Tak, wiem, że ta niedziela przechodzi do historii i, że jakby było na słowo już trochę za późno, ale też wiem, że wielu forumowiczów f.pl bez najmniejszego żalu opuszcza te posty, bo może kliknąć na zakładkę parafii w Falenicy lub poszukać czegoś dla siebie.
Ależ też zdaję sobie sprawę, że szukanie nie jest teraz modne. Teraz modne jest minimum wysiłku bez zadawania niepotrzebnych pytań, zwłaszcza gdyby miały to być niewygodne pytania. I chociaż jestem nieco spóźniony, pozwólcie, że chwilę zatrzymam się nad słowem tej mijającej niedzieli…
*
Pierwsze czytanie to fragment Księgi Rodzaju.
Na przełomie lat 60/70 w jednej w południowo praskich ( nie było wówczas ani gminy, ani dzielnicy Wawer) podstawówek w jednej z klas 1-4 miało miejsce takie zdarzenie – klasa podzieliła się na dwa obozy. Jedni ( a była to większość) twierdzili, że Bóg stworzył człowieka ( i nie pamiętam, czy mówiliśmy o 7 – mio dniowym dziele stworzenia?), druga ( mniejszość nieuczęszczająca na religię) zdecydowanie opowiadała się za pochodzeniem człowieka od małpy ( taka skrótowa teoria ewolucji). O tym, kto ma rację miała zdecydować praktykująca nauczycielka – nie pamiętam, jak wybrnęła z tej trudnej sytuacji? Na tamto wspomnienie nakłada mi się dziś informacja o naszej pra, pra … matce z Afryki, sprzed 4 tys. lat i film z ubiegłego tygodnia o jednej z amerykańskich sekt z prorokiem i biskupem mającym 8 żon i 46 –ro dzieci ( TVP1).
Bo z jednej strony jak wyjaśnić ludziom ponad 2 tys. lat temu skąd się wzięli, a z drugiej - gdyby wszystko było oczywiste to potrzebna byłaby jakakolwiek wiara?
To, co jest w naszym ciągłym pytaniu takie „cool” ( coś z języka współczesnych nastolatków) to obawa, że do końca nie mamy stuprocentowej pewności:-). Że cały czas mimo całej naszej wiedzy jest miejsce na wiarę. Ale też i co tu dużo ukrywać - pokolenie sp. Marka Edelmana miało prawo widząc Holocaust zapytać o sens wiary, ale to już materiał na inne „P.S.”
Wspomniałem o Ameryce i robieniu ludziom „wody z mózgu” przy wykorzystywaniu dosłownie przekazu Biblii adresowanego do naszych przodków, dla wyjaśnienia współczesnemu człowiekowi świata przełomu 20/21 wieku. Wydaje się, że Bóg chce nam powiedzieć – jak masz głowę, to główkuj. Nie zapominaj, że dla kogoś, kto spędził całe życie na pustyni, najlepszym obrazem raju będzie ogród pełen bujnej roślinności i źródeł krystalicznie czystej wody…
*
Jeszcze trudniejsza wydaje się być dzisiejsza Ewangelia poświęcona rozwodom. Bo chociaż nie jest dobrze, aby mężczyzna był sam ( to jeszcze z Ks. Rodzaju) to obecnie małżeństwo przypomina twierdzę do której jedni chcą wejść ( tylko 6 % ankietowanych przyjmuje z radością bycie singlem), a drudzy chcą zeń już wyjść. A z tym wiąże się to, czego do końca zrozumieć nie mogę, że będąc np. trzy razy żonatym wobec państwa, mogę stanąć na ślubnym kobiercu w kościele, a w drugą stronę to nie działa…
Oczywiście najlepiej byłoby uniknąć rozwodu, którego powodem poza zdradami, niedopasowaniem charakteru, mogą być dziś chrapanie lub niewłaściwe… krojenie żółtego sera ( powód podany przez znajomą).
Zawieramy nasze związki coraz później, a jednak wydaje się, że zapominamy o takich podstawowej dewizie jak - zawsze znajdzie się ktoś ładniejszy, bogatszy i mądrzejszy oraz zbyt szybko zdejmujemy nasze obrączki, bo nam „spuchły” już palce…
Na tegoroczne wakacje zabrałem ze sobą nowe przygody komisarza Eberharda Mocka, który tym razem zawędrował z Breslau do Lwowa i „Sedno sprawy” Grahama Greene’a, dochodząc do wniosku, że warto przeczytać coś klasycznego ( poz. 24 w kolekcji GW).
Pisarz uznawany za jednego z najwybitniejszych pisarzy katolickich XX wieku dotyka rutyny, obojętności i przyzwyczajenia w 15 –sto letnim związku głęboko wierzącej i praktykującej pary. Co ma zrobić gorliwy katolik, kogo ma wybrać - żonę, kochankę a może Boga, w którego wierzy? Akcja powieści rozgrywa się w 1942 roku w oddalonej od działań wojennych zachodniej Afryce. Niby dawno, a jednak problem pozostaje aktualny aż to bólu.
- Wszak po śmierci bliskiej nam osoby, to rozwód uważany jest za najbardziej traumatyczne przeżycie… Bohater „Sedna sprawy” siłuje się ze sobą i swoim Bogiem, ( bo chociaż Bóg jest jeden, to każdy z nas ma o Nim swoje wyobrażenie). Kogo, lub co wybiera?
Polecam na jesienne wieczory.
*
j.