Ten post pozwolę sobie potraktować, jako suplement do Dnia ojca. Jak można przeczytać na niepełnosprawnych.pl – to dzień, o którym wielu nie pamięta, bo też wielu ojców znika na wieść, że ich dziecko będzie sprawne inaczej. Kryzysem ojcostwa można zajmować się poważnie i dogłębnie, ale nie o kryzysie będzie dziś mowa…
*
Na piątkowy wieczór 11 czerwca wyznaczono zbiórkę 20 jachtów wypożyczonych z różnych czarterowni w Giżycku - tak, aby w sobotni poranek rozpocząć kolejny już – trzeci rejs, na który tym razem miało się składać żeglowanie w kierunku północnym. Na łódkach znaleźli się: „szczypiorki”, opływani i wytrawni żeglarze. Cenę wynajęcia jachtu, wykonania bandery dla każdej łódki i czapek dla wszystkich uczestników ograniczono do niezbędnego minimum – bez względu na wiek wyniosła ona 560 zł ( piątek – wtorek) od osoby. Najlepiej na tym wyszli ojcowie z małymi dziećmi, a to ze względu na ograniczoną powierzchnię do spania – założenie było takie, że nie tylko żeglujemy, ale również żyjemy na łódkach 24 h na dobę.
*
Rejs ojców z dziećmi poza tym, że miał zwrócić dzieciom swojego rodzica, na co dzień zajętego wszystkim, ale nie swoimi pociechami, to dodatkowo miał budować wspólnotę, szczególnie tam, gdzie ze względów organizacyjnych spotkali się przypadkowi ludzie, a przecież wiadomo, że aby wspólnie żeglować trzeba się bardzo lubić, bo na kilkumetrowym jachcie wcale nie trudno o konflikty.
*
Wyprawę po mazurskich jeziorach zorganizowało grono zapaleńców zapraszając do udziału ojców z pobliskich okolic – Otwocka, Józefowa i Falenicy. Nie był to jednak zwykły rejs – organizatorzy chcieli, aby potraktować to wydarzenie, jako wyprawę również w głąb samego siebie. Miały w tym pomóc rozważania na każdy dzień, modlitwa i Msza św.
Postacią charyzmatyczną jest niewątpliwie Padre Andre – ks. Andrzej z miękkim „r” ( może dlatego tak z francuskiego: -)), któremu pomagał misjonarz z 14 letnim stażem ( Papua Nowa Gwinea) – ks. Piotr. W trakcie homilii ks. Piotr zabierał dzieciaki w osobne miejsce, a wówczas ks. Andrzej mówił do ojców ( przysłuchiwało się temu sporo nastoletnich dzieci)
– „ Noc nie załatwia dnia. To dzień przybliża do nocy. Rozumiesz? Myślę, że rozumiesz”.
W trakcie rejsu był to inny kościół – to mężczyźni „musieli” śpiewać i to oni gremialnie przystępowali do Komunii św. ( dwie postacie i dwie formy:-)).
*
Nie było żadnej „nachalności” doktrynalnej – była „wędka”, na którą każdy miał szansę coś złowić. Dla jednych były to długie „terenowe” spowiedzi, dla drugich …trzy piwa na śniadanie i Jack Daniels na wieczór, chociaż tych ostatnich była chyba tylko jedna łódka…nasza:-((.
*
Dziś ojcowie proponują męską rzecz ( bez dzieci?) – rejs po Bałtyku na wyspę Bornholm.\
Dwa terminy – jeden wrześniowy i jeden wczesno październikowy. Ktoś reflektuje?
Proszę o maila: jonasz_1960@o2.pl