Mamy więc już fundament naszej wiary – to przyzwyczajenia i obrazy wyniesione z domu rodzinnego wzmocnione przekazem nauk katechetycznych – od dwudziestu lat mających miejsce dwa razy w tygodniu w budynku szkoły. Po drodze jest jeszcze Pierwsza komunia św. z masą prezentów, rewią mody i błyskiem fleszy oraz jednostajną pracą kamer. Zresztą pierwszy odpływ dzieciaków ma miejsce właśnie wtedy. Potem jest sakrament Bierzmowania, który postrzegany jest nie tylko jako osiągniecie dojrzałości chrześcijańskiej, ale również jako drugi dogodny moment na pożegnanie się z Kościołem...
*
O samym bierzmowaniu było już na stronach f.pl, pozwólcie zatem, że tylko na chwilę wrócę wspomnieniami do czasu, kiedy sam byłem w ósmej klasie szkoły podstawowej. Samo spotkanie z ks. biskupem pamiętam niezbyt wyraźnie, nie pamiętam również, aby to wydarzenie poprzedzały jakieś szczególne przygotowania i nauki. Ot, przyjechał i pojechał. Dziś nasze dzieci ( może już wnuki?) przygotowują się niemal rok, tylko po to, aby chwilę potem zniknąć. Trudniej jest jednak do końca szkoły średniej zniknąć z lekcji religii. Są też tacy, którzy odchodzą później tłumacząc, że przekaz o pierwszych rodzicach i dwóch braciach może tylko prowadzić do kazirodztwa, homoseksualizmu i innych wynaturzeń. Przekazaną wiedzę z lekcji religii nakładają na współczesną wiedzę o świecie - to tak jakby ktoś zapomniał ukazać im Stary Testament jako zbiór ksiąg pełnych symboli - również próby wyjaśnienia „skąd i po co się wziąłem?” w kontekście możliwości pojmowania świata przez człowieka tamtych czasów - człowieka żyjącego w ciągłej trosce o wodę i pokarm, dla którego tylko ogród mógł być rajem.
Samo bierzmowanie staje się dziś dla kościoła hierarchicznego ostatnią próbą zatrzymania młodego człowieka przy wierze przodków. Czy udaną?
Zwykle wizycie biskupa towarzyszy „polerowanie” parafii – powitania, które dziś można znaleźć w Internecie, sprawozdania ruchów w lokalnym Kościele, a nawet …zakładanie stron www, których potem nie ma komu aktualizować. A przecież to jest ostatni moment na stworzenie grupy inicjatywnej złożonej z kilku dziewcząt i chłopców, którzy mogliby poprzez wspólne trwanie powstrzymać ucieczkę młodych z kościołów . Czasem bywa i tak, że część młodych można odnaleźć w sąsiednich parafiach – praktycznie w każdej parafii są Msze św. dla dzieci, a tylko w niektórych są i takie, które są adresowane specjalnie do młodzieży i co ważniejsze - razem z nią sprawowane. I tak oto tworzy się pokoleniowa luka.
- Za czas jakiś młodzi wrócą ( a przynajmniej ich część)- a to za sprawą ślubu, potem chrztu. Część z nich zostanie na dłużej – niedzielna obecność wraz z dziecięcym wózkiem na Eucharystii będzie oznaką dorosłości i tzw. ustatkowania się.
Jeżeli więc nie lekcja religii i nie sakrament dojrzałości chrześcijańskiej to, co może pozwolić nam na wyciągnięcie ścian naszej wiary ponad fundament?
- W okresie buntu, widzenia świata tylko w bieli i czerni będzie to zawsze grupa rówieśnicza skupiona wokół idei jakiegoś ruchu lub stowarzyszenia…
*
Jest rok 1978 w (na prawdę małym)pokoiku ks. wikarego spotykamy się w kilkanaście osób.
Chłopakom z 8-ej i 7-ej klasy imponuje, że są po imieniu z uczniami liceów , a nawet ze studentami. Raz w tygodniu przez półtorej godziny maja miejsce: modlitwa, czytanie Pisma Świętego i dyskusja. Wszystko kończy się przed kościołem Wizytek w czerwcu 1979 roku siedzeniem na ziemi i dzieleniem się kanapkami w oczekiwaniu na przyjazd JP2..
I to wystarczyło by po 5 latach szukać na nowo tamtej atmosfery – tym razem na Marysinie Wawerskim, gdzie ciągnęły tłumy młodzieży z Pragi, Wilanowa i Bielan. Jednak wielu proboszczów do ruchów w parafii podchodzi z dużą dozą nieufności. Z jednej strony narzekają, że parafie ożywiają się tylko w niedziele, z drugiej sami chętnie oddają się serialowemu życiu telewizji publicznej i stacji komercyjnych.
Nie wszystkich jednak pociągnie „Światło i życie”, Neokatechumenat, Kościół domowy, czy też Opus Dei. Trudno jednak wymagać od młodych ludzi, aby garnęli się do kółek różańcowych, czy kół przyjaciół radia Maryja, a to te grupy występują najczęściej w naszych parafiach.
- Wielu muszą wystarczyć niedzielne Msze św. i rekolekcje. A jeśli tak, to te pierwsze i te drugie w nowym, zwariowanym wieku, gdzie czasu jest ciągle za mało muszą być sprawowane i głoszone na najwyższym poziomie, mając na uwadze, czego współczesny człowiek oczekuje od Kościoła „tu i teraz”. I chociaż współcześni gimnazjaliści nie radzą sobie z Trójcą św. to jednak aż 77 % z nich mówi „nie” głoszeniu kazań politycznych. Młodzi ludzie mówią o otaczającej ich rzeczywistości,że to świat plastikowy, gdzie zamiast autorytetów są celebryci z "Pudelka" i "Chwili dla Ciebie". W takim świecie nie jest wcale trudno się pogubić, a co słyszą?
Nie powinno być innych kościołów poza tym jednym – Chrystusowym, jednak tragedia smoleńska, sprawa krzyża z Krakowskiego Przedmieścia pokazują, że następuje coraz większy rozdźwięk pomiędzy Kościołem hierarchicznym a wiernymi.
Pierwszy premier III RP p. Tadeusz Mazowiecki w TP określił to tak:
**
„Wątpię, czy po tym, co wydarzyło się na Krakowskim Przedmieściu, głos polskich katolików w Europie będzie szanowany.Obawiam się, że w naszym kraju mamy do czynienia z katolicyzmem, który cierpi na brak ufności i otwartości, który nie mieści się w ramach demokracji i nie uznaje praw innych.
*
Katolicyzm polski będzie mógł oddziaływać na katolicyzm europejski pod warunkiem, że sam upora się z szacunkiem dla demokracji.
*
Ze spraw konkretnych, które kuleją, a które można załatwić od zaraz, wymieniłbym brak dialogu episkopatu ze świeckimi. Coraz więcej ludzi, zwłaszcza młodych, zaczyna niestety opuszczać Kościół. Żebyśmy się nie obudzili poniewczasie...”
**
Nie ma już Jana Pawła, nie ma ks. J. Tischnera, ale są jeszcze ( m.in.) bp. Józef Życiński i bp. Tadeusz Pieronek, i jego słowa - „ Fakt, ze 72 proc. Polaków nie popiera obrońców krzyża, dowodzi, że społeczeństwo polskie ma jeszcze rozum. Szkoda, ze procent popierających jest aż tak duży, ale cóż zrobić.”
*
Wielu nie mogło darować ks. Tischnerowi słów, że jeszcze nikt nie utracił wiary po przeczytaniu dzieł Marksa i Engelsa, ale niejeden ją utracił patrząc na swojego proboszcza.
Pedofilia, komisja majątkowa, machlojki w banku watykańskim wyglądają zupełnie inaczej, gdy ma się na wyciągnięcie ręki rozumnego i otwartego duszpasterza, społecznika i organizatora, człowieka inteligentnego i naśladowcę św. Franciszka.
Wtedy trudniej jest powiedzieć –„Do widzenia, wrócę - jak będę już stary”.
**
W następnym „wejściu” o tym po co tak naprawdę istnieje Kościół?
*
Zdjęcie: …Wambierzyce:-).