Ta opowieść będzie korespondowała z poprzednim postem tej edycji pt. "Bocian", jednak będzie dotyczyła nie tyle niemożności, a braku perspektyw i odwagi, aby móc założyć rodzinę i posiadać dzieci.
Będzie o miłości na zawsze, która już po krótkim czasie zmienia się w przelotne uczucie.
Młodzi Polacy coraz częściej odwlekają decyzję o dorosłości, coraz częściej są sami, czy tylko z własnej winy?...
**
Opowieść III. Ryż
**
Ryż to symbol dostatku, powodzenia i szczęścia, stąd jest nieodzownym rekwizytem większości zawieranych ślubów i to nie tylko w Polsce. Jednak do decyzji „ powiedz tak” prowadzi młodych ludzi coraz to bardziej kręta droga…
**
Wykształcenie, które w okresie transformacji tak bardzo zmieniło obraz szkoły wyższej nie jest już dzisiaj pewnikiem pozwalającym zdobyć dobrze płatną pierwszą pracę – w tym miejscu warto dodać – jakąkolwiek pracę. Co czwarty absolwent ma do wyboru, albo kontynuować edukację oddalając swój start w dorosłe życie i decydując się na kolejny fakultet lub szkołę, lub też zostać bezrobotnym. W Warszawie jest to cały czas najmniej widoczne – 50 % wszystkich miejsc pracy dla młodych w RP powstaje właśnie w stolicy.
Nie może, więc dziwić, że stolica staje się „Mexico-City”, do którego ciągną zewsząd młodzi ludzie, lub którzy po skończeniu studiów nie wracają do swoich miejscowości, mając tu możliwość startu do lepszego życia. Oczywiście, warto zapytać, jakiej pracy?
*
- W centrum handlowym, pizzerii i w mało płatnych usługach. Korporacyjni HR-owcy przekonują, że drogę do zatrudnienia stwarzają bezpłatne staże. Czy naprawdę wielkich korporacji nie stać, aby zapłacić młodym ludziom stawkę podstawową? Rodzice tychże młodych ludzi wspominają swój start – najpierw 3 miesięczny okres próbny, a potem podwyżka do stawki na danym stanowisku pracy wynikająca z siatki płac. Dziś, okazuje się, że to rodzice mają utrzymywać i wynagradzać stażystów, którzy przecież „nic nie umieją”.
Aż chce się powiedzieć – witajcie w świecie wykształconej, bezpłatnej siły roboczej. Chociaż i to jest pewne – kształcimy w kierunkach lekkich, łatwych i przyjemnych, podczas gdy rynek pracy oczekuje zupełnie innych kadr.
*
Historia zatacza koło – to nie matura i nie studia, ale znajomości i pozycja rodziców stwarza szanse (lub nie) na udany start w dorosłe życie. Coś złego się dzieje, jeśli najwyższy odsetek chorych psychicznie spotykany jest w przedziale wiekowym 25 – 30 lat, bo to świadczy, jakiej presji poddawani są młodzi ludzie i jak są stymulowani przez media i reklamę – „fura, komóra i skóra” i miłe dla oczu wnętrza mieszkań bohaterów telewizyjnych seriali podnoszą poprzeczkę aspiracji coraz wyżej, która później zderza się z ponurą rzeczywistością.
**
Kasa, misiu, kasa.
- 10 „Tysi” to kwota, za którą młodzi ludzie gotowi są na starcie pracować kilkanaście godzin na dobę, poświęcić miłość, nie mówiąc już o przyjaciołach. W szczytowym okresie kariery ma to być kilkadziesiąt tysięcy złotych. Ale może są to wyjątki, bo przecież większość „dzieciaków” chciałby tak, jak ich rodzice i dziadkowie – „po bożemu”.
*
Jednak polski kapitalizm rządzi się innymi prawami, jak ten zachodni. W Polsce nie tyle szuka się niszy, aby ją rozwinąć potem sprzedać wielkiemu konkurentowi, znaleźć następną i powtórzyć ten sam manewr. U nas wszystko sprowadza się do tego, aby ciąć koszty, płacić niewiele, pracować dłużej niż konkurent i poprzez dwucyfrowe wzrosty sprzedaży ustawić w życiu nie tylko siebie, swoje dzieci, ale również potencjalne wnuki. Przy tak rozumianej „etyce” biznesu nie ma szans na dawanie szansy na godziwy start młodym. Bo gdy jedni odejdą, przyjdą następni. Zawodzą fundusze typu „ pierwsza praca” subsydiowane przez państwo – dopóty państwo płaci, dopóty młody człowiek ma pracę, potem należy go zwolnić, aby interes mógł się kręcić z kolejnym absolwentem itd.
*
Polski rynek pracy dotyka kwadratura koła – mieć dyplom uczelni, 25 lat, dwa języki obce i najlepiej 5 do 8 lat doświadczenia na stanowisku, na które się aplikuje.
Michał Boni wskazuje wprost, jakie warunki muszą być spełnione, aby dwudziestoparolatek stał się dorosły. „Po pierwsze: mieć pracę, po drugie – mieć wynagrodzenie, które daje szansę na samodzielność życia pierwszego stopnia, dla siebie. I po trzecie: mając pracę i samodzielność, zacząć odczuwać satysfakcję zawodową i widzieć perspektywy rozwoju. A po czwarte – uzyskać samodzielność drugiego stopnia, mieć poczucie bezpieczeństwa w zakładaniu rodziny, posiadaniu dzieci i ich wychowywaniu”.
**
„Powiedz tak”.
To już inne czasy – ten najważniejszy dzień w życiu nie może być radosną twórczością, a przemyślanym w każdym calu wydarzeniem. Tu warto dodać – takim wydarzeniem, w jakim główni bohaterowie i ich goście nie brali jeszcze udziału, a jeśli tak to poprzeczka idzie zdecydowanie w górę. Wokół ceremonii zaślubin wyrósł nowy przemysł – począwszy od trenerów pierwszego tańca, poprzez konsultantów ślubnych, speców od make-up’u i wizażu a na profesjonalnej oprawie światła i dźwięku skończywszy. Ceny – od kilkudziesięciu do kilkuset tysięcy za ten jeden, jedyny dzień.
*
Rzadko, kiedy wydatki ponoszą sami młodzi, najczęściej płatnikami są rodzice, którym potem niełatwo przychodzi rozliczyć się z drugą stroną. Dość powiedzieć, że dziś biednych nie stać na ślub, chociaż zdarzają się coraz częściej takie sytuacje – zamiast kwiatów kupony Lotto, lub datki na ośrodek ociemniałych w Laskach, zamiast przyjęcia do białego rana tylko wystawny obiad.
Dziś o wyborze kościoła decyduje bliskość weselnej sali, wystrój kościoła i sama osoba celebransa – narzeczeni radzą się na internetowych forach, co inni sądzą o kościele w Radości lub na Placu Szembeka? W przeszłość odchodzi zasada, że ślub bierze się w parafii panny młodej, bo co w tej sytuacji, gdy ona, albo oboje nie są urodzeni w Warszawie? Jednak coraz trudniej nie zauważyć, że w samej uroczystości coraz bardziej chodzi o oprawę, a nie o treść.
I być może, dlatego co czwarte małżeństwo się rozpada…
*
Justyna i Andrzej niecałe cztery lata temu powiedzieli sobie tak w „okrągłym” kościele pw. Aleksandra, na Placu Trzech Krzyży. Ona z Radomia, on rdzenny warszawiak. Oboje są jedynakami. Andrzej już wówczas trzydziestolatek szukał długo, Justyna miał być „forever”,
Rodzice Andrzeja zadeklarowali daleko idącą pomoc, na początek udostępniając młodym piętro domu. Zmieniały się koncepcje – kupno działki i budowa domu, potem może jednak mieszkanie blisko metra? Justyna – dziś kobieta 33 letnia mówi, że nie jest stworzona do mieszczańskiego trybu życia, że wczasy za granicą to za mało, ona chciałby więcej w życiu zobaczyć, że owszem powiedziała tak, ale nie obiecywała wspólnej spłaty kredytu hipotecznego. Od stycznia nie są razem, od dwóch miesięcy mają rozdzielność majątkową, odkładając oficjalny rozwód na później. Czy była walka o związek? Może.
W kolorowych pismach radzą – raczej zmień, niż walcz. Nie męcz się, po co?
*
Tomasz popełnił błąd – zbyt długo szukał, potem zbyt długo remontował i wyposażał mieszkanie, mieszkając u teściowej ( rozwiedzionej) „za szafą”. Sam późno wracał biorąc po dwa etaty i jeszcze robiąc fuchy po znajomych. Dziecko nie powstrzymało erozji związku.
Na decyzję o rozwodzie miała wpływ jego teściowa – „murzyn” zrobił swoje – spłacił kredyt jej córki za mieszkanie, wyremontował i wyposażył, spłodził dziecko, teraz może odejść, niech tylko jeszcze płaci alimenty na matkę i dziecko. Jemu – praktykującemu katolikowi świat zawalił się na głowę. Dostrzega swoją winę – nie przeciął pępowiny między matką i córką, w pogodni za wysokim standardem wykończenia wspólnego „M” może stracić wszystko, jeśli tylko sąd orzeknie o jego winie.
*
Kobiety w ciąży, szukają innych kobiet w ciąży, bo to je utwierdza w przekonaniu o podjęciu dobrej decyzji. Rozwiedzeni lub myślący o rozwodzie, poszukują w otoczeniu innych będących w tej samej sytuacji - „bo jeśli oni, to ja również mogę to zrobić”.
A ten strach – „czy nam się uda?” - wynika tu raczej z uwarunkowań światopoglądowych, kulturowych, z tego, na czym młodzi chcą budować wspólne życie. To prawda, że przeciwności się przyciągają, ale to podobieństwa decydują o sile związku i jego perspektywach. Młodzi ludzie, zwłaszcza młode kobiety, najczęściej przemierzając pieszo setki kilometrów w drodze na Jasną Górę mają tę jedną intencję – aby mogły spotkać na swojej drodze chłopaka wyznającego te same wartości w życiu, lub aby ten, którego już spotkały był dobrym mężem.
**
Dużo mówi się i pisze o wsparciu młodych małżeństw taką polityką prorodzinną, która pomogłaby połączyć pracę zawodową z wychowaniem dzieci, bo przecież dzieci są naturalną konsekwencją decyzji o byciu razem, jednak wszystko wskazuje na to, że uprawiając dalej politykę czystej hipokryzji spełni się czarny scenariusz, że nasz kraj będzie starzał się coraz szybciej i coraz trudniej będzie o tzw. zastępowalność pokoleń.
Proces starzenia udaje się powstrzymać w krajach starej Unii, u nas wybiera się półśrodki lub zamiata się pod dywan, bo przecież - „jakoś to było, jakoś to będzie”.
Element pierwszy, o którym wielu zdaje się zapominać to przytoczona wyżej zdanie z wywiadu Michała Boniewo dla Tygodnika Powszechnego.
Element drugi- to, jeśli młodzi ludzie mają już pracę, to często jest to umowa o dzieło lub zlecenie, lub też umowa na czas określony, co skutecznie powstrzymuje kobietę przed zajściem w ciążę.
Decydując się na dziecko, trzeba wziąć pod uwagę przede wszystkim aspekt ekonomiczny – mając kredyt na głowie, aktywnych zawodowo dziadków ( późniejsze przechodzenie na emeryturę) lub kochanych rodziców na drugim krańcu Polski – oznacza to, że przez pewien czas będzie na wszystko musiała wystarczyć jedna pensja, potem okazać może się i tak, że ta druga będzie konsumowana przez opiekunkę pracującą na czarno, bo jak inaczej?
Macierzyństwo naszym rodzimym biznesmenom jawi się jak najgorsze zło, jeżeli nawet przedsiębiorca przyjmie do wiadomości fakt narodzin, to po urlopie macierzyńskim kobieta ma do wyboru, albo urlop wychowawczy, albo konieczność poszukania sobie innej pracy.
Cały czas mowa jest o tym pierwszym dziecku, a gdzie jest czas i miejsce, oraz środki na drugie i trzecie? Dopiero troje dzieci daje nam szanse na ową zastępowalność.
Polska to nie Francja, gdzie liczba dzieci określa status majątkowy – dużo dzieci oznacza zamożność. Polaków nie stać na więcej niż jedno dziecko – w W. Brytanii wychowanie i wykształcenie dziecka do 21 roku życia kosztuje tyle, co kawalerka w Londynie tj. ca’ 200 tys. funtów.
Zaklinacze rozrodczości w RP apelują do pracodawców, aby ci tworzyli przyzakładowe żłobki i przedszkola, a więc zdejmowali ten obowiązek z państwa. Dziś pomysłem na ulżenie budżetowi jest rezygnacja z ulgi prorodzinnej lub jej zmniejszenie.
**
Jak widać ryż nowożeńcom – bohaterom jest bardzo potrzebny, aby móc zaklinać niewesołą rzeczywistość…
„Najmniej chętne do rodzenia są kobiety w wieku około 30 lat - wynika z sondażu CBOS publikowanym przez Dziennik Gazetę Prawną. Ekspertów to nie dziwi - gdyż to właśnie na barkach pań tradycyjnie spoczywa ciężar zajmowania się rodziną. I to właśnie kobiety mają problem z powrotem do pracy po urodzeniu dziecka.
Z sondażu wynika, że ponad połowa z pytanych ma już dzieci, i więcej mieć nie chce. Co piąty nie planuje potomstwa, bo ma trudną sytuację materialną, a co dziesiąty - po prostu nie chce mieć dzieci.”
*
Rychu
*
zdjęcie: dziecinowo.pl