z racji młodego wieku i braku doświadczenia w pokonywaniu urzędniczego oporu.
*
Gra zespołowa.
Zasada „dziel i rządź” pozwala na wygrywanie jednych przeciw drugim, ale w gruncie rzeczy prowadzi do zastoju, frustracji i zabija inwencję lokalnej społeczności. W nowej radzie należy wprowadzić nowe standardy – gramy nie przeciw sobie, ale razem, aby krok za krokiem podnosić, jakość życia w naszej dzielnicy. Jak taka gra może wyglądać w praktyce?
Podstawa to – nie interesuje mnie twoja przynależność partyjna, ale twój stosunek do proponowanych zmian. Jeżeli okręg to 5 mandatów, jeżeli w okręgu to przynajmniej 3 osiedla, a każde osiedle to 12 – 15 radnych, to już jest to realna siła. Rozumnie postępując rozmawiamy z innym okręgiem i ustalamy priorytety.
– Co i w jakiej kolejności robimy, czego pilnujemy, o czym przypominamy?
Weźmy dla przykładu okręg nr 4. Priorytety to: przebudowa Przewodowej w Miedzeszynie, rondo w Falenicy i Techniczna w Aleksandrowie ( program minimum na pierwsze miesiące).
Mamy 5 głosów radnych dzielnicowych, 36 głosów radnych osiedlowych plus możliwość zbiórki podpisów mieszkańców przez rady osiedli. Cały czas to jednak za mało. Rozmawiamy z radnymi okręgu, w którym brak ronda ( nawet tymczasowego) przy Kadetów/ Lucerny i odłożona modernizacja Bronowskiej spędza im sen z oczu. Przecież Bronowską i Kadetów jeździmy zarówno my, jak i nasi sąsiedzi, więc interes jest obopólny. Dokładamy te dwie sprawy. Ustalamy kolejność, ew. pewne zagadnienia ciągniemy równolegle. W ten sposób mamy kolejne głosy w radzie dzielnicy, kolejne rady osiedli i kolejne podpisy mieszkańców. Czy to aż takie trudne?
W ten sam sposób można załatwiać inne sprawy związane, chociażby z kulturą i rekreacją.
Trzeba tylko chcieć grać razem, a nie przeciw sobie.
*
Tuba Wawra też musi się zmienić.
Lektura Kuriera Wawerskiego zajmuje w większości z nas tylko 2 minuty, dlaczego?
Dlatego, że nie znajdujemy w tym piśmie tego, co nas bezpośrednio dotyka.
Redakcja periodyku próbuje przekonać mieszkańców zielonej dzielnicy, że ich problemem jest jedynie kłopot z wyborem tej, a nie innej imprezy kulturalnej.
To tak nie działa. Piramida Maslowa musi podpowiedzieć redaktorowi naczelnemu, że najpierw muszą być zaspokojone potrzeby egzystencjalne, potem można rozmawiać o kulturze. Obowiązkiem pisma powinno być pisanie o rzeczach trudnych, wyprzedzanie pewnych zdarzeń – takich jak spotkanie w sprawie tunelu i przebudowy Żegańskiej.
Mieszkańcy zanim zaczną czytać o koncertach, muszą się dowiedzieć gdzie utknął kolektor, „W”, dlaczego MPWiK nie buduje wodociągów, co z budową ronda w Falenicy, dlaczego nie ma mini ronda przy Kadetów/Lucerny, co dalej z rondem na Marsa, którym tak chętnie chwali się władza? Czas płynie, a tu cisza - pozamiatane pod dywan.
Pismo powstaje za nasze pieniądze, a więc mamy prawo oczekiwać, że nie będzie w nim „landryny”, ale prawda, nawet bolesna.
*
Czy możemy zmienić Wawer razem?
Tak, możemy, jeśli tylko będziemy naprawdę tego chcieli.
**
Zdjęcie: susty.com