Wbrew pozorom nie będzie to post o tematyce religijnej. Gdyby „ława przysięgłych” złożona z lokalnych internautów, którzy wypowiedzieli się na łamach portalu GW i „ tvn warszawa.pl” mogła skazać kierowcę, który późnym, ( bo listopadowym) popołudniem zbiegł z miejsca wypadku, do jakiego doszło przy ul. Lucerny w Aninie zrobiłaby to w ten oto sposób: „Jaja wyrywać, kastrować, w dupę szpile wbijać.” lub: „tylko kara śmierci może coś w tym kraju zmienić, bo nikt nikogo się nie boi”.
A przecież każdy medal ma dwie strony, a w tej sytuacji nawet trzy i są to: kierowcy, rowerzyści i piesi…
*
W zależności od okoliczności każdy z nas staje się jednym z ww. użytkowników polskich dróg.
Jakich dróg? Powiedzmy sobie szczerze – fatalnych. Niektórzy z komentujących materiał zauważali ten fakt – peryferyjne ulice, jeśli nawet mają dobrą nawierzchnię ( a ul. Lucerny taką ma) mają oznakowanie poziome wykonane farbą kiepskiej jakości - taką samą pomalowane są również zebry, po których przechodzą piesi i przejeżdżają rowerzyści, ( chociaż to prawnie zabronione - chyba, że obok ciągu pieszego jest ciąg rowerowy). Latarnie, jak te na przykład przy Zagórzańskiej oświetlają przydomowe ogródki, a nie połacie jezdni.
I to na takie drogi wyjeżdżają, często bez wyobraźni kierowcy, rowerzyści i wychodzą pozbawieni elementarnej wiedzy piesi. Dotyczy to zarówno młodych, jak i starych. Kobiet i mężczyzn. Wówczas wystarczy tylko chwila …
*
Zacznijmy od kierowców.
Ucieczka z miejsca wypadku jest rzeczą jak najbardziej naganną i godną napiętnowania.
Warto jednak zapytać – dlaczego uciekł? Może jechał na podwójnym gazie? Może gadał przez komórkę i nie zauważył strszego męzczyzny w ciemnej kurtce na rowerze, na przejściu dla pieszych? Może uciekł, bo doznał szoku? A może zadział zwierzęcy instynkt samozachowawczy – „uciekaj, przecież nie udowodnisz, że nie jesteś słoniem!”
Bo w takiej sytuacji to zawsze kierowca jest winien. Na nic się zda świadek, jeśli będzie nim ktoś, kto jechał razem z owym nieszczęsnym kierowcą. Na nic nie przyda się zeznanie innego kierowcy, jeśli za feralnym samochodem jechał kolega lub przełożony z pracy.
Dlaczego uciekł?
A czy miał wyrobiony nawyk, aby nie uciekać? A czy był przeszkolony, jak ma się zachować w takiej sytuacji? Polskie prawo nie traktuje wszystkich użytkowników dróg z jednakową miarą, co z jednej strony jest zrozumiałe, bo nie każdy ma pistolet lub karabin w ręku, a tymi stają się mały Fiat i Nissan Patrol w rękach młodych, niedoświadczonych lub zestresowanych kierowców. Gorzej, bo polskie prawo nie traktuje jednakowo nawet samych kierowców. Jedni po zdaniu prawa jazdy zapominają, że istnieje coś takiego jak Kodeks Drogowy.
Otrzymują prawo jazdy dożywotnio i nie przechodzą żadnych badań. To oni w większości holują swoje auta na włączonych światłach awaryjnych. To oni w przypadku stłuczki, lub większej kolizji, jednak bez udziału rannych i zabitych stoją bezradnie na środku jezdni, bo skąd mają wiedzieć jak się zachować i skąd mają wiedzieć, że taka wyczekująca postawa kosztuje 300 złotych? Na drugim biegunie są kierowcy prowadzący samochody służbowe, traktowani z cała surowością, bo to oni tworzą 60 % ruchu na polskich drogach. I nie jest ważne, czy ten samochód służbowy służy im tylko na dojazdy do i z pracy, czy też robią kilkadziesiąt kilometrów po mieście.
To oni podobnie jak kierowcy TIR-ów, taksówkarze i kierowcy autobusów zostali zobligowani przez polskie prawo pracy do przechodzenia, co 5 lat psychotestów i szczegółowych badań lekarskich. Od psychologa zależy, czy
służbowy samochód i kartę kredytową zamienią na pracę „na kasie” w hipermarkecie. Bo nie ma wśród nas zbyt wielu strażaków ( najzdrowsi ludzie w RP), nie ma też wielu komandosów. Za to wielu ma oczopląs, wielu nie widzi na jedno oko, wielu jest nadpobudliwych i ma kłopoty z refleksem, czy też wieczorem zapada na kurzą ślepotę.
Wszyscy możemy jeździć samochodami, bo prawo ma być na tyle elastyczne, aby każdy miał podobny start w dorosłe życie. Ale też tylko kierowcy samochodów służbowych przechodzą raz po raz treningi, jak należy zachować się w sytuacji dramatycznej na drodze, to oni mają apteczki, nożyce do przecinania pasów i sygnalizacyjne flary. Reszta z nas nie musi nic wiedzieć, ani nie musi nic mieć poza oczywiście prawem jazdy.
Ten kierowca, jeśli tylko nie jechał kradzionym samochodem już odbywa swoją karę, nadsłuchując okrzyku „Policja” i rozpamiętując zdarzenie, które zniszczyło mu życie. Być może został już ujęty, ale o tym w gazetach nie musimy już przeczytać.
*
Polacy przesiadają się na rowery!
To tytuł jednego z artykułów w dzisiejszej „Rzepie”. Cóż tylko przyklasnąć takiej postawie drogich rodaków – zdrowo i ekologicznie…
Socjalistyczna Polska lat 70 –tych ubiegłego wieku. Uczniowie piątych klas jednej z wawerskich podstawówek nerwowo oczekują na szkolnym korytarzu na wezwanie na egzamin. To pierwszy poważny egzamin w ich życiu.
Potem kilka tygodni później większość, która solidnie uczyła się przepisów ruchu drogowego z książek dla dorosłych kierowców obierze, w trakcie uroczystego apelu, pierwsze swoje prawo jazdy – kartę rowerową.
Od tej pory ilekroć wyjadą na ulicę mają mieć przy sobie dwa dokumenty – kartę i legitymację szkolną.
Dziś dziecko i nastolatek ma chodzić na basen, grać w tenisa, tańczyć i robić masę innych rzeczy. Aby poruszać się po drodze nie musi mieć karty rowerowej. Aby wypożyczyć rower wodny lub kajak nie potrzebuje ani on, ani jego rodzic legitymować się kartą pływacką. To jest wolność, to jest brak przymusu.
Tak jak polscy kierowcy sieją strach, tak polscy rowerzyści są żywymi progami zwalniającymi. Po co kaski, po co odblaski, po co oświetlenie? Po co w końcu schodzić z roweru na przejściu dla pieszych?
Po to, aby ŻYĆ! Siostra zakonna, gdyby zeszła z roweru w pobliskiej Radości nie zostałaby potrącona przez kobietę kierującą pojazdem, która miała jeszcze szanse uderzyć w rower lub wyminąć pieszą z rowerem, ale już nie rowerzystkę. Prawo w Polsce jest bardzo wyrozumiałe dla rowerzystów, dlatego jazda bez „trzymanki”, z komórką przy uchu i po jednym piwku to standard. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, warto, więc, aby będąc rowerzystą poczuć się przez chwilę kierowcą samochodu, który wykonuje manewr skrętu w prawo. Co widzi kierowca? - Przejście dla pieszych wolne od przechodniów. Co widzi rowerzysta wjeżdżający na to przejście z pełną prędkością? – Zielone światło dla pieszych, jednak to nie zielone światło dla rowerzystów.
A w tej sytuacji kierowcy będzie bardzo trudno udowodnić, że nie jest słoniem…
Kampinos, jedna z sierpniowych niedziel.
W jednym z sezonowych barów do dwóch mężczyzn, którzy wyglądają na ojca z synem podchodzi kobieta i chwali ich za jazdę na rowerach w kaskach. Po chwili dodaje, że jej syn tego nie robił – tylko przytomność synowej, która jest lekarką uratowała mu życie, po tym jak konar drzewa wbił mu się w głowę. Dziś ma kłopoty z porozumiewaniem się …
*
Jesteś gruby, jesteś płaski
Ważne abyś nosił odblaski
Polacy to naród praktyczny – kupując ciemne ubrania wiedzą, że w tej sytuacji zawsze tańsza będzie ich eksploatacja ( nie trzeba często prać), ale też stają w ten sposób rycerzami ciemności, których z mroku wyłowić może tylko skoncentrowany kierowca, ale jak długo można być skoncentrowanym? Polacy to również naród, który z trudem potrafi chodzić i nie chodzi tu tylko o chodniki, ulice, ale również pasaże tak lubianych centrów handlowych ( nie prawą stroną, a środkiem). A umiejętność chodzenia powinna być utrwalana od najmłodszych lat, bo później, gdy nadchodzi jesień, deszcz i ciemność wiedza o poprawnym chodzeniu jest na wagę życia i zdrowia. Nie potrafią chodzić dzieci, nie potrafią chodzić ich dziadkowie.Nie potrafią chodzić matki z dziećmi w wózkach. Jak chodzą?
Prawą stroną mając za plecami nadjeżdżający samochód, często w dwie, trzy osoby i w kapturach na głowach.
Bywa, że idą krawędzią jezdni, chociaż po drugiej stronie jest nawet chodnik - ale, po co aż tak się forsować?
I w tym momencie nadjeżdża samochód, ten jadący z naprzeciwka ma źle ustawione światła, lub też nasz kierowca stara się jednocześnie minąć z najeżdżającym pojazdem i ominąć pieszego, którego widzi tylko plecy.
Gdyby widział twarz, to jeden lub drugi powiedziałby w myślach „pass” i do tej tragedii mogłoby nie dojść.
Odblaski? Taki obciach? - Ale ratujący życie!...
Nowy Świat w Warszawie, przy krawędzi jezdni stoją ludzie oczekujący na zielone światło dla pieszych.
Jeden z nich ginie na miejscu uderzony w głowę lusterkiem nadjeżdżającego autobusu…
*
Na krzyż z nim? To, kto poda młotek i gwoździe?
**
Rychu