To już była kolejna akcja protestacyjna, jaką przeprowadzili pracownicy hipermarketów i supermarketów w Rzeczypospolitej Polskiej. Każda próba zmiany warunków pracy w sklepach wielko - powierzchniowych napotyka od razu na opór nie tylko pracodawców, którzy straszą wzrostem bezrobocia, ale również nas – konsumentów, którym sklepy zapewniają nie tylko możliwość robienia zakupów w niedzielę, (bo pracujemy do późna), ale również godziwą rozrywkę ( bezpłatne koncerty, obchodzenie dnia dziecka, spotkania z aktorkami i aktorami światowego kina i seriali rodzimej produkcji). A może mamy tu do czynienia ze współczesnym niewolnictwem, które dotyka w Polsce 160 tysięcy pracowników, z których większość stanowią kobiety?
*
Jeremi Mordasewicz z PKPP Lewiatan komentując ubiegło tygodniową akcję strajkową stwierdził, że pracodawca decydując się na tego typu prowadzenie biznesu znajduje się między młotem, a kowadłem – bo z jednej strony pracownicy chcieliby więcej zarabiać, a z drugiej konsumenci chcieliby płacić jak najmniej. I trudno się z tą opinią nie zgodzić, ale też warto postarać się poszukać drugiego dna. Pracownicy hipermarketów i supermarketów podają oprócz niskich płac, które z reguły nie przekraczają 1300 złotych na rękę inne przyczyny swojego niezadowolenia, wśród nich są i takie jak: obawa przed wzięciem urlopu na żądanie, umowa na niepełny etat, umowa na czas określony ( np. 11/12 roku), brak wolnych niedziel, co destabilizuje ich sytuację rodzinną, mobbing i łamanie praw pracowniczych, zmuszanie do pracy po godzinach bez dodatkowego wynagrodzenia. Pracownica jednej z sieci przed kamerami TV podała też i taki przykład – w jednym z hipermarketów w Bydgoszczy było ponad 800 etatów – po przejęciu przez inną sieć zostało ich 250.
*
Gdy wraz ze zmianą ustroju polityczno – gospodarczego witano wielkie sieci, to ich wejście na polski rynek jawiło się jako coś cudownego, bo nie dość, że w ten sposób wygłodniali konsumenci mogli się nasycić dobrami dotychczas oglądanymi w kolorowych magazynach przywożonych z Zachodu, to jeszcze - w sytuacji zamykania zakładów przemysłowych ludzie znajdowali zatrudnienie.- Choć tu warto dodać, że obowiązywał tu zawsze ten sam klucz – pensja nieco wyższa od zasiłku dla bezrobotnych.
Innym dobrodziejstwem wejścia sieci na nasz rynek było również to, że zachodni inwestorzy za cenę nabycia atrakcyjnych lokalizacji, najczęściej w centrach miast dokładali się do poprawy drogowej infrastruktury chociażby w promieniu kilkuset metrów od sklepów.
Polska stała się Eldorado dla sieci handlowych – u siebie wypchnięte poza miasta, z ograniczonym czasem pracy - w pewnych krajach sklepy są zamknięte w soboty już wczesnym popołudniem. - Wybierzmy się na zakupy do sąsiadów – jesteśmy w Niemczech, w stolicy Bawarii ( land katolicki) – Monachium …
Większe sklepy, domy towarowe i supermarkety są otwarte od :
Poniedziałek - piątek: 09.00 - 20.00
Sobota: 09.00 - 16.00
Mniejsze sklepy otwarte krótsze godziny otwarcia:
Poniedziałek - piątek: 09.00 - 18.30 i może się zakończyć na obiad
Sobota: 09.00 - 12.00
*
Strajk włoski w hipermarketach się nie udał, bo większość współczesnych niewolników jest zdania, że lepsze 1300 złotych niż bycie bezrobotnym. Wśród konsumentów zadowolonych z siebie, mających o wiele bardziej interesującą i lepiej płatną pracę panuje przekonanie o wolności wyboru.
Wolność ich zdaniem ma polegać na tym, że człowiek sam decyduje, czy godzi się na takie warunki pracy i wolność ma sprowadzać się do decyzji, czy chcę robić zakupy w niedzielę.
Wszyscy w naszym kraju znają się na piłce nożnej, polityce, medycynie i ostatnio na ...gospodarce.
A jeśli tak to warto może zwrócić uwagę na to, że owa grupa 160 tysięcy ludzi świadczy usługi innym konsumentom nie biorąc przy tym sama udziału w tworzeniu popytu wewnętrznego, który w przypadku USA stanowi o być, albo nie być tego państwa. Pracownicy podle wynagradzani i tak też traktowani nie czują żadnej więzi ze swoim pracodawcą, nie widzą też żadnego powodu do bycia lojalnymi wobec niego. Wśród tych 160 tysięcy ludzi znajdują się nie tylko nauczyciele i pielęgniarki na emeryturach, którzy pracą na kasie próbują łatać domowy budżet, ale cała masa młodych kobiet i mężczyzn, którzy nie mając innej możliwości tkwią w stanie nieustalonym – nie stać ich ani na ułożenie sobie życia, ani na usamodzielnienie się.
*
Jeśli dziś niedziela, to kiedyś byśmy poszli do kina, kawiarni, do muzeum, czy galerii.
Dziś wystarczy nam jedna Noc Muzeów.
Dziś w niedziele udajemy się do sklepów – coraz częściej tylko po to, aby włóczyć się bez celu, aby jesienią i zimą mieć za darmo terapię światłem. Zakupy w niedziele robi rzekomo 2 % wszystkich konsumentów i to dla nich 160 tysięcy ludzi ma pracować. Czy tylko 2 %? Po sytuacji, jaka panuje na parkingach centrów handlowych już od wczesnych porannych godzin można w to wątpić.
Oddzielną kwestią jest skazywanie konsumentów - pracowników na przesiadywanie do późna w pracy od poniedziałku do piątku, skazywanie ich na koszmarne kilkugodzinne dojazdy i powroty, tylko dlatego, że pracę można znaleźć w biurowych zagłębiach, w wybranych częściach miasta. Mimo wszystko jednak...
Drodzy pracownicy sklepów wielko - powierzchniowych – nie jesteście tylko kasjerami, pakowaczami, ochroniarzami i pracownikami działu obsługi – jesteście XXI wiecznymi „kaowcami” – dbacie o zapewnienie nam kultury i rozrywki w dzień wolny od pracy ( nasz). Może nawet zgodzilibyśmy się więcej płacić za produkty w sklepie (ale przecież jest konkurencja, więc może nie), ale wolne niedziele?
O co to, to nie. Zrozumcie – a co my wtedy będziemy robili z tymi niedzielami?
**
Rychu