"Najlepsze miejsce do mieszkania latem i najgorsze do mieszkania zimą" – to najczęściej spotykana opinia odwiedzanych nowych mieszkańców rubieży Wawra przez ich znajomych i członków dalszej rodziny. I chociaż teraz wchodzimy w ten najpiękniejszy okres roku i bytowania w dzielnicy pozbawionej dobrych dróg, wodociągów i kanalizacji, to wszyscy ci, którzy przechadzają się po okolicy, jeżdżą rowerami i biegają coraz częściej zadają sobie pytanie – a czy tu w ogóle jest jakiś państwowy skrawek lasu? Znikają dukty, znikają ścieżki, nie ma już praktycznie możliwości, aby wyjść z domu idąc w jedną stronę i wrócić doń z drugiej…
**
To fakt - pomarańczowych kołków przybywa, bo też większość ziemi i lasu ( dla wielu bezwartościowego) jest w rękach prywatnych, a jeśli tak to obowiązuje również i tu święte prawo własności.
A las? No cóż - z jednej strony dowiadujemy się, że były tu przymusowe zalesienia, z drugiej dzielnica, a wcześniej gmina Wawer podkreśla, że opracowując miejscowe plany zagospodarowania terenu nie będzie ludziom robiła w poprzek – wszędzie tam, gdzie nie ma MPK, a jest jedynie jego otulina dopuszczać będzie zabudowę osadniczą, co w praktyce sprowadzać ma się do pozostawienia 70 % działki, jako terenu biologicznie czynnego – 30 % ma przypadać na dom i podjazdy.
Wszyscy spacerowicze, chodzący na kijki i rowerzyści nie raz i nie dwa dziwią się, że na terenach już zurbanizowanych lub na takich, które mogłyby nimi być nie widać gospodarza – wysypiska śmieci, przewracające się chałupy i pochylające się płoty są niemymi świadkami działowości gospodarzy i sąsiadów. I tak oto jeszcze raz okazuje się, że łatwiej jest „okołkować” las, łąkę, niż rewitalizować tereny i działki, które szpecą sąsiedztwo.
Owszem - jakiś procent z tych zaniedbanych gruntów ma nieustalone do końca prawo własności, lub też zbyt wielu spadkobierców, lub też „nie woła jeść”, a więc w opinii ich właścicieli może czekać, stąd zainteresowani kupnem udają się dalej i dalej w głąb przyrody.
A jeśli tak, to i sami właściciele łąk i lasu muszą się mentalnie przygotować – „teren prywatny, nie wchodzić” – to zwykle pierwszy znak końca swobodnego przejścia i przejazdu.
*
Do historii przeszło zaoranie drogi i opalikowanie dużej powierzchni terenu z wykorzystaniem sznurka do bielizny.
Coraz częściej będziemy musieli liczyć się z tym, że chociaż las będzie w zasięgu wzroku, to nie będzie można do niego dojść, czy dojechać.
Metody zabraniania i zagradzania stają się coraz bardziej wysublimowane – już nie sosnowe gałązki, ale szlabany, już nie tyczki i sznurek, ale solidne bale i drut oraz usuwanie z kory drzew znaków o szlakach pieszych i rowerowych, rowy i doły…
*
Niedzielny poranek, dla niektórych to dopiero świt lub nawet środek nocy, na granicy działki zaparkowane terenowe Volvo, straszy mężczyzna w pocie czoła kopie rów w poprzek drogi idącej wzdłuż ściany lasu ( działka sięga głęboko w las).
- Ten rów na czołgi?
- Panie, na ludzi. Oni jeszcze gorsi od czołgów.
Po drugiej stronie rośnie osiedle domów…
- To, kiedy Pan się zaczyna budować ( wielkość działki ogrodzonej rok wcześniej przy pomocy bali i drutu sugeruje zabudowę szeregową lub sąsiedzką spółkę)?
- A Panie, może za trzydzieści lat…
*
I tu jest pies pogrzebany.
Nie można dziwić się właścicielom, że dojrzewają do stanu, aby pokazać, że ta łąka, ta droga i ten las do kogoś należą. Nie może dziwić ich wściekłość, że słupki, druty i sznurki oraz szlabany są niszczone przez niektórych z nas, którzy nie widzą …sensu tego zagradzania.
Każdy rów, każda barykada i każde zasieki mogą się zemścić – las to nie tylko dobrodziejstwo, las to także zagrożenie pożarem i burzą ognia, która w ciągu kilku minut może zamienić piękne wille w zgliszcza i to tylko dlatego, że straż nie miała jak dojechać do miejsca pożaru.
Łąka lub las podlegający urbanizacji nakłada na sprzedającego obowiązek wytyczenia dojazdów do działek, wytyczenia dróg komunikacyjnych – one powstają w momencie rozpoczęcia budów – i wtedy dopiero istniej szansa, że straż dojedzie tam, gdzie powinna, wcześniej może skorzystać tylko z tych zagrodzonych duktów.
Zagradzanie ma sens tylko wtedy, gdy już za chwilę zjawia się inwestor, gdy już za chwilę startuje budowa. Jeśli tak się nie dzieje to trudno dziwić się tym wszystkim, którzy przez tyle lat chodzili i jeździli, a dziś nie mogą, bo właściciel powiedział „już dość!”.
Gdy na tyłach przedłużenia Złotej Jesieni zagrodzono szlak prowadzący na łąkę i do lasu grodząc teren przy wykorzystaniu tzw. siatki leśnej właściciel zagrodzonego terenu wykonał „ objazd”, co uchroniło ogrodzenie przed dewastacją. Jednak większość zagradzających tego nie robi.
Dlaczego zabraniamy i zagradzamy, dlaczego budujemy barykady na ścieżkach nie mając zamiaru budować i grodzić terenu solidnym płotem?
O tym warto rozmawiać. Zapraszamy do dyskusji właścicieli…