Wróciłem.../ cz. 1/

Świstak nie zobaczył swojego cienia, po śniegu pozostało tylko wspomnienie, ptaki już pieją od rana – znaczy się - koniec zimy. A jak koniec zimy, to wracamy z zimowego leża do naszego Aleksandrowa. Dlaczego naszego? A jak może być inaczej – i tak mieliście z nami spokój, co najmniej 15 lat. Tylko sarenki, zające, lisy, zabłąkane łosice, ale z tym już koniec. Nie jesteśmy specjalnie wybredne, zjemy to, czego do tej pory nie wygrzebałyśmy z ziemi ubiegłej jesieni, a i wy sami lubicie nam coś niecoś podrzucić. Raz to jest chleb, ale zdarza się i nasz przysmak, czyli kukurydza...

*
Innym razem to resztki walające się po budowach, w tym kleje. Cholera, trochę nas muli i usypia naszą czujność, ale fakt – odlot po tym jest. Swoją drogą macie tupet – wchodzicie coraz głębiej w las, a nie możecie się budować na tym „pierdolniku”, dokoła, co? Pewnie, wycięcie lasu, wchodzenie na nasze żerowiska jest łatwiejsze, niż ogarnianie tych bieda-kwartałów ulic i dróg. I jeszcze te siatki leśne, wczoraj nie było, a dzisiaj już są! Nie jestem gołosłowny – do tej pory przecinałyśmy waszą jedyną autostradę ( Zł. J) tuż obok przedszkola, a teraz musimy nadkładać drogi obok betoniarni, a tam taki nasyp. Myślicie, że 100 kilo żywca to betka? Zaraz go wam rozplantujemy i zaczniecie łamać kulasy na tym chodniku.

Jak powiedziałem – wróciliśmy, jak dwa razy dwa jest cztery. Jest nas już ponad 1000 sztuk – tak przynajmniej twierdzą wasi pożal się boże eksperci. Ciekawe jak nas policzyli? Według nich żerujemy w nocy (to tak naprawdę guzik prawda). Jest nas dużo więcej i będzie coraz więcej. Owszem wasi umiłowani włodarze ( raczej tylko administratorzy) ogłaszają, że będą nas odławiać! Ba, strzelać do nas będą !!!– Nie dajcie się oszukać, to tylko komunikaty pod publikę. A te odłownie? Śmiechu warte - tylko nasze bachory dają się na to nabrać, my – starszyzna, nie. A co, żeby potem tyle tych kilosów drałować z powrotem? A nawet jak jakaś dzidzia do tego wlezie, to sami ją wypuszczacie, bo przecież wszyscy wiedzą, że poza UK, to tylko w RP jest tak dużo miłośników zwierząt.

Co gorsza, w ogóle ignorujecie zasady bezpieczeństwa słuchając tych waszych mądralińskich, że niby wystarczy pajacyk, pohukiwanie, albo piesek nas wystraszy. Jesteście pewni? Nie powiem czasami bywa nawet...zabawnie. – Wychodzi rano już starszy jegomość do roboty, ja za jego furtką z partnerką i drobiazgiem szukam czegoś do zjedzenia. Baba w krzyk z obawy o małe, to ja z szarżą na dziadka. A ten mnie ...kanapką okłada, śmiechu warte po prostu. Potem znalazł w kieszeni coś jakby nóż- dałem mu spokój, bo sobie jeszcze krzywdę zrobi, ale locha była zadowolona. Ale nie zawsze jest tak miło - jak na przykład ta kobieta, co trzy miesiące spędziła we szpitalu i potrzebny był przeszczep skóry? A co z pieskami? Wczoraj na ten przykład, po południu paniusia z trzema pieskami i z jedną smyczą wyszła nam na linię żeru i co? I ... jajco – sorry nic personalnie, ale radzę wam – mniej piesków, a więcej dzieci. Wy macie zegarki, a my mamy czas – po nocy się śpi, a w dzień się żeruje. Co wy sobie myślicie? – Ile się trzeba nałazić, aby zebrać wiadro tych pędraków, żołędzi i innego badziewia, a żryć się chce i, że niby w nocy mamy sobie to wszystko wygrzebać? Wolne żarty...

Tak, to już koniec waszego beztroskiego wałęsania się po lesie i okolicach, już jesteśmy z powrotem.

*
Wasz dzik