Na kilkadziesiąt godzin przed najbardziej rodzinnym wieczorem w roku spotkali się Jonasz i Rychu. Usiedli nieopodal będącego jeszcze w budowie falenickiego żłóbka z zamysłem, że później przeniosą się do cukierni p. Kozaka. Rozmowa dwóch światów – realnego i wirtualnego doskonale wpisuje się w magię świąt Bożego Narodzenia i stanowi niejako kontynuację „Rozmów przy otwartym mikrofonie”…
***
Rychu (R.) – Pamiętasz, że mieliśmy jeszcze kiedyś porozmawiać?
Jonasz (j.) – Pamiętam, ale dziwię się, że nie latasz po świątecznych promocjach (smiech).
**
R. – Nie latam, ale odnoszę wrażenie, że okres przed Bożego Narodzenia (BN) jest niczym zwiastun nadejścia końca świata. Ludzie biegający w konsumenckim amoku po galeriach handlowych, korki i brak miejsc do parkowania. Czy Ty znasz już odpowiedź, które święta mają przewagę?
*
j.- Według mnie sprawa wygląda tak, – co warte byłoby BN, gdyby potem nie było Wielkiej Nocy? A Wielkiej Nocy być by nie mogło, gdyby wcześniej nie było BN i tyle:).
A jeśli chodzi o nasze zachowanie, to tu też już widać różne postawy. Starsze pokolenie wychowane w niedostatku, cały czas próbuje jeszcze dbać o obfitość świątecznego stołu, chociaż dzisiaj wygląda to tak – zamiast szynki po 19 złotych, kupujemy tę za 30 wierząc, że zawartość szynki w szynce rośnie wraz z ceną. Młodsi z kolei poddawani są presji innej konsumpcji – wigilijny clubing, zimowe wakacje w górach lub wygrzewanie się na egzotycznej plaży, co ma skutki uboczne w postaci samotnych rodziców w czasie, gdy nikt nie powinien być sam, szczególnie w Polsce.
**
R. – A Twoje wigilie, szczególnie te dawne?
*
j.- Jak każdy, mile je wspominam i doceniam po latach.
Pamiętam stół, na którym chybotały się talerze, bo pod obrusem leżało siano, a w sianie pieniążki, których zawsze, jako dzieci szukaliśmy po skończonej kolacji. Pamiętam lata śnieżne i konieczność przemieszczenia się ze wsi do wsi drogą przez las, saniami lub furmanką. Rodzice pochodzili z sąsiednich wsi, co skutkowało dwiema wigiliami. Potem, gdy mieliśmy już telewizor, nie bardzo chciało mi się jeździć, bo akurat w święta był atrakcyjny program. Później, gdy zachorowała moja mama i z konieczności spędzaliśmy wigilię w cztery osoby zaczęliśmy doceniać z siostrą tamten czas.
**
R. – A potem na Pasterkę…
*
j.- A tu Cię rozczaruję – do kościoła było 7 km, Później, gdy już nie jeździliśmy na wieś to jak najbardziej. Nie lubię tłoku, a przy ołtarzu było jeszcze najluźniej, więc opłacało się być ministrantem ( śmiech). W dorosłym życiu pasterki mogę policzyć na palcach jednej ręki.
Na przykład na Gocławku, w ciągu dwunastu lat mieszkania w bloku na pasterkę wybrałem się zaraz po sprowadzeniu się i przed wyprowadzką.
**
R. - A w Aleksandrowie?
*
j.- A byłem – raz i oczywiście w pierwszym roku po przeprowadzce. Po powrocie powiedziałem do żony, że tu nie mając prawdziwego futra czułaby się OK.
W poprzedniej parafii byłaby w mniejszości (śmiech). Generalnie czas pasterki pozostawiam tradycjonalistom, bo sam podobnie jak Onufry Zagłoba nie lubię tłoku.
**
R. – Boże Narodzenie, czyli co tak naprawdę?
*
j.- To kolejna szansa na zasypanie dzielących nas rowów obojętności, urazów i uprzedzeń.
To wspomnienia z dzieciństwa i młodości nakładające się na czas teraźniejszy.
To praktykowany od kilku lat zwyczaj wspólnego kolędowania w oparciu o śpiewnik z GW.
To wizytowanie szopek w kościołach i robienie zdjęć wystawom sklepowym na Nowym Świecie.
To dotykanie bliskości Boga i drugiego człowieka, tym bardziej, że w tym roku będzie już tylko jedna wigilia, a dwa zajęte dotąd krzesła będą stały puste…
**
R.- Widać kryzys w tym roku?
*
j.- Kryzysu w najbogatszym mieście 38 mln. kraju to raczej nie zobaczymy, ale wydaje mi się, że widać pewną zmianę - jest na rubieży Warszawy mniej zewnętrznych dekoracji.
A to może oznaczać, że jednak zdecydowaliśmy się oddzielić czas Adwentu od Bożego Narodzenia. W końcu nasz dom, to nie centrum handlowe:)
**
R. – To na koniec jeszcze pytanie. Skąd się wziął „Jonasz”?
*
j. – Jak to w życiu bywa – z… przypadku (śmiech).
Księga Jonasza jest jedną z najkrótszych w Biblii. A sam jej bohater dość nierówny i uciekający przed misją, co nie oznacza, że podobnie jak Blues Brothers czuję, że taką misję otrzymałem. W tym wypadku Jonasz wziął się ze sprzeciwu wobec decyzji poprzedniego ordynariusza naszej diecezji. Na szczęście ten etap Aleksandrów ma już za sobą.
**
R. – To, co skoczymy na herbatę do p. Kozaka?
*
j.- Ok., ale Ty płacisz ( śmiech)
***
Zdjęcie pochodzi ze zbiorów Jonasza – jedna z wystaw na Nowym Świecie.